Początkowo wydawało się, że telenowela gazociągowa będzie przebiegać w pętli - okresowo dziennikarz zada pytanie "podobno jest jakiś problem z rurą", a premier lub szef dyplomacji odpowie "rzeczywiście, pojawiły się wątpliwości, ale wszystko będzie dobrze". Można było ewentualnie przewidywać niewielkie modyfikacje dialogu, np. w roku 2020 mógłby on brzmieć tak:
- Panie premierze, czy otwarcie gazoportu nastąpi w terminie?
- Tak, wszystko jest już w zasadzie dopięte. Tylko ta rura... Ale będzie dobrze.
Tę regularność zakłócił jednak, w tych dniach, minister Sikorski, napomykając w różnych wywiadach, jakoby zatarg o tor wodny został rozwiązany, na naszą korzyść, Niemcy pogłębili gazociąg "na głównym podejściu", a całe halo to już teraz tylko spór o "podejście zapasowe", czyli właściwie o małe piwo.
Ta niespodziewana deklaracja ministra spowodowała niepokój poznawczy i dyskomfort u widzów. Jak to możliwe, bowiem, że Niemcy pogłębili, a kanclerz Merkel, na konferencji, nic nie mówi, że pogłębili? Tylko to, co zwykle - że owszem, że w sprawie rury jak najbardziej, ale póki co, to i owszem. No i - kiedy pogłębili? Kto zdecydował, kto wynegocjował, jak im tam szło z kopaniem i czemu minister z premierem wcześniej się nie chwalili? Taki sukces przecież.
Być może, pogłębienia dokonano metodą "na Euro", a Niemcy nie mieli z tym nic wspólnego. Jak wiadomo, stan przygotowań Polski do Euro 2012 gwałtownie się poprawił, gdy zdecydowano, że autostrady, szybkie koleje, nowe lotniska, hotele i parki rozrywki nie są wcale niezbędne - wystarczą stadiony i żeby pan Zenek przeleciał się ze szmatą po poczekalni na Wschodnim. Może więc Świnoujście uratowano w podobny sposób - nasi fachowcy usiedli nad mapą, dobrze się namyślili i wyszło im, że główne podejście jest pogłębione, jak dwa dodać dwa.
Dlaczego jednak pani Merkel na konferencji ani słowem nie wspomina o pomyślnym rozwiązaniu, za to podnosi, iż "są przewidziane środki zaradcze na wypadek, gdyby gazociąg ograniczał wykorzystanie portów w Szczecinie i Świnoujściu" i dalej, iż należy "najpierw przekonać się, czy dojdzie w ogóle do takiej sytuacji" oraz że "gdyby tak się stało, jest wyraźnie ustalone, co wtedy ma się stać"? Taka postawa Angeli Merkel przywodzi na myśl okoliczność następującą:
- Sąsiedzie, dlaczego pan wynosi meble z mojego ogrodu?
- A co, ma pan zamiar używać?
Jak wiadomo, w takiej sytuacji sąsiad protestujący powinien umieć wykazać, że jego meble są mu potrzebne, inaczej wyjdzie na awanturnika. Należy więc albo szybko wyjaśnić nieporozumienie z panią kanclerz, albo przygotować dobre uzasadnienie, że z naszych portów zamierzamy skorzystać.
PS. Chyba wkrótce zaliczę wszystkie kategorie w Salonie. Tym razem "Energia". Adminku, dlaczego nie "Boisko"?