Byłem już na świecie, gdy Towarzysz Wolski pojechał do Moskwy prosić o gwarancję interwencji. Kłamstwo na ten temat trwało o wiele dłużej, niż do 89. Dowiedziałem się ponad trzydzieści lat później, jaka była prawda; zajrzałem do archiwum Mitrochina; poczytałem autorów obłożonych anatemą i już wiem, że Jaruzelski jest zdrajcą. Żałuję tylko, że pozostał na wolności, ale myślę, że kiedyś uda nam się zapisać w księgach klauzulę o zbrodniczości nie tylko tamtej decyzji, ale także całego ładu politycznego, jaki ufundowali nam Sowieci oraz ich pomagierzy w kraju nad Wisłą.
*
Zdrada na taką skalę jest dla mnie zbrodnią o doniosłym znaczeniu społecznym. Stan Wojenny to symbol spowolnienia cywilizacyjnego i złamane życiorysy milionów Polaków, którzy nie współpracowali oraz myśleli o czymś więcej niż koniec własnego nosa – myśleli o rozwoju i dobrobycie całego Narodu. Ze szpiegami „Informacji Wojskowej” czy innych służb nie było to i nie będzie nigdy możliwe.
Jeszcze bardziej bolesna – w kontekście psychicznym – jest zdrada i zakłamanie elit wmawiających obywatelom, że Jaruzelski czy Kiszczak, to ludzie honoru. Nie wiem czy są słowa, które potrafią opisać ten obrzydliwy, propagandowy mechanizm. Myślę, że moje blogowanie w ogóle jest odpowiedzią na ten fakt – to z pewnością jeden z motywów, dla których tutaj piszę.
Paradoksalnie takie rozumienie i odczuwanie Stanu Wojennego oznacza dla mnie więź z Prawdziwymi Polakami, czyli ludźmi, którzy chcą wiedzieć lub już wiedzą, jaka była prawda. Jest to dla nich sprawa absolutnie priorytetowa.
Cała reszta albo uśpiona jest w letargu, niewiele do niej dociera, myślą, że wiedzą. Albo po prostu wiedzą i są zdrajcami – w sensie dosłownym lub w przenośni, tj. podpisali by się pod działaniami „Wolskiego” obiema rękami. To bardzo proste wnioski, nie trzeba do tego żadnej wydumanej filozofii, nie należy się także ich wstydzić.
Stan Wojenny to również wspomnienia o charakterze osobistym. Coś w rodzaju migawek z PRL-u, bo na sam „SW” byłem za młodym gówniarzem.
PRL był systemem, który oddzielał ziarna od plew – w powojennej rzeczywistości funkcjonowały miliony prawych, patriotycznie nastawionych obywateli, którzy mimo komunizmu przemycali do społeczeństwa właściwe standardy moralne. To ci ludzie mnie ukształtowali i za to im dziękuję. Mimo, że okoliczności nie były raczej sprzyjające.
Mój dom i moje życie rodzinne były w ogromnej większości ukształtowane przez „precz z komuną”. Niewiele ważniejszych rzeczy mi przekazano – w tym prostym stwierdzeniu złożone były setki dekalogów postępowania. To był system nakazów i zakazów, doskonale rozumiany i niekwestionowany.
Traf chciał, że „precz z komuną” nie zdezaktualizowało się w rzeczywistości pookrągłostołowej. Oczywiście, teraz jest trudniej nazywać rzeczy po imieniu i wskazać palcem, kto jest „nasz”, a kto jest „ich”. Jednak matryca, którą wspominam dobrze działa nada i raczej się to nie zmieni.
* *
Dzisiaj na Białołęce w Warszawie rekonstrukcja historyczna. Niewiele jeszcze wiem, może zobaczę z okna autobusu lub wysiądę i dowiem się, kto organizuje. Młode chłopaki wyciągnęli sprzęt milicyjny (suki, namioty, żółwie, etc.) i biegają z tym po ulicy. Dla beki zawijają ludzi z ulicy, którzy robią sobie do tego zdjęcia. Łezka się w oku normalnie kręci.
* * *
Przypomniał mi się mój nieżyjący już ojciec, który się wściekł, jak dostałem plastykowy samochód milicyjny i jeździłem nim po dywanie wydając z siebie przeraźliwe „ijo ijo ijoooo”. Wyrwał mi zabawkę i dokonał na niej – w moim ówczesnym rozumieniu – świętokradztwa: zdarł napis MILICJA tak, że zostało tylko „MI” i niewiele więcej. Byłem wściekły.
Dziś mogę powiedzieć – dziękuję tato. Pokazałeś mi, jak trzeba postępować z tymi …. bez zbędnych ceregieli. Ta prosta nauka nie poszła w las.
* * * *
Tak to jest normalnie, że nie gadam z bandytami: