zwyczajna kobieta zwyczajna kobieta
1987
BLOG

Punkt widzenia, czyli Eli Barbur i ja

zwyczajna kobieta zwyczajna kobieta Polityka Obserwuj notkę 119

Zaczął się marzec i jak co roku od lat trzydziestu powraca temat jego dnia ósmego w aspekcie, jak to pan Barbur nazywa, „pogromu Żydów”.

 Otóż tak się składa, że w tym czasie ja też byłam studentką, chociaż nie „rozbuchaną” i „zajmującą się wszystkim poza studiowaniem i polityką”. Może to dlatego, że nie byłam studentką warszawską, ale toruńską (tak mi wypadło z obowiązującej wówczas „rejonizacji”). Jako pierwszoroczna studentka niewarszawska byłam po prostu skromną i raczej ubogą dziewczyną, która pilnie uczęszczała na wykłady, interesowała się, owszem, również polityką, wychowana bowiem w rodzinie, w której istniały takie tematy jak Syberia, Katyń, atak bolszewików na Polskę we wrześniu 1939 roku itp., miała bardzo określony i bardzo jednoznaczny stosunek do komunizmu i niepodległości Polski, której nie identyfikowała z PRL-em.

W tym czasie zupełnie nie docierało do mnie, że najbardziej uciskaną grupą w tymże PRL-u są właśnie Żydzi, przeciwnie, żyłam w przekonaniu, że na sekowanie narażeni są ci, którzy przyznają się do katolicyzmu, chodzą na mszę niedzielną, posyłają dzieci na religię i do Pierwszej Komunii w swojej własnej parafii, a nie gdzieś daleko u babci. Po prostu tak to wyglądało tam, gdzie rosłam.

„Marzec” w Toruniu nie miał tak spektakularnego i gwałtownego oblicza, jak w Warszawie. Był wiec na uniwersytecie, była bardzo rozgorączkowana atmosfera, radiowęzeł studencki przekazywał relacje z wydarzeń w Warszawie, jakiś łapserdak tajniak lazł za nami ulicą Szeroką, gdzie zbyt głośno dzieliłyśmy się wrażeniami z koleżanką w kolejce w jakimś sklepie, aleśmy go sprytnie zgubiły, ot takie tam drobiazgi.

Doskonale pamiętam natomiast akcję „prasa kłamie” i to, że kupowaliśmy w kiosku demonstracyjnie Świerszczyki, co znaczyło zupełnie co innego niż dzisiaj. Było to pisemko dla małych dzieci i kupowanie go miało pokazać, że nic innego do czytania się nie nadaje.

W takich realiach po prostu nie miałam pojęcia, że najważniejszą rzeczą w tej całej sprawie są Żydzi. Żyłam w głębokim przekonaniu, że chodzi o studentów, którzy sprzeciwili się zdjęciu z programu „Dziadów”. Słyszałam, że to właśnie studenci byli w Warszawie bici pałkami, aresztowani, relegowani z uczelni - i z nimi się solidaryzowałam. Myślałam, że chodzi o polską kulturę i polską niezależność.

Po ukończeniu pierwszego roku zdecydowałam się na dalsze studia w Warszawie, gdzie od pokoleń mieszkała dość liczna moja rodzina, a że jako studentka nierozbuchana miałam również więcej niż dobry indeks, na drugim roku byłam już w stolicy. Tu oczywiście wspomnienia „marca” były nadal bardzo żywe i od nowych koleżanek i kolegów miałam o nich informacje z pierwszej ręki. Tu też zetknęłam się pierwszy raz z tematem Żydów, ale co ciekawe, wbrew temu, co pisze pan Barbur, ja widziałam wiele postaw, można powiedzieć, raczej filosemickich, chociaż wówczas odczytywałam je tylko jako zwykły objaw solidarności wobec prześladowanych przez wspólnego wroga – tych „onych”, rządzących nami wbrew naszej woli.

Tak właśnie pamiętałam marzec przez lata, aż w roku 1981 dowiedziałam się, tak, słowo daję, wtedy się o tym dowiedziałam, że „wydarzenia marcowe” znacznie bardziej niż studentów i polskiej kultury dotyczyły właśnie Żydów. Potem już z roku na rok studenci wraz z polską kulturą zanikali coraz bardziej, aż w końcu dziś przeczytałam, że to był pogrom Żydów. I dlatego postanowiłam napisać, jak ja to widziałam i widzę.

Tak zwane „wydarzenia marcowe” nie tylko dla mnie, ale dla bardzo wielu młodych ludzi tamtych czasów były jednym z protestów przeciw naszemu zniewoleniu, przeciw kłamstwu propagandy, przeciw likwidowaniu naszej polskiej kultury. Brali w nich spontaniczny udział studenci z wielu uczelni, dla wielu stanowiły nadzieję na odmianę naszego polskiego losu. Sprawa żydowska, która za tymi wydarzeniami się ujawniła, nie miała z tym nic wspólnego. To była jeszcze jedna brudno zagrywka i rozgrywka właśnie tych „onych”, przeciw którym wystąpiliśmy jako studenci w marcu. Pomyje lały się na polskich biskupów zaledwie dwa lata wcześniej, teraz akurat dotyczyło to Żydów. Jedno i drugie miało dokładnie tyle samo wspólnego z nami i tym, co czuliśmy i myśleli. Tak to pamiętam i tak to było.

Pan Barbur pamięta to inaczej, z jego punktu widzenia wyglądało to bowiem właśnie tak, jak to przestawia. Ponieważ jednak jego punkt widzenia jest od lat, a dokładnie od 1981 roku, prezentowany bardzo szeroko, a mój coraz bardziej odchodzi w niepamięć, postanowiłam go zaprezentować i o nim zaświadczyć.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka