Dzięki kampanii manipulacji powadzonej przez media mainstreamowe oraz wspieranych przez nie polityków Platformy Obywatelskiej wśród Polaków pokutuje przekonanie, że to PiS częściej ucieka się do pozamerytorycznych ataków, podgrzewania „wojny polsko-polskiej” i prowadzenia jałowych sporów na żenującym poziomie. Tymczasem docinki osobiste, czy oskarżenia o partyjniactwo częściej słychać właśnie z ust PO. I świetnie było to widać po wypowiedzi marszałka Sejmu Grzegorza Schetyny. Gdy stwierdził on, że rządowa reakcja na opublikowanie raportu MAK była spóźniona, jego partyjni koledzy przepuścili na niego atak.
- Jest tak silna presja propisowskich mediów, że niektórzy ludzie nawet bardzo rozsądni, zdolni do samodzielnego myślenia jak marszałek Schetyna ulegają tej histerii i temu kłamstwu – mówił wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski.
- Nic nie stało na przeszkodzie, aby pan marszałek Grzegorz Schetyna zareagował natychmiast po publikacji raportu MAK – mówił rzecznik rządu Paweł Graś.
– Tak zupełnie prywatnie powiem, że zawsze sądziłam, że marszałek Schetyna to taki twardziel. W sytuacji, w której my bardzo twardo walczyliśmy, on w decydującym momencie uciekł pod skrzydełka pana prezesa Kaczyńskiego. To mi do niego nie pasuje – komentowała z kolei minister zdrowia Ewa Kopacz.
Przytoczone wypowiedzi świadczą o łatwości, z jaką politycy PO nawalają we wszystkich, którzy ośmielają się mówić coś niezgodnego z przyjętą linią rządu. Nawet ich partyjny kolega, pełnoprawny uczestnik tej „oświeconej” i „cywilizowanej” części sceny politycznej, został potraktowany przez nich jak worek do bicia. A bili go przy pomocy zupełnie bezsensownych argumentów. Stefan Niesiołowski, który zdaje się mieć coraz poważniejsze problemy z rozeznawaniem rzeczywistości, uznał, że za słowami Schetyny stoi ogromna nagonka i presja propisowskich mediów. Nie wyjaśnił jednak, gdzie on takie media i tę nagonkę widział. Trudno nazwać prospisowskim radio RMF FM, a i mediów „propisowskich” coraz mniej (co zapewne cieszy profesora od robaczków), więc nie wiadomo skąd ta nagonka ma przyjść. Paweł Graś przyznał natomiast, że Schetyna sam mógł zabrać głos, a nie teraz się mądrzyć. A jak nie zabrał, to niech siedzi cicho. Ewa Kopacz z kolei postanowiła nazwać Schetynę partyjnym zdrajcą i tchórzem, uznając, że zostawił on na polu bitwy kolegów z rządu.
Słowa polityków PO są również elementem wbijania sprawy katastrofy smoleńskiej w wojnę z PiSem, prowadzoną w Polsce. Dla Platformy Obywatelskiej – co pokazała szczególnie reakcja Niesiołowskiego i Kopacz – nie prawda ws. Smoleńska jest ważna, tylko to, po której stronie się stoi. Jesteś po stronie PO lub PiS. Schetyna był cacy, bo był po tej dobrej stronie. Gdy skrytykował rząd, stał się „pisowcem”. To, czy jego wypowiedź była słuszna czy nie, dla polityków partii rządzącej nie miało znaczenia. Nawet nie odnosili się do niej w sposób merytoryczny.
Właśnie w taki sposób tworzy się w opinii publicznej kolejny mit, mówiący o nieetycznym wykorzystywaniu przez PiS katastrofy smoleńskiej do celów politycznych. Rząd robi dobrze, a PiS swoim ciągłym narzekaniem szkodzi polskiej racji stanu – taki obraz starają się w Polsce przekazać ośrodki opiniotwórcze. I w ten obraz wszedł nagle Grzegorz Schetyna, rozbijając prowadzoną od miesięcy narrację. A tego mu koledzy partyjni nie mogli przepuścić – i zapewne nie przepuszczą.
- Prawda leży tam, gdzie leży – powiedział kiedyś mentor polskiego rządu, tzw. prof. Władysław Bartoszewski. I tą zasadą kieruje się obecnie Platforma Obywatelska przy okazji badania przyczyn katastrofy smoleńskiej. Można być z PO, albo z PiSem. A prawda? Leży tam, pod Smoleńskiem...
