Xylomena Xylomena
91
BLOG

Czy istnieje związek między zdrowiem, a łaską Bożą?

Xylomena Xylomena Społeczeństwo Obserwuj notkę 8

Czy istnieje związek między zdrowiem, a łaską Bożą? Gdy odpowiedź zaczyna wyglądać na „tak i nie” w zależności od spojrzenia, czyli jakimi słowami to tłumaczyć, albo jeszcze rozróżnić zdrowie ciała, a ducha, to powstaje zamęt skłaniający do szukania.

Jest taka rozmowa Boga (Boga Ojca wnosząc ze słów Mówiącego: „Udzielam im miłosierdzia Mego Syna”.) z Marią Valtortą, z której można by wyciągnąć wniosek, iż choroba jedynie głupcom pokazuje niełaskę. Bóg pyta Marię, ale i odpowiada za nią, a dopiero potem ona stara się wyrazić swoją niezdolność potwierdzenia, że daje radę tak rozumieć i czuć, jak Bóg mówi : „Teraz, Moja córko popatrz na teraźniejszość. Popatrz na czas twoich licznych miłości do człowieka, do nauki, do samej siebie. Popatrz na chwilę obecną, gdy na nowo istnieje dla ciebie tylko jedna miłość – do Mnie. I powiedz Mi, powiedz to duszą, słuchając tylko jej samej, bo tylko jej głos jest prawdziwy i cenny: czyż nie masz teraz wszystkiego, odkąd należysz do Mnie? Czy nie posiadasz wszystkiego? Wielu niemądrych powie: „Ona nie ma nic! Ani zdrowia, ani radości, ani dobrobytu”.  Ale dusza, która widzi własnymi oczyma, mówi: „Posiadam wszystko, nawet w świętym nadmiarze”. Czy można jednak nazywać nadmiarem to, co jest ściśle konieczne, by wznieść się ku Bogu? Masz szczególną misję niesienia słowa. To dar, ale nie jest konieczny, by stać się ulubieńcem; posiadasz [łaskę] odczuwania Boga, gdy tego pragniesz. Dlaczego? Dlatego, że jak mówi Psalm: „Pan mnie nagradza za moją sprawiedliwość, za czystość rąk przed Jego oczyma.” Jestem w sposób nieskończony i boski szczodry wobec sprawiedliwych i czystych sercem. Dobry jestem dla słabych, „doskonale dobry” względem tych, którzy potrafią być mocni przez wzgląd na Moją miłość. A ponieważ jestem Miłością, muszę zadawać sobie gwałt, by nie okazywać słabości wobec mających braki.”
Maria Valtorta bardzo ważąc słowa, by nie powiedzieć, że właśnie już nic nie ma, wskazuje na swoje udręczenie duchowe rok wcześniej, wobec jej posłuszeństwa spisywania objawień z życia Jezusa, jako te które ją pozbawiło szczęścia niczym dziecko osierocone, porzucone przez ojca, po czym umie już tylko rozglądać się w strachu za zagrożeniami, więc w niczym już nadziei nie pokłada. Wyraża swój żal na podobieństwo niegdysiejszych słów Jezusa: „Boże, czemuś Mnie opuścił”.
Gdy opisywała swoje męki na bieżąco, mówiła nawet przeciwnie, że pomimo posiadania Boga i z pociechami Jezusa i Maryi, po dręczeniach szatana, nie potrafiła zaczerpnąć z tego nic, nie przynosiło jej to ulgi. (Według szkoły, która zrodziła medytacje Ignacjańskie, to byłby dowód na działanie złego ducha, a nie Boga.)
Podczas gdy uzdrowienia Jezusa, o których pisała, zdawały się pokazywać zdrowie jako łaskę, a chorobę, jako wynik grzechu. Słowa Jezusa o objawach zdrowia, unosiły serca do Nieba: „Zaprawdę powiadam wam, że ten posiada radość ptaka, kto żyje bez nieczystych pragnień. Zdaje się na Boga i odczuwa w Nim Ojca. Uśmiecha się do dnia, który wstaje, i do nocy która zapada, bo wie, że słońce jest jego przyjacielem, a noc jego karmicielką. Patrzy na ludzi bez niechęci i nie obawia się ich zemsty, gdyż nie wyrządził im żadnej krzywdy. Nie obawia się o zdrowie ani o sen, gdyż wie, że uczciwe życie oddala choroby i zapewnia słodki spoczynek. I nie boi się śmierci, wie bowiem, że dobrze postępował i może go spotkać tylko uśmiech Boga.”
W jednym z uzdrowień jest bardzo wyraźnie mowa o grzechu jako przyczynie choroby. O uzdrowienie prosi Jezusa młodzieniec, w którym nie ma skruchy i płacze tylko ze strachu o siebie, co go czeka zgodnie z Prawem, jakie zastosuje wobec niego wspólnota. Jezus uzależnia uzdrowienie tego młodzieńca od publicznej spowiedzi. Ma on powiedzieć na głos, jaki grzech go dotyczy, od którego dostał trądu. Trądu, który nie przeszedł w nakazanym Prawie terminie, co miało wskazywać brak ekspiacji, żałowania wyrządzonych ludziom krzywd i zadośćuczynienia Bogu. Młodzieniec jest w terminie przed kapłańskim przeklęciem „odłączenia od Boga”, ma iść po to do świątyni, by oficjalnie wypędzono go „do umarłych”. To taka odległość od „Ludu Bożego”, której przekraczanie groziło kamienowaniem. Dopiero, kto zdrowieje w „krainie umarłych” może wrócić i się pokazać do zbadania kapłanom, że się nawrócił, że nie zamierza powtarzać grzechu i Bóg mu wybaczył. Matka młodzieńca była w rozpaczy i płakała nad nim, że on tam umrze z głodu, bo jest jeszcze za młody na zaradność. Jezus jednak uważał, że nie za młody na świętość, której każdy od siebie powinien wymagać.
W przypadku tego młodzieńca jest pokazany ciekawy aspekt, że człowiek może wiedzieć, dlaczego choruje lub nawet zawsze wie, tylko nie chce zajrzeć w swoje sumienie. Jezus uzdrowienia udziela, podkreślając, że to tylko przez wzgląd na matkę. W przypadku młodzieńca trąd był wynikiem nierządu z mężatką, a Jezus wskazuje na zazdrość stojącą za zabieraniem żony drugiemu. Porównał jego trąd do pierwszej osoby z trądem – siostry Mojżesza, zazdroszczącej mu roli przed ludźmi.
Inny choruje pragnąc zdrowia, a inny choruje pragnąc Boga – ludzie różni od siebie w kierunkach podążania. Tylko tak mogę zrozumieć tyle sprzeczności, że czasem to o zdrowiu można mówić jako łasce, a czasem o chorobie. A wszystkie znaki mówią, że najlepiej w każdym wypadku dziękować Bogu, skoro to tak bardzo niewidzialne. Nawet w sobie (jak to ma Maria Valtorta), a co dopiero w drugim, gdy ludzkie oko nie widzi, o co się człowiek modli i za co dziękuje swoim życiem, w tym dolegliwościami.  
Z różnych objawień Marii o nauczaniu Jezusa można się dowiedzieć, że pewien człowiek padł nawet trupem ze złości, wobec publicznych słów Jezusa. A wierzył, że to Mesjasz. Było to nauką odnosząca się do grzechów konkretnego faryzeusza, ale bez wskazywania na niego. Słynął z okrucieństwa dla robotników, których podstępem czynił swoimi dożywotnimi niewolnikami „za długi”. Był człowiekiem zajeżdżającym ich na śmierć, głodzeniem i używaniem ich jako zwierzęta pociągowe. Kiedyś wcześniej doszło do scysji między nim, a Jezusem. Jezus był umówiony z nim na wykup nieszczęśnika, na którego ogromne pieniądze dostał od człowieka miłosiernego. Faryzeuszowi pieniędzy było nie dość, bo zamarzył sobie jeszcze wydusić z Mesjasza błogosławieństwo dla swego majątku i plonów (czyli nie wątpił, z kim ma do czynienia, nie usprawiedliwiała go ignorancja), więc dołożył warunki oddania jeńca, że właśnie to Jezus odbierze nieszczęśnika oraz, że nie będzie to szybko, tylko we wskazanym terminie. Chciał też wycisnąć  jeszcze wszystkie soki z człowieka, którego miał za swoją własność i oddać coś, co uważał za nieużytek. I tak się stało z wykupowanym, że odzyskał wolność dopiero w dniu swojej śmierci; pięknej w domu Maryi, na jej rękach. Faryzeusz postawił na swoim. Ale Jezus zmuszany do błogosławieństwa przez faryzeusza mającego się za wybranego Boga, nazywał tylko po imieniu wszystkie jego grzechy, kończąc: „Morderca”. Pogróżki faryzeusza o śmiertelnej zemście za to, że nie dostał czego chciał, spotkały swoistą klątwę Jezusa zamiast błogosławieństwa: „Oddaję cię Bogu Syjonu!”.
Gdy już dochodzi do nauczania publicznego w obecności tego faryzeusza, kipiącego coraz większą złością w rozumieniu, że Mesjasz śmie nie brać w obronę jego grzechów, tylko je potępia, Jezus doświadcza przemienienia. Innego, niż na górze Tabor. Od tego oblicza i głosu dzieci zaczynają płakać ze strachu, a ów faryzeusz pada trupem na oczach zebranych.
Ciekawski Piotr dopytuje potem Jezusa, co się stało podczas nauki o przykazaniu „nie zabijaj”:
„Czy on umarł z Twojej woli?”
- „Nie. Ojciec wstąpił we Mnie... To tajemnica, której nie możesz pojąć. Wiedz tylko, że nie wolno atakować Boga. On sam daje odpłatę.”
„Nie mógłbyś więc powiedzieć Ojcu, by spowodował śmierć tych wszystkich, którzy Cię nienawidzą?”
- „Zamilknij! Nie wiesz pod wpływem jakiego ducha jesteś! Ja jestem Miłosierdziem, a nie Zemstą!”

Xylomena
O mnie Xylomena

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo