Był Pan z nami wtedy, gdy w strachu przed biedą
Kierowaliśmy się wszyscy najpilniejszą potrzebą
Głos na PiS radośnie oddawaliśmy
Bo w Pańskie idee szczerze wierzyliśmy
Udało nam się dokonać wiele, CBA powstało
Trzy czwarte świata przestępczego się Pana bało
Media atakowały nas zajadle i wściekle
Niech ci redaktorzy spłoną kiedyś w piekle
Dumę z bycia Polakiem mocno odczuwałem
Ja sam mieszkanie za darmo od państwa dostałem
Za zasługi dla Polski i Narodu
Nigdy już nie zaznałem w swoim życiu głodu
PiS to była moja nadzieja i życie
Skończyło się patologiczne picie
Odrodziłem się na nowo dzięki polityce
Dziś wychodzę dumny na ulicę
Wszystko to zawdzięczam Panu, Panie Prezesie
Że nie chodzę już w podartym dresie
Lecz stać mnie na wiele i mogę sobie dziś powiedzieć
Wolałbym w PIEKLE SIEDZIEĆ
Niż bez Pana żyć
Tylko te Pańskie smutne oczy
Ten smutek też za mną kroczy
Że stracił Pan Brata najbliższego, ukochanego
A my prezydenta wspaniałego