Dziś debata w Sejmie nad zlikwidowaniem finansowania partii politycznych z budżetu państwa. Wniosek PO przepadł. PSL grozi wyjściem z koalicji. PiS mówi o słowach Tuska, że to skandal i bezczelność. SLD zbulwersowane i przerażone.
Platforma Obywatelska chciała zlikwidować finansowanie partii politycznych z budżetu państwa, czyli de facto z pieniędzy wszystkich podatników. Oczywiście w kampanii. Mając jednak koalicjanta lubiącego korzystać z państwowych datacji, czyli PSL, złagodziła stanowisko i zgłosiła projekt zawieszenia finansowania na dwa lata. Dzisiaj jednak Sejm odrzucił w pierwszym czytaniu wniosek PO dotyczący zawieszenia na dwa lata - od kwietnia 2009 do końca grudnia 2010 roku - finansowania partii politycznych. Za odrzuceniem projektu głosował m.in. PSL.
Moim zdaniem PO forsowało projekt z dwóch powodów. Po pierwsze: pozytywny PR, gdyż społeczeństwo w przytłaczającej części chciałoby odciąć polityków od pieniędzy publicznych, a w szczególności tych przekazywanych bezpośrednio z budżetu państwa do partii politycznych, czyli faktycznie kilku osób podejmujący w partii decyzje strategiczne. Po drugie, z uwagi na przewagę konkurencyjną nad pozostałymi partiami politycznymi. PO ma, kto finansować i moim zdaniem nie jest to zarzut. Jak kogoś stać to niech finansuje ze swoich pieniędzy działalność polityczną, po jednym warunkiem, że nie będzie z tego tytułu czerpał osobistych korzyści ze środków publicznych. Jest to jednak bardzo mało prawdopodobne.
Nie te czas i nie Ci ludzie. Kiedy Polska odzyskała niepodległość w 1918 roku była państwem biednym i zrujnowanym, ale nie wszyscy Polacy byli przecież ubodzy. Dlatego uznano, że polskimi ambasadorami powinni być polscy magnaci, którzy w zamian za tytułem i splendor bycia ambasadorem zobowiązywali się ze swoich własnych środków do zakupu budynków na siedziby ambasady i utrzymywania ich w należytym stanie. Dzięki temu, np. w Paryżu Polska ma do dziś ambasadę w zabytkowym budynku, który jest udostępnianych zwiedzającym. A jakie tam były imprezy! Czytając biografię Charlesa de Gaulla napisaną przez brytyjskiego autora znalazłem fragment, w którym autor pisze, że cała śmietanka towarzyska i polityczna zawsze czekała na doroczny bal w polskiej ambasadzie, a imprezy trwały zawsze do białego rana.
Ponadto, obserwując uważnie kampanii wyborcze, zauważyłem, w jaki prosty sposób, ale trudno zauważalny i ciężki do udowodnienia zawierany jest deal między politykami a przedsiębiorcami z kręgu reklamy i marketingu. Nasze miasta w czasie kampanii obwieszone są tysiącami plakatów, bilbordów, czy ogromnymi wizerunkami polityków na ścianach domów, są miliony ulotek, listów, gadżetów i reklam telewizyjnych i radiowych. Gdyby policzyć rynkowe koszty to sięgałyby one setek milionów, ale w przeważającej części partie i politycy nie płacą za te reklamy.
Firmy robią to za darmo, no prawie za darmo, ale przecież w biznesie altruistów jest jak na lekarstwo. Więc dlaczego robią reklamę w kampaniach za darmo? Później otrzymują bardzo intratne zlecenia od samorządów, instytucji rządowych i samorządowych, równych agend i agencji i w ten sposób zarabiają setki milionów. Taka oto symbioza i tym powinno się zająć instytucje do tego powołane np. CBA. Pitera niech lepiej nie zaprząta sobie tym głowy, gdyż tylko skompromituje temat.
Wracając jednak do dnia dzisiejszego. PSL jest oburzone, ponieważ PO skrytykowała ugrupowania, które sprzeciwiają się zawieszeniu finansowania partii z budżetu za "rozpaczliwą próbę obrony stanu posiadania". Widać, że dla PSL-u kasa z budżetu państwa jest tak cenna, że gotowi są nawet zerwać koalicje.
SLD złożyło w Sejmie swój własny projekt, który ma ograniczyć finansowanie partii. Oczywiście ograniczenie ma dotknąć głównie duże partie polityczne, czyli PO i PiS, natomiast mniejsze, czyli SLD i PSL, w niewielkim stopniu. SLD zgłosił projekt, pewnie myśląc, że nikt go nie poprzez, ale będą mogli w mediach mówić, że to oni chcieli ograniczyć ten bizantyjski wymysł. Tymczasem Donald Tusk oświadczył, że jeszcze dziś w sejmie zostanie przeprowadzona ustawa SLD. Tryb ekspresowy. Trzy czytania jednego dnia. Wojciech Olejniczak słysząc to pobladł z przerażenia.
Prawa i Sprawiedliwość ustami prezesa Kaczyńskiego twierdzi, że zniesienie finansowania partii z budżetu państwa doprowadzi do korupcji na szeroką skalę, ponieważ partie będą zasilane środkami niewiadomego pochodzenia, w tym nawet od przestępców. No tak, ale jak napisałem powyżej, już dziś praktycznie wszystkie partie obchodzą wszelkie zakazy się finansują ze źródeł niewiadomego pochodzenia, a przecież dostają ogromną kasę z budżetu państwa. Ponadto, gdzie ten socjalny, czy też socjalistyczny PiS, przeznacza pieniądze budżetowe.
Oczywiście na reklamę. Ostatnia kampania medialna PiS-u prowadzona w styczniu i lutym przy użyciu bilbordów oraz płatnych reklam telewizyjnych i radiowych kosztowała około 10 milionów złotych. Czy ma sens, aby polscy podatnicy płacili na takie bzdury, gdzie jedynymi beneficjentami się ludzie od reklamy i PR? Moim zdaniem nie.
O tym, że obchodzenie przepisów, co do finansowania partii politycznych jest nieograniczone dla kreatywnych ludzi, świadczy ostatni przykład Ligi Polskich Rodzin, oddziału Libertas Polska i jej mentalnego i finansowego zagranicznego patrona D. Ganleya. Jest zakaz finansowania polskich partii politycznych przez cudzoziemców? Jest. LPR i Libertas Polska nie ma pieniędzy na kampanię wyborczą do Parlamentu Europejskiego? Nie ma. Co zatem zrobić? Zaciągnąć w banku kredyt, za który poręczy Ganley. Był problem i nie ma problemu. Takich trików można tworzyć wiele. Swoją drogą, zupełnie nie rozumiem jak liderzy tych ugrupowań odwołujących się do idei narodowej, zamierzając brać kasę na bieżącą dzielność polityczną z zagranicy. Pewnie, jak sięgają po kasę Irlandczyka Ganley, to pewnie i wezmą pieniądze od Pan X z Niemiec, Pani Y z Rosji, czy Pana Z z Izraela. Takich to w Polsce mamy „narodowców”. Dmowski się pewnie z grobie przewraca.
Co zatem zrobić w finansowaniem partii politycznych? Moim zdaniem można zrobić system mieszany. Ograniczyć obecne budżetowe finansowanie partii politycznych, powiedzmy, o 80-90%, co nie będzie miało żadnego negatywnego wpływy na merytoryczną działalność partii politycznych oraz wprowadzić dla osób fizycznych – obywateli polskich, możliwość odpisywania 1% podatku dochodowego na rzecz partii politycznych (podobnie jak 1% na rzecz organizacji pożytku publicznego. W ten sposób zostanie zachowane niezbędne minimum dla funkcjonowania partia politycznych, ponadto każdy z obywateli będzie mógł decydować, czy chce dodatkowo przeznaczyć 1% na rzecz konkretnej partii politycznej, a budżet państwa i tak na tym skorzysta, ponieważ suma środków przekazywanych dla partii w powyższy sposób będzie i tak dużo mniejsza, aniżeli jest do obecnie.
Sylwester R. Jaworski