Palestrina2005 Palestrina2005
69
BLOG

Krach wolnego rynku. Socjalizm zwycięża.

Palestrina2005 Palestrina2005 Polityka Obserwuj notkę 32
 

Ostatni kryzys w USA, a także długookresowe przemiany w Unii Europejskiej i w ogóle w zdecydowanej większości najbogatszych krajów świata pokazują, że wolny rynek/kapitalizm są w zdecydowanym odwrocie. Królować zaczyna natomiast socjalizm przenikający coraz większą część naszego życia - w postaci redystrybucji dochodów, coraz większego zaangażowania rządów i polityków w ręczne sterowanie gospodarką, a także w działalności samych firm.

Ktoś oczywiście da przykłady z Azji i powie, że to nieprawda, że najszybciej rozwijają się kraje, gdzie stawia się na kapitalizm.

Owszem, odpowiem, ale ja nie piszę, że socjalizm jest bardziej efektywny od wolnego rynku. Piszę, że socjalizm zaczyna dominować w krajach bogatych. Moim zdaniem jest to zmiana na gorsze. Ale faktem jest, że socjalizm ma się coraz lepiej w zdecydowanej większości bogatych krajów - w Unii Europejskiej, a także w USA.

Zwiększenie się socjalizmu w bogatych krajach świata wynika z trzech głównych przyczyn:

  1. Społeczeństwa, bogacąc się, stają się równocześnie coraz bardziej leniwe. Mogąc łatwo zaspokajać podstawowe potrzeby nie chce im się sięgać po więcej. Cenią coraz bardziej wolny czas i nic nie robienie. W związku z tym zamiast myślenia „zapracuję sobie" zaczyna dominować ideologia „należy mi się" (od rodziców, od państwa) lub „państwo powinno mi zapewnić". Zjawisko to narasta i prawdopodobnie będzie narastało w przyszłości.
  2. Politycy stają się coraz bardziej populistyczni/socjalistyczni. Łatwiejszym hasłem zjednującym wyborców staje się „damy Ci, Wyborco", „zapewnimy Ci, Wyborco" niż „umożliwimy Ci abyś zarobił sobie na to", „bądź odpowiedzialny za swoje czyny". Każdy z polityków pokazuje do znudzenia jak bardzo jest „wrażliwy społecznie". Politycy znakomicie wyczuli nastroje społeczne i brną w populizm. Zwiększenie fiskalizmu, centralne sterowanie podoba się politykom. Daje im większą władzę, umożliwia nadużycia, „ustawienie" rodziny, znajomych i czerpania korzyści z socjalistycznego systemu, który ogranicza władzę firm i zwykłych ludzi a zwiększa władzę i korzyści polityków.

Na temat powyższych dwóch spraw (coraz bardziej socjalistyczne społeczeństwa i coraz bardziej socjalistyczni politycy) napisano już wiele. Nie będę wiec powtarzał tego co już napisano i zanudzał czytelników. Skoncentruję się na trzecim elemencie, który przenika nasze życie i powoduje, że socjalizm coraz bardziej zadomawia się w bogatych krajach:

 

3. Firmy w krajach o gospodarce rynkowej stają się coraz bardziej    socjalistyczne i działają jak przedsiębiorstwa w socjalizmie (brak jasnego właściciela, biurokracja, brak koncentrowania się na potrzebach klienta) przez co kapitalizm traci swoją najsilniejszą mocną stronę.

 

 

Pamiętam, gdy jeszcze jako uczniowi szkoły podstawowej w PRLu ktoś tłumaczył mi w bardzo prosty sposób wyższość gospodarki wolnorynkowej nad centralnie sterowaną:

„W kapitalizmie jest właściciel, który pilnuje aby pracownicy sprawnie i efektywnie pracowali, pańskie oko konia tuczy. W socjalizmie wszystko jest państwowe, czyli niczyje"

 

Zapamiętałem sobie te słowa. To oczywiście uproszczenie. Ale bardzo dobrze oddaje przewagę kapitalizmu nad socjalizmem. Pokazuje dlaczego ZSRR przegrał, dlaczego na dłuższą metę socjalizm powoduje wolniejszy rozwój.

Ale... czy aby powyższe sformułowanie (w gospodarce wolnorynkowej „Pańskie oko konia tuczy") ma odniesienie do dzisiejszych, wolnorynkowych amerykańskich i europejskich przedsiębiorstw?

Moim zdaniem - coraz mniejsze.

Firmy w gospodarce rynkowej także stają się właściwie niczyje. Właściciel staje się coraz mniej identyfikowalny. Kiedyś mieliśmy wielkiego właściciela/kapitalistę który pilnował własnego interesu i odpowiadał za niego swoim kapitałem. Ponieważ były to jego pieniądze dbał o nie i kontrolował je.

Teraz sytuacja się zmieniła. Globalne firmy są coraz trudniejsze do kontroli. Właścicielem nie jest już kapitalista, lecz często bardzo rozdrobnieni akcjonariusze. Właścicielem firmy częstą są różne bezosobowe Banki, Fundusze, Towarzystwa. Właścicielem firmy jest inna firma, której z kolei właścicielem jest jeszcze inna firma. A w firmach tych pracują nie właściciele lecz pracownicy. Pracownicy coraz mniej identyfikują się z firmami, w których pracują. Chcą zarobić pieniądze i odejść gdy nadarzy się okazja na lepszą posadę. Dodatkowo mnogość przepisów (choćby w UE), systemów dotacji itd. powoduje, że firmy coraz bardziej koncentrują się na zaspokajaniu urzędników państwowych zamiast konsumentów.

Właściciel/kapitalista kilkakrotnie zastanowił się zanim podjął strategiczną decyzję. Wiedział, że są to jego pieniądze/kapitał. Zastanawiał się nad długookresowymi skutkami swoich przedsięwzięć. Wiedział, że w przypadku błędnej decyzji straci wszystko.

Dzisiejsi menedżerowie (którzy tak naprawdę mają decydujący głos w firmie, często „gwiazdy" np. w USA) nie ryzykują własnym majątkiem. Oczywiście jeśli zniszczą sobie nazwisko w przyszłości nie mogą liczyć na wysokie zarobki. Ale w świecie korporacji sukces i porażka są sprawą względną. Ważne, aby wizerunkowo dobrze się wykreować w firmie i odpowiednio szybko (w sytuacji ewentualnego kryzysu) ewakuować się na inną posadę.

Dodatkowo sprawę utrudnia fakt, że w wielkich, międzynarodowych koncernach bardzo rozmywa się odpowiedzialność. Sukces ma wielu ojców, porażka żadnego.

Gdyby był właściciel kontrolujący tych menedżerów sytuacja byłaby inna. Ale obecnie Rady Nadzorcze często składają się z „dziwnych ludzi" (słynny opisywany w literaturze przypadek Rady Nadzorczej koncernu Disney składającej się z przypadkowych ludzi typu, o ile dobrze pamiętam, Dyrektor Szkoły), a firmach będących właścicielami innych firm, też są nie prawdziwi właściciele ryzykujący własnymi pieniędzmi, a pracownicy chcący się wypromować.

Polityka a nie efektywna praca staje się w firmach najważniejsza. Firmy tracą większość zasobów na bezproduktywne analizy, prezentacje i spotkania w których poszczególni pracownicy starają kreować się, pokazać, jacy są wspaniali.

Dyrektorzy Generalni, często premiowani przez kurs akcji starają się napompować go do niewyobrażalnych rozmiarów nie myśląc o długookresowych korzyściach czy długookresowym ryzyku dla firmy. Tak samo menedżerowie wyższego i niższego szczebla oraz szeregowi pracownicy bardziej myślą o własnych premiach i własnej promocji niż o efektywnej pracy.

Przedsiębiorstwa stają się wielkimi, zbiurokratyzowanymi, bezosobowymi molochami, które żyją własnym życiem, będąc tak naprawdę niczyje. Dla pracowników stają się głównie maszynkami do robienia kariery i politykowania na niekończących się spotkaniach i prezentacjach.

Jak to się ma do ostatniego kryzysu? Jak to ma się do udzielania ryzykownych pożyczek hipotecznych przez banki co może się odbić czkawką także w Polsce?

Bardzo prosto. Szeregowego handlowca w banku (czy „doradcę kredytowego") interesuje tylko jego własna premia. Udziela wiec jak najwięcej kredytów, często nie patrząc na prawdziwą zdolność kredytową kredytobiorcy czy też na ryzyko spadku cen nieruchomości. Szefów Sprzedaży też interesuje tylko ich własna premia i awans, więc starają się nie widzieć ewentualnych nadużyć. Dodatkowo mają wielką presję od Dyrektorów na realizację celów sprzedażowych. Dyrektorów także nie interesuje ryzyko. Interesuje ich realizacja ich celów, premia i awans. Bo w razie czego ewakuują się a pieniądze i premie dostają teraz „do ręki".

Wreszcie Zarząd, będący pod presją wysokich cen akcji, także stara się pokazać jak najlepsze wyniki sprzedaży, aby zainkasować jak najwyższe bonusy. Ryzyko? Przecież to nie moje pieniądze....

Ludzie w firmie, którzy mówią o tym ryzyku, traktowani są jak wrogowie. Przecież chcą ograniczenia liczby przyznawanych kredytów! To będzie biło w premie większości pracowników! Najlepiej zwolnić tych malkontentów bez jaj.

Ktoś powie, jest kontrola właścicielska. Ale w sytuacji rozdrobnionego akcjonariatu, przypadkowych ludzi (czasem z politycznymi koneksjami) w Radach Nadzorczych, sytuacji gdy jedna bezosobowa firma jest własnością drugiej bezosobowej firmy wszystko jest właściwie niczyje jak w socjalizmie.

A jak firma zbankrutuje? Ludzie odejdą gdzie indziej. Mamy zasiłki, państwo socjalne, związki zawodowe, każdy patrzy więc na dzień dzisiejszy, a nie na długookresową kondycję firmy. Ważne aby obłowić się dzisiaj. Nikt nie ryzykuje własnymi pieniędzmi, więc nikt nie martwi się specjalnie o ryzyko. Poza tym w razie problemów - Państwo pomoże firmie...

Co innego w sytuacji gdyby firmę dobrze kontrolował właściciel/kapitalista. On wiedziałby że ryzykuje własnymi pieniędzmi. Jego mniej interesowałby krótkookresowy wzrost cen akcji a bardziej to żeby mieć z firmy stały, pewny dochód.

A więc, doszliśmy do sytuacji gdy kapitalizm, wolny rynek powoli sam zmienia się w socjalizm. Tak jak w socjalizmie wielkie firmy w najbogatszych państwach staja się bezosobowe i niczyje. Pracownikom służą głównie do politykowania i robienia karier a nie efektywnej pracy. Zupełnie jak w PRLu.

 

Opisałem problem, ale czy jest jakaś recepta?

Niestety nie widzę prostej recepty. Firmy są już tak wielkie, że stają się niekontrolowane przez właścicieli.

W skali mikro, na pewno jest to kubeł zimnej wody na miłośników wszelkich fuzji i przejęć. Firma wielka nie znaczy bardziej zyskowna i efektywniejsza. Korzyści z fuzji niszczone są przez biurokrację, bezwładność i coraz większe politykowanie pracowników oraz brak kontroli.

Patrząc jednak w skali makro, ciężko jest znaleźć receptę która uzdrowiłaby sytuację, tym bardziej, że dla większości uczestników istniejącego systemu (pracownicy, zarządy, rady nadzorcze,  politycy) wszelkie zmiany są niepożądane.

 

 

niepoprawny politycznie, miłosnik prawicy i wolności słowa...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka