zbigniewstefanik zbigniewstefanik
4016
BLOG

PiS-owski marsz donikąd. Czy w Polsce nie ma już świętości?

zbigniewstefanik zbigniewstefanik Polityka Obserwuj notkę 145

Polska przestrzeń publiczna ma za sobą kolejny PiS-owski marsz. Co pozostało po demonstracji siły Jarosława Kaczyńskiego, jego partii i jego sojuszników, która miała miejsce 13 grudnia bieżącego roku? Absolutnie nic.

Liderzy PiS-u sobie pokrzyczeli, pogrozili palcem premier Ewie Kopacz, ponarzekali na prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, a na rządzącej Polską koalicji Platforma Obywatelska - Polskie Stronnictwo Ludowe nie pozostawili suchej nitki. No i co? No i nic.

Czemu ma więc służyć PiS-owski marsz z 13 grudnia tego roku? Wyłącznie temu, aby przypomnieć, że partia Jarosława Kaczyńskiego i jej sojusznicy nadal... istnieją na rodzimej scenie politycznej i wciąż potrafią skutecznie przyciągnąć uwagę massmediów i uczestników polskiej debaty politycznej.

Jednak dla Polski, dla polskiego społeczeństwa PiS-owski marsz miał jedynie negatywne skutki. Po raz kolejny Jarosław Kaczyński i jego polityczni poddani zawłaszczyli historyczną datę, jakże istotną w najnowszej historii Polski. To skłania mnie do postawienia  pytania: czy w Polsce nie ma już nic świętego?

Otóż zdaje się, że nie, ponieważ od dłuższego czasu Jarosław Kaczyński i jego polityczny obóz depczą wszystko co święte, depczą wszystkie polskie świętości!

We wrześniu 2013 roku, podczas referendalnej kampanii wyborczej w Warszawie, Prawo i Sprawiedliwość usiłowało zawłaszczyć dla siebie Powstanie Warszawskie, a liderzy tego ugrupowania, wykorzystując dla swoich politycznych celów wiadomy symbol „Kotwicy”, usiłowali wmówić warszawiakom, że usunięcie ze stanowiska prezydent miasta stołecznego Hanny Gronkiewicz-Waltz to wyzwanie na miarę tego, jakie mieli przed sobą warszawscy powstańcy.

Jak się skończyło PiS-owskie „powstanie w Warszawie”? Włączenie się PiS-u w kampanię referendalną skutecznie zniechęciło zdecydowaną większość warszawiaków do wzięcia udziału w referendum. Przed PiS-owską interwencją polityczną, odwołanie ze stanowiska prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz zdawało się być niemal pewne. Jednak wystarczyło, żeby PiS włączył się w polityczną kampanię przeciwko pani prezydent, aby zachowała ona swoje stanowisko. PiS-owskie „powstanie w Warszawie” zakończyło się klęską, a rok później kandydat PiS-u przegrał z Hanną Gronkiewicz-Waltz rywalizację o warszawski ratusz.

Ale być może tak nie było? Być może to Jacek Sasin, a nie Hanna Gronkiewicz Waltz wygrał wybory w Warszawie? Trudno powiedzieć, ponieważ zdaniem PiS-u wybory samorządowe zostały sfałszowane.

Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na pewien paradoks. Jarosław Kaczyński głosi wszem i wobec, że doszło do sfałszowania wyborów samorządowych. Jednak w tym samym czasie prezes PiS-u każe swoim politycznym poddanym cieszyć się ze zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości w tych wyborach. Osobiście trochę się już pogubiłem i przyznam się, że już za bardzo nie rozumiem o co chodzi Jarosławowi Kaczyńskiemu. Skoro wybory zostały sfałszowane, to jak można cieszyć się ze zwycięstwa w takich wyborach? Czy to ma sens?

Skoro Platforma Obywatelska, Polskie Stronnictwo Ludowe czy szeroko pojęta władza sfałszowała wybory samorządowe, to jak to się stało, że te wybory wygrał PiS? To jak to jest z tą władzą? Czy już doszła do takiego poziomu niesprawności i nieudolności, że nawet wyborów nie potrafi skutecznie sfałszować? A może mamy do czynienia z innym scenariuszem: Jarosław Kaczyński każe się cieszyć ze zwycięstwa w - jego zdaniem - sfałszowanych wyborach. Faktycznie, prezes PiS-u mówi o wyborczych fałszerstwach, ale nie mówi, kto konkretnie tego się dopuścił. Czyżby prezes PiS-u sugerował, że to jego ugrupowanie sfałszowało te wybory?

Ktoś powie: człowieku, piszesz absurdy i trudno zrozumieć o co ci chodzi. Faktycznie, to bezsens, ale jednocześnie to polityczna strategia głównej partii opozycyjnej w Polsce. Tylko krzyki, żadnych konkretnych działań. Tylko insynuacje, żadnych konkretów. Tylko działania negatywne, żadnych działań pozytywnych. Oto polityczna metoda Prawa i Sprawiedliwości.

Kiedy w Polsce rozpoczęła się afera podsłuchowa to doszło wtedy do najpoważniejszego zachwiania władzy w Polsce od momentu przejęcia sterów polskiego państwa przez koalicję PO-PSL. Wówczas Jarosław Kaczyński mógł obalić Donalda Tuska i jego rząd. Nie było to nawet trudne, albowiem Sojusz Lewicy Demokratycznej wyciągał do prezesa PiS-u rękę, a Leszek Miller dyskretnie (choć publicznie) dawał do zrozumienia, że istnieje kandydat na technicznego premiera, który mógłby zostać zaakceptowany przez wszystkie ugrupowania opozycyjne w Sejmie. Jednak Jarosław Kaczyński nie zdecydował się na przejęcie władzy w Polsce. W końcu Donald Tusk poprosił Sejm o wotum zaufania dla siebie i swojego rządu, i bez trudu je uzyskał. Co wówczas zrobiło ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego? Zaproponowało kandydaturę profesora Piotra Glińskiego na technicznego premiera, i to dosłownie kilkanaście godzin po tym, kiedy to Donald Tusk uzyskał wotum zaufania. Kilka dni później Sejm odrzucił kandydaturę Piotra Glińskiego na technicznego Prezesa Rady Ministrów, a sam profesor nawet nie został „bohaterem dnia”. Albowiem bohaterami tego dnia stali się: najpierw Waldemar Pawlak, który opóźnił głosowanie nad wotum nieufności dla ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza, a później Janusz Korwin-Mikke, który spoliczkował Michała Boniego na spotkaniu zorganizowanym przez MSZ.

Dla Prawa i Sprawiedliwości eurowybory okazały się sukcesem. W ich wyniku PiS uzyskał 19 mandatów. Ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego znacząco poprawiło swój wynik wyborczy w porównaniu do eurowyborów z 2009 roku, w wyniku których ta partia uzyskała 15 mandatów. Przed wyborami do europarlamentu Jarosław Kaczyński publicznie mówił (wielokrotnie i otwarcie), że to być może od PiS-u będzie zależało, kto będzie sprawował władzę w Europarlamencie i w unijnych instytucjach (w których na wybór ich składu duży wpływ ma właśnie Parlament Europejski). Czy tak się stało?

Nie, i co najciekawsze - na życzenie PiS-u. Prawo i Sprawiedliwość nie chciało bowiem przyłączyć się do Europejskiej Partii Ludowej (EPP) i wolało ugrupowanie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR). Biorąc pod uwagę ilość mandatów uzyskanych w tych wyborach przez Platformę Obywatelską (przypomnę - 19) i Polskiego Stronnictwa Ludowego (4 mandaty) i jeśli dodać do tego 19 mandatów PiS-u to polska delegacja europoselska, która przyłączyłaby się w takim składzie do EPP byłaby całkiem pokaźna, a co ważniejsze - miałaby duży wpływ na podejmowanie decyzji kadrowych przez tę partię. Należy zwrócić uwagę na fakt, iż w tych wyborach Europejska Partia Ludowa poniosła duże straty pod względem posiadanych mandatów do PE. Polska delegacja europoselska (licząca przy wsparciu PiS-u 42 mandaty) mogłaby mieć duży, a być może wręcz ogromny wpływ na to kto, co, gdzie i z kim w Parlamencie Europejskim i w instytucjach europejskich. Jednak Prawo i Sprawiedliwość postanowiło preferować swój własny interes polityczny i wybrało izolację, zamiast współpracy w europarlamencie z PO i PSL-em, a współpraca ta mogłaby wówczas przynieść Polsce wymierne korzyści. Być może jeśli PiS postanowiłby również przyłączyć się do EPP, to polska miałaby nie tylko szefa Rady Europejskiej, ale również europejskiego komisarza do spraw energii albo mogłaby tak na serio powalczyć o stanowisko szefa dyplomacji Unii Europejskiej.

Powyższe przykłady prowadzą mnie do następującego wniosku: Jarosław Kaczyński i jego ugrupowanie nie chcą brać władzy ani uczestniczyć w procesie decyzyjnym. Dlaczego? Dlatego, iż PiS i jego liderzy uznali, że im się to po prostu nie opłaca. Władza to odpowiedzialność, a przecież bycie główną partią opozycyjną w Polsce również gwarantuje szereg przywilejów i całkiem pokaźne środki na działalność; środki - przypomnę - wypłacane z publicznej kasy. A więc po co brać za cokolwiek odpowiedzialność, skoro można bezkarnie i nieustannie we wszystkim przeszkadzać, i wszystko krytykować, korzystając przy tym z szeregu przywilejów i biorąc za to duże pieniądze?

PiS-owski marsz polityczny to marsz donikąd. Wszak nie doprowadzi on partii Jarosława Kaczyńskiego do władzy w Polsce. Jednak trzeba zastanowić się czy to właśnie o władzę PiS-owi chodzi? W mojej opinii - zdecydowanie nie. Nie ma już w Polsce nic świętego, ponieważ PiS i jego przedstawiciele bardzo skutecznie zawłaszczają wszystkie polskie świętości. Co gorsze, PiS skutecznie obrzydza pokaźnej części Polaków wydarzenia historyczne z najnowszej polskiej historii. Coraz więcej Polaków na samo słowo „Smoleńsk” reaguje alergicznie. Dlaczego? Albowiem ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego zawłaszczyło ten temat, usiłując przy tym sprawić wrażenie, jakby katastrofa smoleńska była jedynie tragedią PiS-owską, jakby jedynie PiS miał prawo mówić o katastrofie smoleńskiej, jakby to jedynie PiS miał monopol na prawdę w sprawie katastrofy, jej przyczyn i tego, co działo się później...

Szanowni Czytelnicy, nie mam już pretensji do PiS-u o to, że partia ta epatuje „turystami z Madrytu”, „latającymi krzesłami”, skruszonymi PRL-owskimi prokuratorami oraz  całkowitym brakiem jakiegokolwiek wiarygodnego projektu dla Polski, jak i pozytywnego przekazu politycznego. Do tego zdążyłem się już przyzwyczaić i nie mam już żalu do tego ugrupowania, kiedy ten czy inny działacz chwali się swoimi zaletami... Jednak mam żal, wielki żal do Prawa i Sprawiedliwości o to, że jest opozycją niewiarygodną i niekonstruktywną, a być może również opozycją „tak na niby”... Która na dodatek blokuje prawą stronę polskiej sceny politycznej, całkowicie uniemożliwiając powstanie jakiegoś rzeczowego i merytorycznego projektu politycznego, mogącego stać się realną alternatywą dla obozu rządzącego obecnie naszym krajem.

