Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
1174
BLOG

Rezerwa w szeregi staje...

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew Wojsko Obserwuj temat Obserwuj notkę 58

imagePod rządami PO-PSL zrezygnowano z poboru do wojska. W dawnych czasach, gdy jeszcze istniała Zasadnicza Służba Wojskowa i pobór do wojska, kiedy nadchodził ten szczęśliwy dzień, gdy po dwu latach kończyła się służba odchodzący do cywila śpiewali:
Dzisiaj rezerwa w szeregi staje,
młodszym kolegom broń swą oddaje…

Też tak śpiewałem w 1965 r., gdy kończyła się moja służba w jednostce w Strzegomiu. Jak widać wiedzieliśmy, że jesteśmy rezerwą.

Wśród zadań sił zbrojnych realizowanych w czasie pokoju znajduje się tworzenie rezerw, czyli  szkolenie wojskowe obywateli (Zasadnicza Służba Wojskowa), którzy nie będą zawodowymi żołnierzami, ale mogą być zmobilizowani i wysłani na front w razie wybuchu wojny. Ministerstwo Obrony Narodowej w specjalnej publikacji wyjaśnia, że w przypadku rezerwy: „Tworzą ją osoby po przeszkoleniu wojskowym i przysiędze wojskowej, które nie ukończyły 55 lat bądź w przypadku osób posiadających stopień podoficerski lub oficerski – 63 lat.” Przy czym służba w tzw. aktywnej rezerwie „jest pełniona na podstawie powołania na czas nieokreślony”.

W Polskim Radio 24 (27.04.2024.) Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Wiesław Kukuła powiedział: „Dziś jesteśmy przekonani, że ewentualna wojna będzie długotrwała, krwawa i większość żołnierzy zawodowych nie dotrwa do końca. To rezerwiści będą jej zasadniczym podmiotem, oni ją skończą”.

Generał zapowiedział, że w siłach zbrojnych nastąpią „potężne zmiany” i armia nie tylko będzie powiększona do 300 tys. żołnierzy zawodowych, żołnierzy dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej oraz Wojsk Obrony terytorialnej, ale też  ma być (do 2039 r.) 150 tys. aktywnej rezerwy właśnie. Wynikałoby z tego, że w razie wybuchu wojny te 150 tys. miałyby ją kończyć? Przy tym nie jest do końca jasne, czy te 150 tys. należy wliczać do 300 tysięcznej armii czasu „P” (pokoju), czy też należy ich liczyć poza stanami pokojowymi wojska – były szef MON polityk PO Tomasz Siemoniak koordynator służb specjalnych w obecnym rządzie krytykował pomysł rządu PiS i mówił, że wystarczy jak armia będzie liczyć 150 tys. żołnierzy zawodowych. Może więc chodzi o to, aby dodając 150 tys. „aktywnej rezerwy” tym sposobem ogłosić utworzenie 300 tys. armii – wtedy byłby „wilk syty” (Koalicja 13 grudnia) i „owca cała” (Zjednoczona Prawica)?

Trudne wyzwania
W przypadku Polski w przeszłości ćwiczyliśmy obronę w warunkach, gdy rozbudowa armii była, tak jak teraz, w trakcie realizacji. W okresie Sejmu Czteroletniego w 1788 r. sejm uchwalił sformowanie 100-tysięcznej armii. Wojna z Rosją wybuchła w 1792 r. Polska wystawiła ponad 50 tys. żołnierzy. Było to już wojsko dobrze wyszkolone, zaopatrzone i odpowiednio uzbrojone. Nie ustępowało wojskom rosyjskim, np. wysoką wartość bojową prezentowała polska artyleria, czego dowodem były bitwy pod Mirem, Zieleńcami, Dubienką. Historyk wojskowości, gen. Marian Kukiel, wysoko oceniał walory tego wojska. W wojnie z Rosją wystąpiły braki w dowodzeniu (zwłaszcza strategicznym), były przykłady zdrady wśród dowódców, jednak najważniejszym brakiem okazała się liczebność polskich wojsk. Norman Davies pisze („Boże igrzysko, Historia Polski”): „W r. 1791 stosunek liczby przeszkolonych żołnierzy państwa [Polski] do ogółu dorosłej ludności męskiej osiągnął liczbę 1:472. Ta godna pożałowania statystyka nie wytrzymuje porównania z analogiczną liczbą 1:153 we Francji, 1:90 w Austrii, 1:49 w Rosji czy wreszcie 1:26 w Prusach”. Nic więc dziwnego, że w 1792 r. Polska nie mogła wyprowadzić na pola bitewne zbyt wielu żołnierzy. Zabrakło po prostu wyszkolonych rezerw. Należy uzmysłowić, że w czasie pokoju armia ma do spełnienia w zasadzie dwa zadania: powinna skutecznie odstraszać potencjalnego wroga swoimi zdolnościami obronnymi i szkolić możliwie wielu ludzi, aby można było wystawić odpowiednio liczne siły zbrojne w przypadku wojny.

Tak jak I Rzeczpospolita w XVIII w. także obecna III Rzeczpospolita zaniedbała sprawy obronne. Tymczasem doszło do wzrostu napięcia wywołanego agresywną polityką Rosji, powstała wschodnia flanka NATO i nastąpił wybuch „pełnoskalowej” wojny na Ukrainie co sprawia, że należy spojrzeć na siły zbrojne Rzeczpospolitej i zadania jakie mają wykonywać w szerszym geopolitycznym wymiarze. Nie można już obstawać przy wąskim traktowaniu zadań ograniczając je tylko do obrony polskich granic. Polska zaczyna odgrywać kluczową rolę jako największy potencjał na wschodniej flance NATO. Zaangażowanie w pomoc walczącej Ukrainie, troska o bezpieczeństwo państw nadbałtyckich, niepokojące ewolucja Białorusi stającej się faktycznie satelitą Rosji sprawiają, że Polska musi dysponować armią, która będzie w stanie gwarantować bezpieczeństwo w całym regionie środkowoeuropejskim na terenach znajdujących się między Bałtykiem a Morzem Czarnym.

Inna ważna okoliczność zmuszająca Polskę do budowania silnej armii - ciągle nie wiemy, czy Ukraina wojnę wygra – życzymy jej z całego serca, aby tak się stało, ale przewaga Rosji jest ciągle duża. Ukraina może więc przegrać. Wtedy nie tylko będziemy mieli granicę z Rosją od Bałtyku do Karpat, z malutką przerwą na odcinku litewskim („przesmyk suwalski”), ale też obawę, że za kilka lat, gdy Rosja odbuduje swoją armię po stratach na Ukrainie, możemy doświadczyć rosyjskiego ataku na naszej granicy. Mamy więc kilka lat, aby rozbudować armię, uzbroić ją w samoloty, czołgi, działa, wyrzutnie rakietowe. Przy czym nie wystarczy tylko zgromadzić 300 tysięcy żołnierzy w czasach pokojowych bowiem w razie zagrożenia wojennego trzeba będzie przeprowadzić mobilizację i armię kilka razy liczebnie zwiększyć. Państwo polskie musi więc podejmować forsowny wysiłek w obszarze obronności, także tworząc rezerwy, aby nie zmarnować czasu, gdy Rosja nie może jeszcze zaatakować Polskę. Tak jak w XVIII w. tego czasu za dużo nie ma!

Biorąc pod uwagę powyższe rodzi się też wątpliwość, czy podawana przez szefa SG WP zamierzona liczność armii i rezerw są prawidłowe. Zwłaszcza jeśli zgodzimy się z jego opinią, że: „ewentualna wojna będzie długotrwała, krwawa i większość żołnierzy zawodowych nie dotrwa do końca”.


Potrzebni są żołnierze
Na Ukrainie właśnie toczy się taka wspomniana wyżej długotrwała, krwawa wojna. Sprawdźmy jak na niej wygląda czynnik ludzki, jakimi siłami broni się Ukraina, ilu żołnierzy potrzebuje ukraińskie dowództwo?

Prezydent Wołodymyr Zełenski w wywiadzie dla niemieckiej telewizji ARD podał, że siły broniące Ukrainy przed napaścią rosyjską liczą 880 tysięcy ludzi. Jednocześnie szacuje się, że ponad 7 mln. Ukraińców wyjechało z kraju, a w tej liczbie było 650 tys. mężczyzn zdolnych do służby wojskowej – władze Ukrainy podejmują starania, aby ich skłonić do powrotu i wstąpienia do wojska. Z niejasnych powodów na Ukrainie nie przeprowadza się jednak mobilizacji powszechnej. W każdym razie Kijów chce pozyskać jeszcze pół miliona żołnierzy i gdyby tak się stało, to armia broniąca Ukrainy liczyłaby około 1,5 mln żołnierzy! Nie wiadomo ilu byłoby w tej liczbie rezerwistów „aktywnych”.

Eksperci zauważyli, że pod koniec 2023 r. armia ukraińska znalazła się w sytuacji kryzysowej, przy tym wskazywano, że poważniejszy od braków broni i amunicji był brak wystarczającej liczby żołnierzy w szeregach. Dotyczyło to zwłaszcza oddziałów w okopach ponoszących najbardziej dotkliwe straty. Coraz częstsze zdarzały się sytuacje, gdy na froncie plutony liczyły zaledwie po kilku żołnierzy, a kompanie poniżej pięćdziesięciu (mniej niż połowa stanu etatowego). Takich pododdziałów przeważnie nie luzowano, ich odcinki obrony nie były skracane proporcjonalnie do ponoszonych strat, a to powodowało coraz większe obciążenia bojowe żołnierzy wyczerpanych walkami. Dodać należy, że źródła kryzysu znajdują się też z wieloletnich zaniedbaniach oraz patologiach w systemie rekrutacji do wojska, z którymi zmagają się ukraińskie władze. W 2023 r. doszło do głośnych skandali korupcyjnych, które doprowadziły do odwołania przez prezydenta Ukrainy wszystkich szefów obwodowych centrów uzupełnień armii. I najważniejsze - istotnym czynnikiem wpływającym na liczebność armii ukraińskiej jest brak mobilizacji powszechnej, czego domagał się odwołany głównodowodzący gen. Walery Załużny, a czego kalkulujący politycznie prezydent Zełenski nie chciał przeprowadzić.

W obecnej sytuacji dalsze zwlekanie przez władze w Kijowie z przeprowadzeniem mobilizacji może bardzo negatywnie wpłynąć na losy wojny, zwłaszcza przy możliwym przeprowadzeniu przez Rosjan kolejnej ofensywy w drugiej połowie 2024 r., po wzmocnieniu armii Federacji Rosyjskiej.  Już teraz można też zauważyć, że zaniedbania w formowaniu wyszkolonych rezerw i nieudolność ośrodków rekrutacyjnych doprowadziło do obniżenia jakości wojska ukraińskiego. Należy przy tym pamiętać, że stanowione w tych sprawach nowe regulacje prawne szybko nie poprawią stanu armii - od powołania nowych ludzi do służby do ich właściwego przeszkolenia i wysłania na front minie kilka miesięcy. Czas stracony jest bardzo trudny do odrobienia!

W przeszłości, gdy nie było jeszcze mediów społecznościowych i rozlicznych znawców snujących internetowe wizje wojen „nowego typu” i żołnierzy przyszłości ustalano, że zanim dojdzie do wojny - takiej, jaką teraz mamy na Ukrainie - należy przygotować odpowiednie siły. Zakładano oczywiście zwiększanie liczebności armii powołując pod broń rezerwistów. Liczebność armii czasu „P” określano na 0,5 do 1 proc. odsetka ogółu ludności, wielkość armii czasu „W” od 1 do 2 proc., a potrzebnych przeszkolonych rezerwistów na 10 proc. ogółu ludności. Zależnie od oceny poziomu zagrożenie w siłach zbrojnych przyjmowano niższe lub wyższe wartości i tylko wielkość rezerw miała być taka sama,  Przyjmując więc takie wartości w Polsce powinno być:

                                                    Odsetek ludności                tys. żołnierzy
Siły zbrojne czas „P”                 0.5 – 1.0 proc.                     190 – 380
Siły zbrojne czas „W”                1.0 – 2.0 proc.                     380 - 760
Przeszkoleni wojskowo                  10.0 proc.                          3  800

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Siły zbrojne RP znalazły się w obliczu bardzo poważnego problemu. A czas ucieka!
………………………………...
Uwaga: artykuł ukazał się w „Naszym Dzienniku”.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo