Przyznam szczerze, że nie widziałem w całości wczorajszego medialnego wydarzenia (a nie jakiejś tam ustawki z celebrytami, którą zorganizował ostatnio Tuskowi Ostachowicz), w którym Jarosław Kaczyński, Jadwiga Staniszkis, Rafał Ziemkiewicz, Rybitzki i nasz Igor Janke dzielnie stawiali czoła Wojciechowi Sadurskiemu i PRowskiej wydmuszce PO. Precyzując, widziałem kawałek dotyczący przychylności mediów, kiedy Sadurski wymieniał tytuły przychylne prezesowi Prawa i Sprawiedliwości. Niebezpiecznie inteligentny Kaczyński, jak napisał o nim komentator Łukasz Warszecha, korzystając z daru, którym obdarzył go Bóg w trosce o los naszej ojczyzny, stwierdził, że przydałaby się jeszcze jakaś wielka telewizja, która PiSowi, nie musiałaby kadzić, wystarczyłoby, żeby przedstawiała partię w sposób obiektywny. Linię demarkacyjną dzielącą obiektywizm od nagonki mógłby wyznaczyć zespół, który stworzył dokument, nad którym deliberowało zgromadzone wczoraj grono. To są technikalia. Wróciłbym jeszcze do kwestii mediów.
Jarosław Kaczyński słusznie uważa, że należy się jego partii, jak psu kiełbasa równość w dostępie do mediów. Nie muszą nawet wychwalać, wystarczy jakby były obiektywne oczywiście. Tak jak np. Radio Maryja, gdzie parlamentarzyści PiS (tylko i wyłącznie) mogą wypowiedzieć się spokojnie, nieniepokojeni tanimi zagrywkami dziennikarskimi, takimi jakie próbował wczoraj nieopatrznie, nie do końca rozumiejąc z kim rozmawia, zastosować Igor Janke. Przywołany do porządku przez Jarosława Kaczyńskiego pojął w mig despekt, którego o mały włos by się dopuścił i spasował. Tylko i wyłącznie taka równowaga w świecie mediów (między PiS i PO) mogłaby zagwarantować minimum systemu, który można by nazwać demokracją.
Przeszło mi przez myśl przez chwilę dlaczego akurat na jednej z szalek delikatnej wagi musi znaleźć się PiS a nie, bo ja wiem, Zieloni2004. Szybko jednak przegoniłem te złe myśli.