kemir kemir
569
BLOG

"Wywiad" Tuska, czyli powiało Orwellem..

kemir kemir Polityka Obserwuj notkę 20

Gdybym miał możliwie najkrócej określić wczorajsze przedstawienie teatralne, szumnie nazwane wywiadem z Donaldem Tuskiem, to krzyknąłbym tylko: ratuj się kto może! Nie chcę i nie będę się prymitywnie nad tym spektaklem wyzłośliwiał, bo żałosnego, prostackiego hejtu mamy w nadmiarze po obydwu stronach sporu, ale nie sposób też odnieść się do tego wydarzenia w sposób merytoryczny. Z bardzo prozaicznej przyczyny: w monologu premiera nie znalazło się ani jedno zdanie, które mogłoby świadczyć o konstruktywnym, programowym i sensownym podejściu do spraw polskich, do budowania polskiej społeczności na miarę polskich tradycji, obyczajowości i doświadczeń historycznych, do tworzenia pomostów między różnymi koncepcjami rozwoju gospodarczego, społecznego i politycznego.



Nic. Zero. Null. Niech nikt tu nie protestuje, bo - owszem - różne deklaracje ze "złotych" ust Donalda Tuska padły, ale te wszystkie słowa skutecznie zostały skasowane przez mowę ciała premiera. Tusk, pomimo komfortowych warunków stworzonych przez asystę usłużnych tzw. dziennikarzy (tylko p. Witwicki stwarzał jakieś pozory szacunku do swojego zawodu), wił się jak ten przysłowiowy piskorz, grymasy na jego wykrzywionej twarzy obrazowały męki ducha, a gestykulacja kojarzyć się mogła tylko z ruchami diabła spryskanego święconą wodą.  No cóż, pan premier niemal do perfekcji opanował język komunikacji werbalnej, ale w zgodzie z zasadą że "coś za coś", w komunikacji niewerbalnej jest jak dziecko, któremu zabrano wiaderko z łopatką.


No dobrze, a co w takim razie pan premier nam zapowiedział? Ano zapowiedział czystki iście stalinowskie, żeby nie szukać innych przykładów (nie)godnych porównania, których w historii jest pełno i które wszystkie skończyły się tym samym: po czasie terroru, siłowego zaprowadzania swoich porządków i narzucania politycznej dominacji, następował paradoksalny czas zmian, znanych jako pożeranie przez rewolucję własnych dzieci. Tusk chyba pominął tą lekcję, na której ktoś mówił o terrorze jakobińskim, podczas którego zginęło wiele osób, będących wcześniejszymi zwolennikami rewolucji. Na przykład Robespierre. Ale pomijając zbrodnie Rewolucji Francuskiej, na myśl przychodzi tutaj orwellowska prawda: "rewolucje mogą przynieść radykalną poprawę, gdy masy będą czujne i będą wiedzieć, jak pozbyć się swych przywódców, gdy tamci zrobią, co do nich należy". Trzeba też złośliwie (a jednak) przyznać, że Tusk niewątpliwie coś z Orwella przyswoił: "Wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre zwierzęta są od nich równiejsze”


Ale, żeby było sprawiedliwie, to ostatnie zdanie dotyczy także poprzedniej ekipy rządowej. Tu widać kolejny paradoks polskiej sceny politycznej, ponieważ ta orwellowska satyra państwa totalitarnego ("Folwark zwierzęcy") stała się świetnym, wysokooktanowym paliwem dla ekipy Tuska. Nie mam, rzecz jasna, zielonego pojęcia, na ile to paliwo jest prawdziwe, a na ile to czysty fałsz i demagogia, ale coś na rzeczy jest. Pewnie się niektórym mocno narażę, ale sprawa Kamińskiego i Wąsika, która tak mocno wszystkich nas rozgrzewa, raczej nie jest tak personalnie kryształowa, jak to zapodaje nam PiS, chociaż nadgorliwość tuskowych "robespierrów" jednoznacznie wskazuje intencje zblatowanych kast: politycznej z kastą "praworządnych" sędziów.


Porównanie nie jest jednak liniowe i jednoznaczne. Jest nawet zasadnicza różnica polegająca na tym, że PiS "rewolucjonizował" Polskę niezgrabnie, ale w białych rękawiczkach, natomiast ekipa Tuska idzie śladem Robespierra, żeby nie napisać, że tropem sowieckich czystek przeprowadzonych rękami takich czynowników jak np. Nikołaj Jeżow. Szczerze pisząc, nie jest mi specjalnie trudno odnaleźć w rządzie Tuska alter ego towarzysza Jeżowa, tudzież Wiaczesława Mołotowa, Łazara Kaganowicza, Nikołaja Bucharina, czy Ławrientija Berii. PiS naprawiał ściany państwa niczym pijany murarz-tynkarz-akrobata, klajstrując tu o ówdzie tak tylko, żeby się jakoś trzymało, za co dziś przychodzi słono płacić. Rachunek realizuje człowiek - demolka, po którym owe ściany mogą być tylko kupą gruzu, czyli CH, D i KK. Niestety, ten rachunek dotyczy nas wszystkich, także tych fanatycznych sekciarzy - tuskowników, którzy cieszą się z "depisizacji" radością karpia przed Wigilią.


Dlatego powiadam: ratuj się kto może. Hasło,  które należy odczytywać - walcz z tym złem kto może. Tusk, który głosi piękne hasło, że wszyscy mają takie same prawa, niczym nie różni się od szalonych rewolucjonistów  głoszących komunały o równości i braterstwie. Tylko, że zawsze wszystko się zmienia. Oni - owszem - nadal wszyscy są i będą równi, ale pośród nich są i będą równiejsi. Tak tworzą się dyktatury, kasty i podziały na warstwy społeczne. Stary porządek zostaje zastąpiony nowym... ale niewiele różniącym się od poprzedniego. A zazwyczaj gorszym. Wszyscy powinniśmy to sobie zapamiętać. I wy też, drodzy tuskownicy!





kemir
O mnie kemir

Z mojego subiektywnego punktu widzenia jestem całkowicie obiektywny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka