Grecja rozpoczyna kampanię informacyjną związaną z wojennymi reparacjami jakich ten kraj domaga się od Niemiec. W związku z tym odżył problem polskich reparacji wojennych od Niemców hitlerowskich. No i jak zwykle tworzą się dwa obozy. Pierwszy, który twierdzi, że nam się odszkodowanie od Niemców należy i drugi sceptyczny, którego przedstawiciele twierdzą, iż Polska się już reparacji zrzekła. Mnie ten spór o tyle irytuje, iż obydwie strony nie mają pojęcia o czym dyskutują.
Otóż reparacje wojenne od Niemiec to po prostu broń. Dokładnie taka jak czołgi, rakiety, bomby atomowe, czy miliony żołnierzy, ale i kontrola szlaków handlowych, wpływ na walutę, czy posiadanie surowców strategicznych. Bowiem to co my nazywamy wojną, to tylko z punktu widzenia polityki międzynarodowej takie nasilenie sporu ( który to spór jest permanentnym stanem stosunków międzynarodowych), gdzie uwikłane w spór strony tracą kontrolę nad jej przebiegiem.
Zatem nasze reparacje od Niemiec należy traktować tylko jako broń i wartość tej broni jest dokładnie taka, jaką korzyść nasz kraj może dzięki niej uzyskać. Ni mniej, ni więcej.
Zatem nie chodzi tu o to czy mamy rację, czy stoi za nami słuszność i ile ewentualnie możemy na tym zarobić żywej gotówki, ale na tym, czy ta broń jest na tyle groźna, że może spowodować u wroga - lepiej myśleć adwersarza - znaczne szkody.
A tak się właśnie składa, że ponieważ na naszych oczach tworzy się nowy ład światowy, gdzie Niemcy chcą zająć jak najlepszą pozycję w Europie, to rozgłos o bestlialstwie jakiego byli podczas IIWŚ sprawcami, jest ostatnią rzeczą jaka jest im potrzebna.
Jak widzę Polska jest tej broni świadoma i umiejętnie z niej korzysta. Podobnie myślę jest i z Grecją. Wartość bowiem tej broni jaką są ewentualne reparacje nie polega na tym by je uzyskać, lecz by nimi grozić. Z tego powinni sobie zdawać sprawę ci którzy dziś biorą udział w durnych nawalankach.