... Regulamin
Regulamin zdychania jest trochę kaduczny
Bo zaczynasz im fajdać na chrzcielną agapę
Na manewrach granaty jak dromader juczny
Nosisz zupakom na starą armatę
Jesteś w rękach docenta, jak ekskrement miękki
W oczach dziekana znaczysz tyle co gówienka
Gdy doisz jędrne cycki, jak świeże wisienki
Jakiejś muszki owocówki, co pod tobą stęka
Potem wszystko się odbywa na granicy śmierci
Nachodzą cię w twojej norze jacyś komornicy
Słuchasz jak ci kornik dziurę w dupie wierci
i wynosisz swoje rzeczy do cudzej piwnicy
Co dzień budzi cię teściowa jakiegoś Syzyfa
Z którym idziesz co dzień rano do czarnej roboty
Czekasz pilnie kiedy żona przywiezie ci syfa
Z pracy w lagrach szparagowych zachodniej jewropy
Tęcza świeci ponad tobą - ogłasza braterstwo
Zachęcając cię do rui w marszu na golasa
W slumsie rodzi się w miłości lumpiarskie kuplerstwo
Wyzwolona z zabobonów kolorowa rasa
Potem masz padaczkę i bolą cię nerki
Nie pomaga już wypicie półlitrówki brenta
odpadają ci powoli zgnite cynaderki
Możesz palić se do woli konopnego skręta
A byłeś taki szczęśliwy nowo ożeniony
Goniłeś po podwórzu zakochaną sukę
Psy ci gratulowały gospodarnej żony
Gdy dziękowałeś księdzu za zbożną przynukę
Przegrałeś swój los głupio bez godności
Licząc na jurgielt szpiegów z Ameryki
Kończysz psi żywot w świecie bez litości
W zimnym uścisku kovidowej szprycy
Na koniec śmierć cię do goła obiska
Ze wszy ostatniej i każdej własności
A dobrzy przyjaciele i kurwiska
Ogryzą twój szkielet do ostatniej kości
Gdy cię ojczyzna obdarła z honoru
Wypij roztruchan starej kontuszówki
A psubratom z rodziny postaw bez rankoru
Zatrutej fuzlem dwie kufy trupówki