Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
992
BLOG

Walka o bramę i logo Solidarności

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 7
Aleksandra Olszewska, sprzedawczyni pamiątek w kiosku przy bramie nr 2 Stoczni Gdańsk przegoniła 28 maja ekipę, która chciała zdjąć logo Solidarności zasłaniające napis „im. Lenina”. Władze Gdańska zapowiadają jednak, że logo „S” będzie zdjęte.
 
W Gdańsku nikogo nie dziwi bojowa postawa 84-letniej kobiety. Aleksandra Olszewska od 30 lat pilnuje Pomnika Poległych Stoczniowców. W stanie wojennym nie bała się zomowców i układała pod Trzema Krzyżami czwarty, z kwiatów. Wraz z jeszcze trzema osobami była wówczas gospodarzem placu Solidarności.
30 maja legendarnej strażniczce pamięci Solidarności kwiaty wręczył Piotr Duda, przewodniczący związku. Umieściła je na bramie stoczni. 
– Z całego serca w imieniu Solidarności dziękuję, że pani własną, nie służbową miotłą ich pogoniła – dziękował przewodniczący. – Mam nadzieję, że uda się obronić stocznię Solidarności. W razie czego, proszę dać znać – dodał. 
Piotr Duda od początku krytykował władze Gdańska za zmianę bramy, podobnie Zarząd Regionu Gdańskiego, którego przewodniczący Krzysztof Dośla podczas regionalnego zjazdu (29 maja) zapewnił, że jeśli logo „S” zostanie zdjęte, związek codziennie będzie wieszał nowe.
Przeciwko montażowi zrekonstruowanej stoczniowej bramy nr 2 w jej historycznym kształcie z napisem „Stocznia Gdańska imienia Lenina” protestują zakładowa Solidarność i pomorscy posłowie PiS. Kością niezgody jest Lenin. Na początku zeszłego tygodnia, 28 maja, napis „imienia Lenina” grupa młodych osób zasłoniła logiem Solidarności. Pomysł spodobał się stoczniowcom, ale nie władzom Gdańska, które 28 maja wieczorom przysłały ekipę porządkową mającą usunąć napis „Solidarność”. Jednak wobec zdecydowanego sprzeciwu pani Aleksandry członkowie ekipy zapowiedzieli, że bez asysty policji nie mają zamiaru niczego usuwać.
– Brama to zabytek, a napis został powieszony bez pozwolenia konserwatora zabytków, a w dodatku na cudzej własności – argumentował Antoni Pawlak, rzecznik prezydenta. Właścicielem bramy jest miasto Gdańsk. A tabliczka z napisem „zabytek chroniony” została powieszona dopiero w czwartek 31 maja.

Ścigani za logo „S”
 
Gdańska policja ściga tych, którzy zawiesili napis „Solidarność”. Jej zdaniem wykroczenia polegającego na bezprawnym umieszczeniu na zabytku (brama została wpisana do rejestru zabytków) reklamy, napisu, za które grozi grzywna (do 5 tys. zł), mieli się dopuścić młodzi ludzie, studenci Akademii Sztuk Plastycznych w Gdańsku. 
Posłowie PiS Anna Fotyga i Andrzej Jaworski na konferencji prasowej zorganizowanej przed stocznią 30 maja zadeklarowali pomoc prawną dla nich. 
Montaż zrekonstruowanej historycznej bramy nr 2 Stoczni Gdańskiej rozpoczął się w nocy z 13 na 14 maja. Na bramie umieszczono napis „Stocznia Gdańska imienia Lenina”. Dotychczasową nazwę: „Stocznia Gdańsk S.A.” – usunięto. Pojawiły się także napisy z roku 1980 np. „Proletariusze wszystkich zakładów łączcie się” , 21 strajkowych postulatów a także krzyż i portrety Matki Boskiej i Jana Pawła II. Jednak napisy z hasłami ktoś usunął. Pozostały święte symbole i postulaty.
 
Spór o zabytek
 
Rekonstrukcja historycznej bramy od początku wzbudzała kontrowersje. Jeszcze w kwietniu protestowała stoczniowa Solidarność. Związkowcy tłumaczyli, że poprzednia brama była zabytkiem i została zniszczona. Złożyli doniesienie na policję, która przekazała je prokuraturze.
– Gdyby ta brama była na terenie muzeum, to byłoby w porządku. Tymczasem przechodzi przez nią dziennie 2 tysiące stoczniowców, jest częścią zakładu pracy – argumentował Karol Guzikiewicz, wiceprzewodniczący stoczniowej „S”.
Związek uznał, że sprawę powinna wyjaśnić prokuratura.
– Dzisiaj (31 maja) złożyliśmy wniosek do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, czyli profanacji flagi narodowej – powiedział Fryderyk Radziuś.
Stoczniowa „S” nie rezygnuje z dalszej drogi prawnej, po odrzuceniu ich wniosku przez prokuraturę.
– Składamy odwołanie do prokuratury okręgowej – zapewnił Karol Guzikiewicz, wiceszef stoczniowej „S”.
A logo „Solidarności” (31 maja) wciąż wisi.
 
 
 
Miotłą przyrżnę!
Z Aleksandrą Olszewską, sprzedawczynią pamiątek Solidarności na placu Solidarności rozmawia Barbara Madajczyk-Krasowska.

– Pani rzeczywiście przegoniła miotłą porządkowych, którzy chcieli zdjąć logo Solidarności z bramy numer 2 Stoczni Gdańsk? Jak pani pogoniła tych robotników?
 
– Wszyscy mnie tu znają w Solidarności stoczniowej. Jestem taką miotłą, która wiecznie urzęduje. Podjechał samochód, myślałam, że chcą podlać kwiaty. Ale podjechali z innej strony. Znam ich, zwłaszcza Aleksandra. Zwróciłam mu uwagę, że nie z tej strony stanęli. A on odpowiedział: Przyjechaliśmy służbowo zdjąć z góry Solidarność. Ja na to: Co, Solidarność? Byliście w Solidarności i teraz przychodzicie zdejmować Solidarność? A on odpowiedział, że mają taki nakaz. Wyciągnęli drabinkę, ubrali się w kamizelki. Powiedziałam: To miejsce jest moje i nie pozwolę, choćby nie wiem co miało się stać. Zapytał: Zrzuci mnie pani? Odpowiedziałam: Tak, jestem gotowa na wszystko i miotłą przyrżnę. Wtedy on zadzwonił do kierowniczki. Ta odpowiedziała, że musi spytać przełożonych. Czekali na odpowiedź, a ja krzyczałam: Nie pozwolę! To jest moje miejsce, ja tu jestem 30 lat. Solidarność to moje życie! Zadzwonili jeszcze raz. I po ponownej rozmowie z kierowniczką zrezygnowali.
 
– Pani na tym placu podobnie krzyczała do zomowców w stanie wojennym. Wtedy u stóp Pomnika Poległych Stoczniowców układała pani jeszcze z trzema osobami krzyż z kwiatów.
 
– Pierwszy raz układałam go jeszcze przed stanem wojennym. Ludzie wtedy przynosili kwiaty pod pomnik. Pomyślałam, że tak marnują się te kwiaty i zaczęłam je wkładać do słoików. W stanie wojennym, oczywiście, podchodzili zomowcy i mówili, że nie wolno i mnie legitymowali. Ja im dawałam dowód i mówiłam, że kwiaty będę układać, bo nie mogą się zmarnować. Ich ten krzyż kwietny drażnił. Mówili, że dowódca powiedział, że mam odejść. Jak zrobię, to odejdę – odpowiadałam. 
 
– W czasie strajku w stoczni w maju 1988 roku zomowiec celował w panią pistoletem?
 
– ZOMO pilnowało strajkujących. Młodzi stoczniowcy zaczęli ich wyzywać, więc zomowcy zaczęli biec w ich stronę. Ja z miotłą sprzątałam plac wokół pomnika. Do biegnących zomowców krzyknęłam: Won stąd, wam wolno tylko do trawy (teraz są tam ławki), bo tu jest miejsce poświęcone. Miejsce poświęcone to na Jasnej Górze – powiedział ich dowódca. Odparowałam: A ty wiesz, gdzie jest Jasna Góra? Wtedy wyciągnął z kabury pistolet, wycelował we mnie i zmusił do wycofania się z placu. Rzeczywiście mogłam wtedy zginąć i nikt by nie wiedział, dlaczego. Ale on też odwołał podwładnych i już nie polecieli do tych chłopaków. 

– Pani razem z panem Edwardem, panią Marią i panem Staszkiem zamontowała tablicę w miejscu, gdzie klęczał pod pomnikiem Ojciec Święty.
 
– Tablicę zamówił w stoczni ksiądz Henryk Jankowski. A ja podałam napis: „Opatrzność Boża nie mogła sprawić nic lepszego, bo w takim miejscu milczenie jest krzykiem”. Chodziło o to, by podkreślić, że papież klęczał samotnie odgrodzony od ludzi kordonem. Na montaż wybraliśmy dzień milicjanta, milicja stała na każdym rogu, ale oni bardziej byli zajęci sobą. Włożyliśmy tablicę na czterokołowy wózek, nakryliśmy go ciuchami. Edward, który nie miał nóg i poruszał się na wózku inwalidzkim, ciągnął ten wózek z tablicą. My mu pomagaliśmy. Udało się przejechać i wmurować tablicę. Podjechał ksiądz prałat i poświęcił. Było to w październiku 1987 roku. 
 
– Pani ma jedną z pierwszych legitymacji Solidarności nr 24, zresztą stoczniową...
 
– ...podpisaną przez Szablewskiego.
 
– Przewodniczącego „S” Stoczni Gdańskiej, ale pani nie pracowała w stoczni.
 
– Nie pracowałam w stoczni, ale pracowałam na placu Solidarności.

– Bardzo dokuczała pani esbecja?
 
– Chodzili za mną niemal krok w krok. Cały czas mnie śledzili. Pracowałam w księgowości w fabryce czekolady „Bałtyk”, potem w Rzemieślniczym Domu Towarowym. Dyrektor był bardzo dobrym człowiekiem, ale codziennie wzywał mnie na dywanik. Szpicle go nachodzili i w końcu powiedział, że muszę odejść z pracy, bo ciągle jestem pod pomnikiem. W 1985 zmusili mnie do odejścia na wcześniejszą emeryturę.
 
– Zdejmą logo Solidarności z bramy?
 
– Z dnia na dzień to się przedłuża. A ja się cieszę. Dla mnie Solidarność i ten plac jest jak własne dziecko. Tak pokochać... (zawiesza głos, po policzkach spływają łzy). Radość mi daje to, że młodzież ruszyła do boju. Wszędzie, gdzie się pojawię młodzi mówią: pani Alu, jesteśmy z panią.
 

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka