Żywe komórki krążą w płonącym wodorze
Tworząc skupiska różnych kręgów piekła
Żarty się kończą twoja dusza wściekła
Widzi bezsilna, że już nic nie może
Uciekła z mrowisk miasta, co są wylęgarnią
Nowoczesnych wariatów wszelkiej kreatury
Powinni być spaleni wraz z całą trupiarnią
Uciekli od wyroku bezwzględniej natury
Teraz się włóczą po różnych wystawach
Z bohomazami które we snach straszą
Martyrologie swoje z wyżebraną kasą
Obnoszą jak relikwie w gównianych obrazach
Moja dusza umiera utytłana w łajnach
Twórców kultury i kłamców historii
To jedyna realność mieszkająca w stajniach
Nadludzkiej kasty w ślepej euforii
Niepotrzebnie ucieka na puste stajanie
Gdzie się roznosi dym spalonych łętów
Szukając jebanego świata argumentów
Zastała tylko durnia na majdanie
Bezsilna moja duszo szarpiesz niepotrzebnie
Moje wrażliwe na krzywdę sumienie
Nic nie mogę poradzić na boskie zwątpienie
W miłosierdzie i cnoty stokrotnie chwalebne
Byłem już wszędzie, w dupie centrum piekła
W celi, gdzie Żyd oddawał duszę w krematorium
Peregrynując z Dantem po zaświatach zbrodni
W dormitorium Auschwitzu na suchar się spiekła.
Wszystko płonie w wodorze i nasze sumienia
Próżno pytać demona o sens bytu z gliny
Gdzie piękno się wypala w gównie ludolfiny
I to jest wszystko, głupcze, co się zmienia