Dzisiaj umiarkowana część polskich wyborców de facto nie ma żadnego wyboru. Albowiem wyborcy umiarkowani muszą wybierać pomiędzy Platformą Obywatelską, która wykazuje się coraz częściej już nie tylko niekompetencją, ale również tworzy zjawiska paranormalne (które w Polsce pod rządami PO-PSL coraz bardziej stają się normą) i niemerytorycznym, niewiarygodnym PiS-em.

Z punktu widzenia Rzeczpospolitej i jej dobrze pojętego interesu, z punktu widzenia polskiego interesu narodowego, rzekomy PiS-owski marsz polityczny po władzę to marsz donikąd. Wszak tylko Jarosław Kaczyński i jego ugrupowanie są w stanie zagwarantować rządzącej Polską koalicji PO-PSL władze w naszym kraju na tysiąc lat! A przecież nie o władzę chodzi partii Prawo i Sprawiedliwość i jej liderom...  

 

* * *

 

Niepublikowane na portalu Salon24 teksty mojego autorstwa znajdą Państwo na moim blogu, pod adresem:

 

http://www.zbigniew-stefanik.blog.pl/

 

oraz w serwisie informacyjnym Wiadomości24, na stronie:

 

http://www.wiadomosci24.pl/autor/zbigniew_stefanik,362608,an,aid.html

 

Zapraszam Państwa do ich lektury i merytorycznej dyskusji.

Szanowni Państwo, nazywam się Zbigniew Stefanik. Ze względu na pojawiające się od pewnego czasu zarzuty pod moim adresem, w pierwszej kolejności pragnę Państwa poinformować, że jestem osobą niewidomą, co znacząco utrudnia mi korzystanie ze wszystkich możliwości, które oferują media internetowe, na których publikuję moje artykuły. Niestety, z powodów technicznych nie mam możliwości odpisania na komentarze, które, Szanowni Czytelnicy, umieszczacie pod moimi notkami. Mimo to, za niezależny od mojej woli brak odpowiedzi, wszystkich Czytelników najmocniej przepraszam! Pragnę jednak podkreślić, że mam możliwość czytania Państwa komentarzy i bez wyjątku zapoznaję się z nimi wszystkimi. Dlatego bardzo proszę o nie zrażanie się moim brakiem technicznych możliwości niezbędnych do odpowiedzi na komentarze i aktywne włączenie się do dyskusji. Zapraszam wszystkich Czytelników do komentowania moich tekstów. Wszystkie Wasze komentarze są dla mnie cenne, te nieprzychylne również. Jednocześnie, drodzy Czytelnicy, informuję Was, że jeśli będziecie chcieli, bym odpowiedział na Wasz komentarz, dotyczący jakiegoś mojego artykułu, to możecie go Państwo przesłać na następujący adres e-mail: solidarnosc.stefanik@laposte.net. Gwarantuję, iż odpowiem na wszystkie Państwa ewentualne uwagi i komentarze - drogą e-mailową. Jednocześnie przepraszam za niedogodności, które wynikają z kwestii niezależnych ode mnie oraz z góry dziękuję za wyrozumiałość. Urodziłem się w Polsce, lecz od ponad dwudziestu pięciu lat mieszkam we Francji. Z wykształcenia jestem politologiem i europeistą, ukończyłem Instytut Studiów Politycznych w Strassburgu oraz College of Europe w podwarszawskim Natolinie. Obecnie jestem publicystą, polsko-francuskim obserwatorem i komentatorem zarówno polskiego, jak i europejskiego życia politycznego. Posiadam polskie i francuskie obywatelstwo. Na co dzień żyję pomiędzy Strassburgiem i Wrocławiem, między Francją i Polską. Aktualnie nie jestem członkiem żadnej partii politycznej w Polsce. Do czasu wyborów parlamentarnych, które odbyły się w październiku 2011 roku, byłem aktywnym uczestnikiem polskiego życia politycznego. Początkowo działałem w krakowskich strukturach PiS. W szeregi tej partii wstąpiłem w maju 2005 roku. Następnie współpracowałem z posłanką Aleksandrą Natalli-Świat, jako jeden z jej asystentów. Po katastrofie smoleńskiej postanowiłem opuścić partię Prawo i Sprawiedliwość. Swoją rezygnację ogłosiłem w sierpniu 2010 roku. Opuszczenie partii - z którą współpracowałem przez ponad pięć lat - było dla mnie niezwykle trudną decyzją. Wpływ na nią miały przede wszystkim dwie kwestie. Po pierwsze, podjąłem tę decyzję ponieważ nie potrafiłem zaakceptować retoryki Jarosława Kaczyńskiego i jego najbliższych współpracowników, która niemal od 10 kwietnia 2010 roku zaczęła przypominać postulaty skrajnej prawicy. Po drugie, nie mogłem się zgodzić na sposób, w jaki liderzy PiS traktowali najwyższych przedstawicieli Najjaśniejszej Rzeczypospolitej; rządzących, którzy zostali przecież wybrani większością głosów w demokratycznych wyborach. Po wystąpieniu z Prawa i Sprawiedliwości zaangażowałem się w budowę partii Polska Jest Najważniejsza. Z ramienia tej partii w 2011 roku zostałem kandydatem do Sejmu RP w okręgu wyborczym nr 3. Jestem zwolennikiem politycznego centrum. Moje poglądy na problemy gospodarcze są bardziej zbliżone do wizji społecznej, niż liberalnej. Jestem zwolennikiem państwa opiekuńczego, jednak na ściśle określonych zasadach. W mojej opinii państwo powinno być opiekuńcze, dopóki nie dławi inicjatywy społecznej i gospodarczej. Uważam bowiem, że to właśnie indywidualna inicjatywa jest główną siłą, która napędza rozwój gospodarczy i społeczny; jest niezbędnym czynnikiem dla utworzenia silnej klasy średniej, jak również dla społeczeństwa obywatelskiego. Jestem zwolennikiem państwa o świeckim charakterze, mimo, iż jestem ochrzczonym i wierzącym katolikiem. Uważam jednakże, że wiara to indywidualna sprawa każdego obywatela. Dlatego państwo nie powinno popierać, ani finansować żadnej wspólnoty religijnej. Jestem zwolennikiem polskiej integracji z Unią Europejską, bowiem uważam, iż dla Polski to bezprecedensowa szansa na udoskonalenie naszego Państwa i na niespotykany dotąd rozwój gospodarczy. Jednakże - w moim przekonaniu – o integracji europejskiej nie można mówić, iż jest dobra lub zła. Rozpatrywanie jej w takich kategoriach jest błędem! Integracja europejska jest po prostu konieczna w zglobalizowanym świecie, gdzie gospodarcza i polityczna konkurencja jest bezwzględna i nie pozostawia żadnego miejsca dla osamotnionych państw, które pozostawałyby poza ponadregionalnymi wspólnotami. Świat się zmienia, należy się więc zmieniać razem z nim! Tylko w zintegrowanej i silnej Unii Europejskiej można budować silną Polskę, gdyż pojedyncze państwa nie mają żadnych szans na sprostanie gospodarczej konkurencji i społeczno-politycznym wymogom świata w dwudziestym pierwszym stuleciu. Stąd konieczność polskiej integracji z Unią Europejską, bez której Polska nie ma żadnych szans na rozwój, żadnych szans na obiecującą przyszłość pod względem znaczenia politycznego w Europie i na świecie. Zapraszam wszystkich do zapoznania się z moimi artykułami, w których pragnę podzielić się z Państwem swoim punktem widzenia na tematy związane z wydarzeniami na polskiej i europejskiej scenie politycznej. Zapraszam także do kulturalnej i merytorycznej dyskusji. Mam świadomość, iż polityka budzi wiele bardzo silnych emocji. Mimo to byłbym wdzięczny za debatę pozbawioną niepotrzebnej agresji i zacietrzewienia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka