Dla większości dziennikarzy stał się on tak samo niemodny jak prawda, która może być względna, cnota, która jak stara panna, czy patriotyzm, pojęcie wstydliwe i nienowoczesne. W dobie rynkowej konkurencji liczy się miejsce na medialnej mapie i sprzedaż, a więc zysk, nie rzetelność dziennikarska, służba społeczeństwu i państwu. Mamy więc media sterowane, których konsekwencją jest nędza i upadek dziennikarstwa posługującego się manipulacją poglądów i nastrojów, kreowaniem obrazów i sądów na użytek linii swego pisma.
Środowisko dziennikarskie, w odróżnieniu choćby od prawników czy lekarzy, złączonych solidarnością zawodową, jest skłócone i podzielone. Totalna wojna o czytelnika jest też walką pomiędzy sobą, w której bronią są często pomówienia i oszczerstwa. To nie jest walka na poglądy i argumenty, lecz walka o byt, zatrudnienie, utrzymanie się na powierzchni. Wydawałoby się, że dziennikarze, nielojalni wobec siebie, nie przejawiają tej cechy wobec pracodawcy, mediów, w których pracują. Nic bardziej mylnego. Chętnie dorabiają u konkurencji stosując kameleonizm polityczny i nie wahają się przed ostrą krytyką byłych szefów, którzy odsunęli ich od pracy.
Mamy tylko 35 dziennikarzy. Wśród nich nie ma żadnego z „Rzeczpospolitej”, a właściwie tylko jeden – Bronisław Wildstein, były redaktor naczelny. Obecny, Paweł Lisicki, który wcześniej odszedł w proteście przeciwko zwolnieniu Wildsteina, już jako naczelny, nie podpisał listu broniącego dziennikarki, choć go wydrukował. Lisicki, wybitny eseista (m.in. „Doskonałość i nędza”), w publicystyce reprezentuje bardziej to drugie; szczególnie dał się zauważyć jako autor wywiadu political fiction z agentem Tomkiem. Opisywanie i diagnoza rzeczywistości wychodzi mu gorzej bo, jak sam zaznacza, dopiero po wyborach przestał wierzyć w sondaże. Nawrócił się za to na wiarę w Lecha Wałęsę, którego stawia na równi z Józefem Piłsudskim i kardynałem Stefanem Wyszyńskim, pisząc, że stał się ofiarą donosów P. Zyzaka z „perspektywy gospodyni proboszcza”. Ostatnia jego polemika z red. Tomaszem Terlikowskim, pt.: „Mesjanizm spod Smoleńska”, prowadzona z perspektywy dwóch bogów, jest już całkiem niecelowa i nieudana.
Bo katastrofa smoleńska była dla ludzi wierzących próbą dostrzeżenia w tragedii głębszego sensu; dla przeciwników była tylko wypadkiem lotniczym, o którym nie powinno się zbyt wiele mówić. Przecież rosyjski MAK i polska prokuratura prowadzą śledztwo. Jarosław Kaczyński, choć stracił w katastrofie brata, nie powinien o niej przypominać, wykorzystując ją w do celów politycznych. Kolejny dziennikarz „Rzepy” -Igor Janke, wtekście „Moralne nadużycie Jarosława Kaczyńskiego”, konstruuje logiczną łamigłówkę pisząc, że Kaczyński mając swoje stanowisko w sprawie krzyża, wyklucza tych, którzy myślą inaczej.
Bo inaczej niż władza myśleć nie można. Nie można też mówić, pytać, a także milczeć, bo Jarosław Kaczyński nawet milcząc - jątrzy i prowokuje. I jeszcze popełnia moralne nadużycie, bo ośmiela się mieć własne zdanie.
Bardzo zawiodłam się na dziennikarzach „Rzeczpospolitej”. Również wcześniej, przez niechlubną sprawę R.Szeremietiewa czy dziennikarzy tzw. śledczych, którzy jak Piotr Nisztor w tekście o Robercie Gwiazdowskim, zapomniał sprawdzić fakty. Po 4 lipca „Rzeczpospolita” zmieniła się zupełnie i straciła wiarygodność, prezentując zbyt szerokie spektrum opinii, od szalejących wolnorynkowców, przez poglądy bliskie Gazecie Wyborczej, do pampersów z Krytyki Politycznej. We froncie ideologicznym, który prezentują, nie ma miejsca na ważne dla Polski sprawy reformy finansów, zdrowia, nadużyć w wojsku, afer i nieudolnego rządu, o których milczą, by nie napisać źle.
Prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który nie chciał dogadać się z salonem jak Kwaśniewski, krytykowano i obrażano systematycznie, a dziennikarze delektując się obelgami i pomówieniami ze trony polityków Platformy, ochoczo brali udział w tym niecnym widowisku. Prezydent Lech Kaczyński nie zginął w katastrofie pod Smoleńskiem. On już był martwy wsiadając do samolotu. Zabiły go media i dziennikarze. Obecnie swą nienawiść przelali na jego brata i jedyny temat, który ich zajmuje po wyborach, to nie liczne zawiadomienia o fałszerstwach wyborczych, lecz odpowiedź na pytanie czy PiS i Jarosław Kaczyński się zmienił, czy nie. Pewne jest jedno. To dziennikarze nie wyciągnęli żadnej nauczki z dziesiątego kwietnia, nadal przyprawiają gębę znienawidzonej partii, która śmiała proponować im lustrację. Tak jak przed 10 kwietnia, nadal trwa kampania medialna niszczenia PiS-u., bo pisowska monotematyczność stała się już obsesją większości dziennikarzy.
„Rzeczpospolita” za rządów Lisickiego, który kontynuuje politykę Gaudena, przekraczając granice dziennikarskich standardów, zamknęła rok 2009 spadkiem sprzedaży o 18%. W roku bieżącym miesięcznie wynosi on ok. 4,5%. Podobnie inne dzienniki, bo żaden z zawodów nie upadł tak nisko, jak zawód dziennikarza. No, może jeszcze polityka, ale to nie zawód, socjologa i wszelkich doradców, także finansowych. Ale dziennikarze przodują w tej niechlubnej konkurencji. Pychą, oszczerstwami, brakiem profesjonalizmu. Etyczne bagno na drabinie hańby. Piszą to, co chce usłyszeć władza. I nawet nazwa „Rzeczpospolita” do niczego nie zobowiązuje.
Najpierw Robert Mazurek, atakujący blogerów i stający w obronie dobrego imienia Komorowskiego został przygnieciony własną pychą i prywatną głupotą. Później Igor Janke, teraz Marek Magierowski, który w tekście „Od przyjaciół Rosjan do ruskiej trumny” dowodzi, że Prawo i Sprawiedliwość dobrowolnie ściąga na siebie nieszczęście, bo przed wyborami wybrała łagodny i stonowany wizerunek; teraz ośmiela się wrócić do dawnego języka i zadawać pytania o smoleńskie śledztwo. I domaga się wskazania ludzi odpowiedzialnych za organizacje i ochronę tej wizyty. Według Magierowskiego wcale nie chodzi im o prawdę, tylko o wdeptanie Platformy w ziemię, co odbije się tylko utratą wiarygodności. Jak Kaczyński zacznie łagodnieć, nikt mu nie uwierzy – pisze Magierowski. O wiarygodności PO w sprawie śledztwa, dziennikarz milczy. Także o tym, że Prokuratura Wojskowa nakazała Gazecie Polskiej niezwłocznie oddać mały detal samolotu, ale już Rosja nie musi oddawać niczego.
Smutne to, że to właśnie „Rzeczpospolita” traci wiarygodność. Od wyborów 4 lipca upodobniła się do większości mediów. Nawet przez chwilę myślałam, że wykupiła ją Agora. A to TW Ernest. Bo głównie tam panowie dziennikarze brzydko się bawią. Widać, brzydkie zabawy są kuszące.