kemir kemir
398
BLOG

O opozycji: szukanie własnej tożsamości. Część 1.

kemir kemir Polityka Obserwuj notkę 27

Źle się dzieje w państwie duńs... polskim. Tuskowa "ziemia obiecana", znana powszechnie jako "Polska uśmiechnięta" jawi się raczej jako utopijna wizja "szklanych domów", w której wielu ludzi, takich jak powieściowy Cezary Baryka, podobnie do niego czuje rozgoryczenie i powtarza: gdzież są twoje szklane domy/ gdzież ta uśmiechnięta Polska? Nie brakuje też postaci Karola Borowieckiego, Maksa Bauma i Moryca Welta, którzy tak jak w czasach Reymonta, tak i teraz są żywymi symbolami państwa - monstrum, niszczącego w istocie nawet nie tyle struktury państwa, co zwykłych ludzi, przeglądających się w krzywym zwierciadle fałszywej rzeczywistości. Odchylenia psychicznie wynikające z nienawiści do inaczej myślących są bowiem niezaprzeczalnym faktem. Z obydwu zresztą nienawidzących się stron. A reymontowskie zestawienie Polaka, Niemca i Żyda obok siebie ma i dziś wymowę więcej niż symboliczną.


Polska to państwo. Państwo to naród. Naród to my. My to społeczność. Społeczność to wspólnota. Wspólnota to więzy tradycji i uniwersalnych wartości. Wystarczy zatem zniszczyć poczucie wspólnoty, żeby spowodować efekt domina - finalnie niszczący państwo. Ten, kto posiada horyzonty myślowe trochę wykraczające poza czubek własnego nosa, musi ów proces dostrzegać. Nieważne jest przy tym, kto i jak ten samobójczy proces rozpoczął - ważne, żeby przynajmniej podjąć próbę ratowania tego, co jeszcze do uratowania być może jest.


Emocjonujemy się wojną o państwowe media. Z rożnych powodów i z różnych motywacji. Emocje fałszują nam istotę tej "zadymy", w której po prostu jedni czynownicy propagandy partyjnej, zastępowani są innymi, ale w gruncie rzeczy takimi samymi czynownikami innej propagandy partyjnej. Fałsz polega na tym, że cały ten jazgot skupia się na wymianie rzekomego zła na rzekome dobro. Tymczasem ani to zło nie było takim złem jak się go opisuje (chociaż złem było!), ani nadchodzące dobro z definicją dobra nie ma nic wspólnego. Istotą tej wojny o media jest sposób i metody zastosowane w celu wymiany czynowników. Określane przez niektóre zachodnie media i wszystkich tych konstytucjonalistów i prawników w Polsce, którzy nie sprzedali się za jakieś benefity idei ośmiu gwiazdek, jako zamach stanu, stan wojenny i pogwałcenie Konstytucji. Niedowiarkom proponuję eksperyment: wyobraźcie sobie, że dokładnie metodami Sienkiewicza PiS w 2015 przejmuje media. W Brukseli rozpętało by się piekło, a nie wiem, czy nie skończyłoby się to prewencyjnymi nalotami NATO na Warszawę. Żartuję, ale doprawdy nie tak bardzo.


Świadczy to o tym, że demontaż państwa wkracza w nową fazę. Po zniszczeniu więzi charakterystycznych dla wspólnoty, zaczyna się faza demontażu struktur prawa. W myśl rządzących obowiązuje tylko jedno prawo: Prawo to my. Być może i piszę to serio, Donald Tusk ogłosi niebawem: państwo to ja - wzorem Ludwika XIV, króla Francji nazywanego Królem-Słońce, będącego władcą epoki absolutyzmu. Ale sprawa przejęcie mediów w majestacie drastycznego łamania prawa, to - pisząc kolokwializmem - pikuś, festyn dla gawiedzi z elementami igrzysk. A tak naprawdę gra toczy się o bardzo poważną stawkę - miejsce Polski, a raczej brak tego miejsca na politycznej mapie Europy. Dla przyczyn takich jak zawsze: od wieków mamy bowiem niezbyt sympatycznych sąsiadów.


Na łamach "Frankfurter Allgemeine Zeitung" ukazał się felieton byłego ambasadora Niemiec w Polsce. Arndt Freytag von Loringhoven napisał w nim, że "w interesie Warszawy i Berlina leży potrzeba ściślejszej integracji Bundeswehry z Siłami Zbrojnymi RP, a w dłuższej perspektywie także trwałe przemieszczenie wojsk niemieckich do Polski". Szokujące? Nie, bo prawdziwym szokiem jest informacja kim pan były ambasador jest. A jest synem Bernda Freytaga von Loringhoven – majora Wehrmachtu podczas II wojny światowej, adiutanta szefów sztabu generałów Heinza Guderiana i Hansa Krebsa. Odznaczony Krzyżem Niemieckim, w kwietniu 1945 roku został oficerem personelu odpowiedzialnego za przygotowanie raportów dla Adolfa Hitlera. Ta praca wymagała stałej obecności w otoczeniu Hitlera. Pan Arndt Freytag von Loringhoven jest zatem synem nazisty. Nazisty z najbliższego otoczenia Hitlera.


Dlaczego o tym dosyć szczegółowo piszę? Bo bez względu na to, czy integracja Sił Zbrojnych RP z Bundeswehrą jest realna i możliwa (lub nie), jest to jeden z przykładów pokazujących jak niemieckie elity polityczne traktują i Polskę i jakie mają wobec Polski plany. To nie są plany pokojowe, chociaż - rzecz jasna - nie będzie inwazji jak 1939 roku. Doskonale to widać także na przykładzie KPO, którego nie hamowały żadne kamienie milowe. Bo tych kamieni zwyczajnie nie było - poza jednym wielkim głazem: dojścia do władzy w Polsce Donalda Tuska. Daleki tu jestem od powtarzania wielu nieprawdziwych stereotypów i mitów na temat Niemiec i Niemców, bo wiele z nich jest po prostu krzywdzące, ale trudno uciec od nasuwających się wniosków. A te są zdefiniowanie przez doktrynalne w polityce Niemiec zjawiska: dualizmu na Łabie i mechanizmu z Rapallo. Oznaczają one w skrócie, że Polska będzie hinterlandem, zapleczem, półperyferią jądra UE, które w sfederalizowanej Europie stanowić będzie Berlin i Paryż. O Rapallo nie ma co pisać, bo ten niemiecki romantyzm w kierunku Rosji jest zawsze dla nas zabójczy. Ale podobno niemiecki romantyzm z Rapallo zastąpił romantyzm transatlantycki. Czy rzeczywiście? Się okaże.


Tak czy siak, rząd Tuska dla Niemiec oznacza otwartą furtkę, przez którą bez przeszkód mogą urządzać Polskę dokładnie według swoich planów. Być może z korzyścią dla nas wszystkich (w co nie wierzę), a być może szykuje się coś w rodzaju nowej Generalnej Guberni. Artykuł wpływowego syna nazisty złudzeń raczej nie pozostawia. Nie chcę też przesądzać o roli Tuska, bo on albo jest polskim premierem, któremu złośliwie przypisuje się rolę "gauleitera" na nową GG, albo jest rzeczywiście "gauleiterem" udającym polskiego premiera. Chciałbym się mile rozczarować, problem jest jednak taki, że jestem urodzonym realistą.


Ale... miało być o opozycji (PiS i Konfederacja). I będzie - nawet detalicznie, ale w następnej części. Na razie pozwolę sobie na mały wstęp poprzedzony nakreśloną powyżej sytuacją Polski w chwili obecnej. Doszedłem bowiem do wniosku, że jeśli o opozycji pisać w ogóle, trzeba najpierw  nakreślić tło (przynajmniej jakąś jego część), w jakim przychodzi jej działać. No właśnie - działać. A z tym działaniem dobrze, niestety, nie jest. Na domiar złego tło, które nakreśliłem, to zaledwie fragment dużej całości, na którą składa się cała masa polskich problemów gospodarczych, społecznych i światopoglądowych. Skalę problemów zwiększa także fakt, że wielu Polakom zupełnie nie przeszkadza pozycjonowanie się jako obywatele hinterlandu. Im tak nawet pasuje. Żarty się zatem skończyły. Albo pozostaniemy państwem jeszcze z jakąś namiastką suwerenności, albo - i na to się zanosi - będziemy zaledwie mieszkańcami geograficznego terytorium pod nazwą Polska. Oczywiście Ursula von Cośtam i jej skorumpowana świta, będzie nas (Tuska) klepać przyjaźnie po plecach i pojawi się cała lawina pochwał jak to w Polsce powróciła praworządność, trwa rozwój demokracji, a gospodarka to tygrys Europy. W Polsce myszki agresorki będą piszczeć w radości z "przywrócenia Polsce miejsca w demokratycznej Europie", przy aplauzie wytresowanych szczurków różnej maści. Ale to już było: piękna fasada odnowionego domu, z brudnym podwórkiem.


Dlatego opozycja ukształtowana po październikowych wyborach ma do odegrania najważniejszą rolę w całej opozycyjnej historii po 1989 r. Nigdy jej opozycyjna rola nie była tak ważna i tak niezbędna dla Polski. Są jednak poważne obawy, czy ta aktualna opozycja do tej roli dorosła. Bo na Nowogrodzkiej wciąż zaobserwować można tylko zamroczenie po wyborczym nokaucie, a Konfederacja zachowuje się jak dziecko we mgle. Jedni i drudzy muszą się "ogarnąć" i poszukać swojej tożsamości. Czy ją odnajdą? O tym w następnej części.



kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka