W Łodzi, podobnie jak w innych miastach Polski dojna zmiana postanowiła zmienić w ramach 'dekomunizacji' nazwy 27 ulic, które do tej pory nikomu nie wadziły. Nowymi patronami mieli zostać ludzie związani z Łodzią, polskim filmem, pojawił się też egzotyczny pomysł, żeby uhonorować Johna Wayna.
W większości IPN wziął na celownik jakieś małe i szerzej nie znane uliczki. W końcu musieli się czymś wykazać, a z osiedlowymi uliczkami łatwo walczyć. I pewnie cała ta żałosna operacja pozostała by w Łodzi szerzej niezauważona, gdyby nie pomysł wojewody, Zbigniewa Raua, żeby 'zdekomunizować' Plac Zwycięstwa, a nowym patronem uczynić Lecha Kaczyńskiego.
To odbiło się w Łodzi szerokim echem i oburzyło wielu mieszkańców. Łodzianie takiego patrona nie chcą. Dlatego nawet jeśli ten niedorzeczny pomysł przejdzie, to nie wróżę Kaczyńskiemu długiego patronatu tej ulicy. Łodzianie zmienią narzuconą siłą nazwę na inną, i żaden wojewoda nic tu nie poradzi. Powrócimy do starej nazwy, albo znajdziemy lepszego patrona. Na przykład Olgierda Jedlinę lub szyszkownika Kilkujadka z Kingsajzu. Choć może Kilkujadka nie, IPN mógłby się doczepić. Ale Miś Uszatek nie powinien nikomu przeszkadzać. Miś był zawsze grzeczny, misia wszyscy znają i kochają a w pobliżu jest muzeum, w którym można się do misia przytulić lub pogłaskać kota Filemona. No i Miś Uszatek w przeciwieństwie do Lecha Kaczyńskiego jest mocno związany z Łodzią, w końcu tu się urodził i tu powstały jego przygody.
A Lech Kaczyński nie był ani jakąś wybitną postacią, ani człowiekiem związanym z naszym miastem. I nie sądzę, żeby ktokolwiek wmówił Łodzianom że jest inaczej.
Pan wojewoda powinien puknąć się w czoło i czym prędzej zmienić decyzję, bo funduje Lechowi Kaczyńskiemu coś więcej niż zapyziałą uliczkę znaną głównie z tego, że służy jako parking, ale upokarzającą procedurę pozbawienia patronatu.
Już raz zmienił decyzję, kiedy wycofał się z patronatu przedwojennego antysemity, którego ostatecznie zastąpił Leopold Tyrmand.
