rossonero rossonero
1051
BLOG

OFICEROWIE I SZUMOWINY

rossonero rossonero Polityka Obserwuj notkę 28

 

Z pewnym opóźnieniem, ale zaczęło huczeć. Według krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych, generała Błasika nie było w kabinie pilotów rządowego tu-154M. Natomiast rzekome słowa generała, co do prawidłowej wysokości, na jakiej znajdował się samolot wypowiadał drugi pilot, major Grzywna. Niewątpliwie obala to jedne z podstawowych tez, suflowanych przez Moskwę, a ochoczo podchwyconych przez jej prywiślańskich pachołków. Okazuje się bowiem, że dowódca Sił Powietrznych nie wywierał presji, a i załoga zrobiła wszystko jak należy, ale w odejściu na drugie zajście napotkała przeszkodę – i nie była to słynna brzoza.
 
Oczywiście, nadal trzeba brać pod uwagę, że eksperci IES-u pracowali zaledwie na kopiach zapisu, jednakże dysponują o niebo nowocześniejszym sprzętem niż, niż ci, którzy podjęli się odczytu dla komisji Millera, a także o dwa nieba nowocześniejszym niż domowy pecet pana dziennikarza Osieckiego, czy ten, którym dysponuje zaprzyjaźniona z Jaśkiem stacja radiowa. Ponadto, niemal natychmiast po rewelacjach podanych przez GPC oraz Rzeczpospolitą – ze strony internetowej imperium Anodiny – zniknęły rzekome dokumenty i dowody na polską winę, wytworzone hen na wschodzie. Zatem – nie ulega kwestii, że jest coś na rzeczy.
 
Bazując na ruskich „ustaleniach”, czy może lepiej powiedzieć „założeniach”, mając w pamięci brak dokładnych ustaleń liczby pasażerów (ilość wahała się od 88 do 134 bodajże), ale od razu ustalono, że wsie pagibli. Tak więc, bazując na ruskich założeniach, polskojęzyczni dziennikarze, eksperci i politycy prąc do przodu, nie bacząc na nic, w zwartym ordynku urządzili sobie worki treningowe z generała Błasika, z załogi oraz z prezydenta Kaczyńskiego. Nic to, że z czasem wszelkie rewelacje okazywały się ssanymi brudnych czerskich, wiertniczych i innych paluchów bredniami. Jednakowoż nikt nigdy później nie zdobył się na choćby mały gest względem tych, których fałszywym słowem skrzywdzono. O tym będzie też niżej. A taki Edmund Klich ostatecznie wyznaje: „Do Ewy Błasik nie mam żalu”.
 
Edmund Klich, należy do ekstraklasy kłamców i zaprzańców smoleńskich. Akredytowany przy MAK-u jak wiadomo, miał być tym, który patrzy Rosjanom na ręce, a tymczasem stał się tępawym rezonerem oraz jednocześnie żyrantem ruskich tez i łajdactw. Komentować jego ostatnich słów o żalu, którego nie ma do wdowy po generale Błasiku nie sposób. Nie ma po prostu takich słów. Klich oczywiście, nie jest i nie był w powielaniu oszczerstw i łgarstw osamotniony. Rychło okazało się bowiem, że wśród tych, którzy powinni wieść prym w walce o prawdę – znalazły się szumowiny medialne, wymyślające debeściaków, „jak nie wyląduje to mnie zabije”, kłótnie kapitanów z generałami – prześcigające się wręcz w wymyślaniu oszczerstw.
 
W bezsensownej i bezmózgiej pogoni za chorymi życzeniami właścicieli, szefów większości mediów, ludzie ci – mam na myśli tych mieniących się dziennikarzami – pozbawieni kręgosłupów, bądź złamani w najprostszy sposób – „jak się nie podoba, to wyp…aj” – zapomnieli o jednym. Zapomnieli albo może nie wiedzieli o istnieniu pojęcia „godność”. Próbując pozbawić jej tych, którzy już sami nie mogli się bronić – pozbawili się jej sami. Bo kimże jest ktoś, kto wymyślił debeściaków? Nie wiem, czy wpadł na to dziennikarz, czy też wydawca, a pisamk pokornie, albo z radosnym ciumkaniem gębą przystąpił do dzieła, najzwyczajniej w świecie niszcząc drugiego człowieka i pamięć o nim.
 
To, przez co musiały przejść rodziny i to, co czuły rodziny lotników – pani Ewa Błasik wraz z dziećmi, najbliżsi Arkadiusza Protasiuka i Roberta Grzywny, albo choćby tato Artura Ziętka, który przejmującym głosem zapytał mojego znajomego w Brukseli: „Proszę pana, czy mój syn jest winny?” – to tylko one wiedzą. Świat dla nich 10 kwietnia 2010 roku zmienił się nieodwracalnie, a ruskie pudła rezonansowe gadające po polsku dopełniło koszmaru. Nie wiem, czy wyniki badań IES spowodują jakąś zmianę w ich (tych pudeł) działaniu. Pewnie nie. Także na ewentualne przeprosiny rodziny pilotów liczyć zapewne nie mogą. Zresztą, czy taki na przykład Słapek (debeściak), albo trio WCzK – Wroński, Czuchnowski, Kublik (awantura kapitana z generałem) byliby w stanie spojrzeć oczy wdowom, rodzicom, dzieciom poległych oficerów i powiedzieć to jedno słowo?
 
Wczoraj inny rządowy cyngiel, niejaki Morozowski, po rozmowie z majorem Fiszerem wyglądał przez chwilę jakby mu się światopogląd rozpadł. I nie powiem – poczułem swego rodzaju satysfakcję. Gorzką, ale jednak. Bo okazuje się, że od czasu do czasu, nawet na parę sekund do tej durnej, postkomuszej łepetyny może się przedostać coś więcej niźli tylko na bajanie ciotki Tatiany. Choć oczywiście nie zmienia to faktu, że ów tvnowski żurnalista jest chodzącym przykładem upadku sztuki dziennikarskiej w kraju nad Wisłą. Kto nie widział tego wcześniej – ten po 10 kwietnia 2010 roku musiał się ostatecznie przekonać.
rossonero
O mnie rossonero

...W HOŁDZIE PAMIĘCI TYCH, KTÓRZY PIERWSI UJRZELI PRAWDĘ O SMOLEŃSKU...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka