Sindbad Żeglarz Sindbad Żeglarz
827
BLOG

Renata Rudecka-Kalinowska: obiektywna recenzja bloga

Sindbad Żeglarz Sindbad Żeglarz Polityka Obserwuj notkę 27

Pani Renata Rudecka-Kalinowska jest członkinią PO i zarazem jedną z najpopularniejszych blogerek Salonu 24. Ta ostatnia okoliczność skłoniła mnie do tego, żeby skrobnąć dwa słowa na temat jej salonowej twórczości.

 

Nie jest wielką tajemnicą, że żywiołem tej blogerki są huraganowe ataki wymierzone w PiS, braci Kaczyńskich i różne osoby, które znalazły się w ich otoczeniu. Nie ma w tym nic złego, ale sprzeciw budzi metoda polegająca na ciągłym poniżaniu, zohydzaniu, mieszaniu z błotem i odzieraniu z godności. Każdy, kto wejdzie na bloga pani Rudeckiej-Kalinowskiej i nie jest dotknięty chorobliwą nienawiścią do PiS-u, powinien przyznać, że jej ataki nie mają wiele wspólnego z krytyką, niechby nawet ostrą i przesadzoną.

 

Najnowszym konceptem blogerki jest zohydzanie PiS-u za pomocą sugestii, że działacze i sympatycy tej partii mogą próbować fałszowania wyborów. Ostatnim wykwitem tego kierunku działań była publikacja „zawiadomienia o zamiarze popełnienia przestępstwa”, którego – rzekomo – chciałby się dopuścić bloger seawolf. Zawiadomienie zostało już wyśmiane na Salonie, więc nie będę się tym zajmował. Pragnę jednak zauważyć, że przestrogi przed groźbą PiS-owskich fałszerstw już wcześniej padały na blogu pani Rudeckiej-Kalinowskiej. W ubiegłym tygodniu mogliśmy tam przeczytać wezwanie do członków Platformy Obywatelskiej, którego treść sprowadzała się do trzech słów:„Pilnujcie komisji wyborczych.”  Uzasadniając to wezwanie, a także związane z nim podejrzenia, blogerka powołuje się na wyrok w sprawie prywatyzacji służby zdrowia („potwierdzający brutalne kłamstwo” Jarosława Kaczyńskiego) oraz bliżej nieokreślone „doświadczenia I tury”.

 

Trudno nie zauważyć, że mamy do czynienia z czystym, bezpodstawnym szczuciem. Wyrok w sprawie „kłamstwa prywatyzacyjnego” ma się nijak do perspektywy fałszowania wyborów. „Doświadczenia I tury” także nie dają podstaw – a raczej: cienia podstaw – żeby oskarżać PiS o cokolwiek, co miałoby związek z fałszerstwem. Są to kompletne fantazje, odwołujące się do nienawiści lub wytworzone przez nienawiść.

 

Z drugiej strony, zdarza się, że ataki pani Rudeckiej-Kalinowskiej pewne podstawy mają. Sęk w tym, że każdy liczący się polityk ma na koncie jakieś szemrane, bądź co najmniej kontrowersyjne postępki. W związku z tym Platforma, jeszcze za poprzedniej kadencji Sejmu, opracowała trick, który działa niemal bezbłędnie – także dzisiaj. Polega na tym, że wystarczy przyssać się do jakiejś wpadki PiS-u lub Kaczyńskiego (np. taśmy Beger), po czym ogłosić, że jest to największe draństwo w dziejach Polski; draństwo, które jest absolutnym precedensem i nikt nigdy nie widział niczego podobnego. Główne media, tj. przyjaciele pana Wajdy, chętnie kupują takie interpretacje, a czasem tworzą je bez pomocy PO.

 

Pani Rudecka-Kalinowska stawia krok dalej. Jak już wspomniałem, jej konstrukcje polemiczne, nie mają nic wspólnego z krytyką, nawet ostrą i przesadzoną. Ich istotą jest stała intencja poniżania, szmacenia, oblewania pomyjami, nurzania w nieczystościach… Ofiary tych zabiegów to głównie PiS, bracia Kaczyńscy i – od niedawna – cała ich rodzina. Patrząc na te zabiegi, warto zwrócić uwagę na pewną prawidłowość. Pisząc o Kaczyńskich, blogerka miesza ich z błotem także wtedy, gdy komentuje postępki, jakie się trafiają – całkiem często – ważnym politykom Platformy. W tym drugim przypadku nic jej nie przeszkadza, a nawet potrafi pisać o takich politykach z wielkim uznaniem.

 

Przykład krzyczący to ponawiane próby pastwienia się nad rozwodem pani Marty Kaczyńskiej, córki zmarłego prezydenta. Sprawa rozwodu nie powinna nikogo bulwersować, jako że pani Kaczyńska nie startuje w żadnych wyborach, ani też nie ubiega się o żadne istotne stanowisko. Poza tym – zgodnie z dotychczasowymi obyczajami – rozdrapywanie takich zagadnień było raczej domeną brukowców. Jeśli wyłączyć tę niszę, ludzie zwykli uważać, że rozwody to rzecz skomplikowana i lepiej nie rozrzucać potępień, kiedy człowiek nie zna sprawy (a nie zna prawie nigdy). W każdym razie, nikt poważny nie robił tego publicznie.

 

Dobrą ilustracją jest afera, jaką wywołał Janusz Kochanowski, rzecznik praw obywatelskich, zmarły w katastrofie smoleńskiej. Jak pamiętamy, rzecznik powiedział dwa słowa dla gazety „Fakt” na temat rozwodu Jerzego Buzka. Natychmiast zebrał cięgi od europosła Nitrasa, który nazwał go „durniem”. Nawiasem pisząc, po 10 kwietnia, Nitras uczciwie przyznał, że ostro przeholował i wyraził z tego powodu skruchę (brawo!). Trzeba jednak pamiętać, że wypowiedź dr Kochanowskiego nie miała nic wspólnego z tyradami Pani Rudeckiej-Kalinowskiej. Wręcz przeciwnie: Kochanowski mówił o Buzku z sympatią. Tymczasem dla pani Rudeckiej-Kalinowskiej, rozwód Marty Kaczyńskiej to okazja do obrzucania błotem. W związku z tym, czytelnicy Salonu mogli się dowiedzieć o„bratanicy Jarosława, rozwódki, matki dzieci z dwóch różnych związków”, a parę tygodni później o „lekkim traktowania życia i zasad moralnych przez córkę Lecha i Marii Kaczyńskich, Martę”. W ramach tego samego koncertu, pani Rudecka-Kalinowska nazywa Martę Kaczyńską „pindą” oraz uczenie broni adekwatności tego określenia.

 

Kiedy rozpoczęła ten wątek, nawiązałem z nią dialog na temat sensowności takiego postępowania. Pisząc w skrócie, dostałem odpowiedź, że rozwód jest dla katolika kompromitujący, więc analizowanie i potępianie przypadków z życia pani Kaczyńskiej jest absolutnie uzasadnione zważywszy na jej zaangażowanie w kampanii wyborczej stryja, który „zgrywa katolika”. Zapytałem więc, dlaczego pani Rudecka-Kalinowska nie grzmi w sprawie rozwodów i innych życiowych powikłań, kiedy dotyczą one ludzi związanych z PO, popierających Bronisława Komorowskiego. Przypomniałem też, że Komorowski „zgrywa katolika” nie gorzej niż Kaczyński.

 

W odpowiedzi przeczytałem, że moje dociekania mają charakter „obrzydliwych insynuacji” (bo odmawiałem wymieniania rozwodników z PO z nazwiska), a także zostałem poinformowany, że „katoliccy rozwodnicy z PO (jeśli tacy są, bo nawet o nich nie słychać) nie pakują się w kampanię wyborczą”. Tak się jednak składa, że jeden z tych katolików-rozwodników (całkiem licznych w PO) stał się głównym rzecznikiem Bronisława Komorowskiego i zarazem guru pani Rudeckiej-Kalinowskiej. Jego pozycja guru wynika stąd, że dzieli z blogerką zamiłowanie do wylewania pomyj na PiS i Kaczyńskich. Co więcej, jest w te klocki lepszy, bo – z powodu wagonów wolnej gotówki – robi to z dużym rozmachem. Pani Rudecka-Kalinowska pisuje o tym człowieku z uwielbieniem i wzywa swoich kolegów, by – broń Boże! – nie dopuścili do tego, by poczuł się osamotniony („nie odcinajcie się!”). Widzimy zatem wzorową solidarność. Gdyby chodziło o kogoś związanego z PiS byłoby inaczej. Dostalibyśmy kazanie na temat moralnych powinności katolika i wymogu przestrzegania sakramentów. Trzeba bowiem wiedzieć, że pani Rudecka-Kalinowska jest wzorowym katolikiem i nie potrafi przejść obojętnie, kiedy bliźni grzeszą.

 

Innymi słowy, twarde katolickie zasady są dla blogerki tym, czym moralność w aforyzmie Oscara Wilde’a: „to po prostu postawa, którą przyjmujemy względem ludzi, których nie lubimy”. Warto jednak zastrzec, że pojęcie „nielubienia” byłoby nieadekwatne. Przebijając się przez hektolitry pomyj na blogu pani Rudeckiej-Kalinowskiej, odniosłem wrażenie, że motorem jej działalności jest nie tyle „nielubienie”, co raczej nienawiść.

 

Stężenie tej nienawiści dałoby się określić liczbą 371%. Ustaliłem ją na podstawie zgryźliwego wpisu pani Rudeckiej-Kalinowskiej, dotyczącego kolejnej – politycznej i moralnej – klęski Jarosława Kaczyńskiego, jaką było zebranie 1.650 tys. podpisów pod jego kandydaturą (potem okazało się, że podpisów było więcej, ale nie trzeba dzielić włosa na czworo). Pani Rudecka-Kalinowska obwieszczała wtedy, że„tyle zostało z tych 5 milionów”, jakie PiS otrzymał w wyborach z 2007 r. Wkrótce okazało się, że była w błędzie, bo – kiedy przyszło do pierwszej tury wyborów – Jarosław Kaczyński dostał 6.128 tys. głosów, czyli znacznie więcej niż dała mu blogerka. Kiedy podzielimy tę liczbę przez 1.650 tys. i zamienimy na procenty, to dostaniemy 371%. Czyli stężenie nienawiści…

 

 

 

 

 

 

 

 

NAJLEPSZE WPISY Jarosław Kaczyński nic już (raczej) nie osiągnie http://szerokierondo.salon24.pl/293312 Tomasz Sakiewicz wśród narodu właściwego http://szerokierondo.salon24.pl/263323 Radio Kraków: Korwin-Mikke kontra Margaret Thatcher http://szerokierondo.salon24.pl/195450 Dowcip Bielana: prezydent USA uchyla się od prawyborów !?!? http://szerokierondo.salon24.pl/165255 Wszystkie wolty Marka Jurka http://szerokierondo.salon24.pl/187020 Władysław V: Pieśń o zatrzymaniu Kaczora http://szerokierondo.salon24.pl/192332 Jarosław, kolega dr Migalskiego http://szerokierondo.salon24.pl/182447 (Gen. Franco + Bellona) = tortury dla czytelników http://szerokierondo.salon24.pl/167932

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka