Nasze państwo (a właściwie rząd) jak zwykle bohatersko walczy z problemami, które samo stwarza (a właściwie stwarzają rządzący)!
Co roku na przełomie grudnia i stycznia mamy podobny problem - lekarze mówią, że kontrakty z NFZ są za niskie natomiast NFZ twierdzi, że lekarze chcą zedrzeć z Państwa (a może z urzędników?) ostatnią koszulę. Oczywiście obie grupy mają na myśli nasze, pacjentów dobro (chociaż może to tak jak w tym kawale: "rząd chce naszego dobra, dlatego mamy go coraz mniej"). Gazety piszą o zamkniętych przychodniach i nieszczęściu ludzi, którzy w styczniu nie będą mogli dostać się do lekarza. A ja się zastanawiam, dlaczego to jest tak głupio zorganizowane. Czy wszystkim kontrakty muszą się kończyć w grudniu? Jeśli kontrakty byłyby podpisywane na różne okresy, kończyłyby się w różnych terminach. Wtedy nie byłoby niebezpieczeństwa, że w styczniu będzie zamkniętych kilkadziesiąt procent przychodni!
A może wcale nie chodzi o to żeby było lepiej i logiczniej, tylko aby pokazać, jak bardzo NFZ jest potrzebny i że bez niego lekarze nie leczyliby ludzi? Bo bohaterstwo ministra zdrowia walczącego z bezdusznymi związkami lekarzy w różnych mediach jest naprawdę wzruszające!
