Paweł Pomianek Paweł Pomianek
426
BLOG

Odwiedziny u powodzian i spacer po Sandomierzu

Paweł Pomianek Paweł Pomianek Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Jeden z magazynów, z którym współpracuję zlecił mi napisanie reportażu o tym, jak radzą sobie powodzianie w Sandomierzu z likwidowaniem strat po powodzi. Moja wizyta w tym pięknym mieście miała dwie części i dwa oblicza.
Po przyjeździe zostaliśmy ciepło przyjęci przez ks. Jana Młynarczyka, proboszcza parafii Matki Bożej Królowej Polski i św. Jana Kantego. Mieliśmy okazję obejrzeć starty, jakie powódź wyrządziła na parafii. Zastaliśmy ks. Jana na przepisywaniu starych, zniszczonych przez wodę aktów chrztu (na szczęście możliwych do odczytania). Ślady kończącej się farby doskonale pokazywały, do jakiego miejsca na plebanii dotarła woda. Później obejrzeliśmy kościół. Zwłaszcza dolny, niemal całkowicie zniszczony. Jak mówi ks. Jan: „jedenaście stacji drogi krzyżowej popłynęło do Gdańska”. Zresztą nie tylko. Wiekowy proboszcz (50 lat kapłaństwa) nie stracił jednak ani krzty ze swojego poczucia humoru i co rusz zaskakiwał jakimś sympatycznym żarcikiem.
Później miałem okazję rozmawiać z kilkoma rodzinami. Rozmowy były bardzo ciepłe. Jednocześnie zarówno to, co opowiadali, jak i oglądanie pobojowisk w ich domach – robiło straszne wrażenie. Zresztą, sami twierdzą, że teraz to już wszystko wygląda pięknie w porównaniu z tym, co było. Jedna z pań opowiadała o dniu powodzi. Jej zięć chciał jeszcze uratować w garażu maszynę. Nie udało mu się, woda zastała go w pomieszczeniu. Przez półtorej godziny walczył o życie pomiędzy pływającymi raniącymi go narzędziami. Udało się – dziś jest już zdrowy. Pozostały jedynie blizny na nogach. Na dolnym piętrze działy się tymczasem dantejskie sceny. Woda zbiła szybę, a następnie wyburzyła ściankę działową. Huk, który słyszała Pani Anna był niesamowity. „Myślałam, że to koniec świata” – mówi.
Sąsiadce udało się wyjechać przed powodzią, ale ona z kolei straciła cały dobytek. Woda zburzyła trzy szopki, utopił się pies, kot. Zniszczone zostało wszystko to, co pozostało w domu. Udało się wywieźć jedynie dwie torby ubrań i najważniejsze dokumenty. Z mułu i błota udało się potem wyłowić nieco porcelany, szklanek… Nic poza tym. Pani Bronisława wraz z mężem jeszcze nie wprowadziła się do domu. Dopiero udało się położyć nowe tynki… Ich marzeniem jest, by wprowadzić się na Święta Bożego Narodzenia. Ale czy się uda…
Na terenie parafii ucierpiało 500 domów, ok. 60 jest do rozbiórki, 3 osoby się utopiło.
********
Gdy już zebrałem potrzebne materiały i przekonałem się naocznie (choć i tak tylko w wyobrażeniu), jak strasznym żywiołem jest powódź, dołączyłem do mojego brata (który robił za kierowcę) i Teresy (jego dziewczyny). Udaliśmy się na obiad i spacer po Sandomierzu. Sandomierz jest zbyt piękny, by choć trochę nie skorzystać z jego uroków. Nawet w takich okolicznościach.
Miasto położone na górze jest wspaniałe, spokojne, piękne. Gdy porównywałem go z Zamościem, w którym byliśmy z Żoną w sierpniu, w II rocznicę naszego ślubu – wrażenia były o niebo lepsze. Ponadto z Sandomierzem wiążą się wspaniałe wspomnienia z III stopnia oazy. Dziś z perspektywy uważam, że to była moja najlepsza oaza. Taka zwykła, bez wielkich wzlotów i uniesień, z bardzo dobrym moderatorem, z bardzo dobrą relacją z ludźmi. Z Asią i Olą, rzeszowiankami, z którymi się wtedy zaprzyjaźniłem i do dziś utrzymuję kontakt – rzadko, bo rzadko, ale jednak.
Gdy spacerowałem po Sandomierzu i przypominała mi się tamta oaza, aż ciarki przechodziły od ciepła wspomnień, no i od piękna tego miasta, w którym widać na każdym kroku, że kiedyś wiara stanowiła centrum życia społecznego. Piękne kościoły św. Jakuba (miejsce męczeństwa opisanego w literaturze przez Zofię Kossak) i katedralny (bogate barokowe zdobienia) w naturalny sposób skłaniają ducha do modlitwy. Jedyne co kłóci się z ich architekturą, to pasujące jak wół do karety ołtarze soborowe (ale to norma w starych kościołach).
Aż dziw bierze, że wczoraj, znając tak dobrze uroki Sandomierza (kto ma pojęcie, to wie, że na III stopniu oazy miasto, w którym się ona odbywa, zwiedzi się dość solidnie), wróciłem do tego miasta pierwszy raz po ośmiu latach przerwy. Mam mocne postanowienie, że tym razem przerwa będzie znacznie krótsza. Niespełna półtorej godziny drogi – a w zamian wiele wspaniałych wrażeń. Tyle że tym razem pojadę już z najbliższymi – z Anusią i Juleczką.

Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej. W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości