Straciliśmy elity kraju, wspaniałych ludzi. Jednym z nich był Zbigniew Wassermann. Nie mogę się z tym wszystkim pogodzić.
Jeszcze rok temu widziałem Pana tylko w telewizji. Nie mogłem przypuszczać, że będzie mi dane Pana poznać, uścisnąć dłoń. Pierwszy raz spotkaliśmy się w Sejmie w czerwcu ub.r. Uśmiechnięty, wyluzowany, żartobliwy - Zbigniew Wassermann zupełnie inny, niż przedstawiano go w telewizji.
Dłużej rozmawialiśmy w grudniu przy okazji tematu wyborów samorządowych w Krakowie. Otwarty na spotkanie, bez względu na osobę i napięty grafik. Profesjonalista, szanujący przeciwnika politycznego. W komisji hazardowej nie błyszczał luzem, oziębły niczym właśnie prokurator. Ale obowiązki wykonywał sumiennie, całymi dniami w ostatnim czasie siedząc nad dokumentacją i zeznaniami.
Ostatnio rozmawiałem z Panem wczoraj wieczorem. Myślałem, że przesłuchanie świadka się już skończyło, przecież dobiegał wieczór. Odebrał Pan telefon, bo wiedział Pan, że byliśmy umówieni na spotkanie. Przełożyliśmy szybko rozmowę na poniedziałek. W tle słychać było to, co dzieje się w Sali Kolumnowej. Nie podejrzewałem, że będzie to Pana ostatnie przesłuchanie.
I ostatnia rozmowa ze mną. Dziękuję.