Polska przestrzeń publiczna ma za sobą kolejny PiS-owski marsz. Co pozostało po demonstracji siły Jarosława Kaczyńskiego, jego partii i jego sojuszników, która miała miejsce 13 grudnia bieżącego roku? Absolutnie nic.
Liderzy PiS-u sobie pokrzyczeli, pogrozili palcem premier Ewie Kopacz, ponarzekali na prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, a na rządzącej Polską koalicji Platforma Obywatelska - Polskie Stronnictwo Ludowe nie pozostawili suchej nitki. No i co? No i nic.
Czemu ma więc służyć PiS-owski marsz z 13 grudnia tego roku? Wyłącznie temu, aby przypomnieć, że partia Jarosława Kaczyńskiego i jej sojusznicy nadal... istnieją na rodzimej scenie politycznej i wciąż potrafią skutecznie przyciągnąć uwagę massmediów i uczestników polskiej debaty politycznej.
Jednak dla Polski, dla polskiego społeczeństwa PiS-owski marsz miał jedynie negatywne skutki. Po raz kolejny Jarosław Kaczyński i jego polityczni poddani zawłaszczyli historyczną datę, jakże istotną w najnowszej historii Polski. To skłania mnie do postawienia pytania: czy w Polsce nie ma już nic świętego?
Otóż zdaje się, że nie, ponieważ od dłuższego czasu Jarosław Kaczyński i jego polityczny obóz depczą wszystko co święte, depczą wszystkie polskie świętości!
We wrześniu 2013 roku, podczas referendalnej kampanii wyborczej w Warszawie, Prawo i Sprawiedliwość usiłowało zawłaszczyć dla siebie Powstanie Warszawskie, a liderzy tego ugrupowania, wykorzystując dla swoich politycznych celów wiadomy symbol „Kotwicy”, usiłowali wmówić warszawiakom, że usunięcie ze stanowiska prezydent miasta stołecznego Hanny Gronkiewicz-Waltz to wyzwanie na miarę tego, jakie mieli przed sobą warszawscy powstańcy.
Jak się skończyło PiS-owskie „powstanie w Warszawie”? Włączenie się PiS-u w kampanię referendalną skutecznie zniechęciło zdecydowaną większość warszawiaków do wzięcia udziału w referendum. Przed PiS-owską interwencją polityczną, odwołanie ze stanowiska prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz zdawało się być niemal pewne. Jednak wystarczyło, żeby PiS włączył się w polityczną kampanię przeciwko pani prezydent, aby zachowała ona swoje stanowisko. PiS-owskie „powstanie w Warszawie” zakończyło się klęską, a rok później kandydat PiS-u przegrał z Hanną Gronkiewicz-Waltz rywalizację o warszawski ratusz.
Ale być może tak nie było? Być może to Jacek Sasin, a nie Hanna Gronkiewicz Waltz wygrał wybory w Warszawie? Trudno powiedzieć, ponieważ zdaniem PiS-u wybory samorządowe zostały sfałszowane.
Warto przy tej okazji zwrócić uwagę na pewien paradoks. Jarosław Kaczyński głosi wszem i wobec, że doszło do sfałszowania wyborów samorządowych. Jednak w tym samym czasie prezes PiS-u każe swoim politycznym poddanym cieszyć się ze zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości w tych wyborach. Osobiście trochę się już pogubiłem i przyznam się, że już za bardzo nie rozumiem o co chodzi Jarosławowi Kaczyńskiemu. Skoro wybory zostały sfałszowane, to jak można cieszyć się ze zwycięstwa w takich wyborach? Czy to ma sens?
Skoro Platforma Obywatelska, Polskie Stronnictwo Ludowe czy szeroko pojęta władza sfałszowała wybory samorządowe, to jak to się stało, że te wybory wygrał PiS? To jak to jest z tą władzą? Czy już doszła do takiego poziomu niesprawności i nieudolności, że nawet wyborów nie potrafi skutecznie sfałszować? A może mamy do czynienia z innym scenariuszem: Jarosław Kaczyński każe się cieszyć ze zwycięstwa w - jego zdaniem - sfałszowanych wyborach. Faktycznie, prezes PiS-u mówi o wyborczych fałszerstwach, ale nie mówi, kto konkretnie tego się dopuścił. Czyżby prezes PiS-u sugerował, że to jego ugrupowanie sfałszowało te wybory?
Ktoś powie: człowieku, piszesz absurdy i trudno zrozumieć o co ci chodzi. Faktycznie, to bezsens, ale jednocześnie to polityczna strategia głównej partii opozycyjnej w Polsce. Tylko krzyki, żadnych konkretnych działań. Tylko insynuacje, żadnych konkretów. Tylko działania negatywne, żadnych działań pozytywnych. Oto polityczna metoda Prawa i Sprawiedliwości.
Kiedy w Polsce rozpoczęła się afera podsłuchowa to doszło wtedy do najpoważniejszego zachwiania władzy w Polsce od momentu przejęcia sterów polskiego państwa przez koalicję PO-PSL. Wówczas Jarosław Kaczyński mógł obalić Donalda Tuska i jego rząd. Nie było to nawet trudne, albowiem Sojusz Lewicy Demokratycznej wyciągał do prezesa PiS-u rękę, a Leszek Miller dyskretnie (choć publicznie) dawał do zrozumienia, że istnieje kandydat na technicznego premiera, który mógłby zostać zaakceptowany przez wszystkie ugrupowania opozycyjne w Sejmie. Jednak Jarosław Kaczyński nie zdecydował się na przejęcie władzy w Polsce. W końcu Donald Tusk poprosił Sejm o wotum zaufania dla siebie i swojego rządu, i bez trudu je uzyskał. Co wówczas zrobiło ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego? Zaproponowało kandydaturę profesora Piotra Glińskiego na technicznego premiera, i to dosłownie kilkanaście godzin po tym, kiedy to Donald Tusk uzyskał wotum zaufania. Kilka dni później Sejm odrzucił kandydaturę Piotra Glińskiego na technicznego Prezesa Rady Ministrów, a sam profesor nawet nie został „bohaterem dnia”. Albowiem bohaterami tego dnia stali się: najpierw Waldemar Pawlak, który opóźnił głosowanie nad wotum nieufności dla ówczesnego ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza, a później Janusz Korwin-Mikke, który spoliczkował Michała Boniego na spotkaniu zorganizowanym przez MSZ.
Dla Prawa i Sprawiedliwości eurowybory okazały się sukcesem. W ich wyniku PiS uzyskał 19 mandatów. Ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego znacząco poprawiło swój wynik wyborczy w porównaniu do eurowyborów z 2009 roku, w wyniku których ta partia uzyskała 15 mandatów. Przed wyborami do europarlamentu Jarosław Kaczyński publicznie mówił (wielokrotnie i otwarcie), że to być może od PiS-u będzie zależało, kto będzie sprawował władzę w Europarlamencie i w unijnych instytucjach (w których na wybór ich składu duży wpływ ma właśnie Parlament Europejski). Czy tak się stało?
Nie, i co najciekawsze - na życzenie PiS-u. Prawo i Sprawiedliwość nie chciało bowiem przyłączyć się do Europejskiej Partii Ludowej (EPP) i wolało ugrupowanie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów (EKR). Biorąc pod uwagę ilość mandatów uzyskanych w tych wyborach przez Platformę Obywatelską (przypomnę - 19) i Polskiego Stronnictwa Ludowego (4 mandaty) i jeśli dodać do tego 19 mandatów PiS-u to polska delegacja europoselska, która przyłączyłaby się w takim składzie do EPP byłaby całkiem pokaźna, a co ważniejsze - miałaby duży wpływ na podejmowanie decyzji kadrowych przez tę partię. Należy zwrócić uwagę na fakt, iż w tych wyborach Europejska Partia Ludowa poniosła duże straty pod względem posiadanych mandatów do PE. Polska delegacja europoselska (licząca przy wsparciu PiS-u 42 mandaty) mogłaby mieć duży, a być może wręcz ogromny wpływ na to kto, co, gdzie i z kim w Parlamencie Europejskim i w instytucjach europejskich. Jednak Prawo i Sprawiedliwość postanowiło preferować swój własny interes polityczny i wybrało izolację, zamiast współpracy w europarlamencie z PO i PSL-em, a współpraca ta mogłaby wówczas przynieść Polsce wymierne korzyści. Być może jeśli PiS postanowiłby również przyłączyć się do EPP, to polska miałaby nie tylko szefa Rady Europejskiej, ale również europejskiego komisarza do spraw energii albo mogłaby tak na serio powalczyć o stanowisko szefa dyplomacji Unii Europejskiej.
Powyższe przykłady prowadzą mnie do następującego wniosku: Jarosław Kaczyński i jego ugrupowanie nie chcą brać władzy ani uczestniczyć w procesie decyzyjnym. Dlaczego? Dlatego, iż PiS i jego liderzy uznali, że im się to po prostu nie opłaca. Władza to odpowiedzialność, a przecież bycie główną partią opozycyjną w Polsce również gwarantuje szereg przywilejów i całkiem pokaźne środki na działalność; środki - przypomnę - wypłacane z publicznej kasy. A więc po co brać za cokolwiek odpowiedzialność, skoro można bezkarnie i nieustannie we wszystkim przeszkadzać, i wszystko krytykować, korzystając przy tym z szeregu przywilejów i biorąc za to duże pieniądze?
PiS-owski marsz polityczny to marsz donikąd. Wszak nie doprowadzi on partii Jarosława Kaczyńskiego do władzy w Polsce. Jednak trzeba zastanowić się czy to właśnie o władzę PiS-owi chodzi? W mojej opinii - zdecydowanie nie. Nie ma już w Polsce nic świętego, ponieważ PiS i jego przedstawiciele bardzo skutecznie zawłaszczają wszystkie polskie świętości. Co gorsze, PiS skutecznie obrzydza pokaźnej części Polaków wydarzenia historyczne z najnowszej polskiej historii. Coraz więcej Polaków na samo słowo „Smoleńsk” reaguje alergicznie. Dlaczego? Albowiem ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego zawłaszczyło ten temat, usiłując przy tym sprawić wrażenie, jakby katastrofa smoleńska była jedynie tragedią PiS-owską, jakby jedynie PiS miał prawo mówić o katastrofie smoleńskiej, jakby to jedynie PiS miał monopol na prawdę w sprawie katastrofy, jej przyczyn i tego, co działo się później...
Szanowni Czytelnicy, nie mam już pretensji do PiS-u o to, że partia ta epatuje „turystami z Madrytu”, „latającymi krzesłami”, skruszonymi PRL-owskimi prokuratorami oraz całkowitym brakiem jakiegokolwiek wiarygodnego projektu dla Polski, jak i pozytywnego przekazu politycznego. Do tego zdążyłem się już przyzwyczaić i nie mam już żalu do tego ugrupowania, kiedy ten czy inny działacz chwali się swoimi zaletami... Jednak mam żal, wielki żal do Prawa i Sprawiedliwości o to, że jest opozycją niewiarygodną i niekonstruktywną, a być może również opozycją „tak na niby”... Która na dodatek blokuje prawą stronę polskiej sceny politycznej, całkowicie uniemożliwiając powstanie jakiegoś rzeczowego i merytorycznego projektu politycznego, mogącego stać się realną alternatywą dla obozu rządzącego obecnie naszym krajem.
Dzisiaj umiarkowana część polskich wyborców de facto nie ma żadnego wyboru. Albowiem wyborcy umiarkowani muszą wybierać pomiędzy Platformą Obywatelską, która wykazuje się coraz częściej już nie tylko niekompetencją, ale również tworzy zjawiska paranormalne (które w Polsce pod rządami PO-PSL coraz bardziej stają się normą) i niemerytorycznym, niewiarygodnym PiS-em.
Z punktu widzenia Rzeczpospolitej i jej dobrze pojętego interesu, z punktu widzenia polskiego interesu narodowego, rzekomy PiS-owski marsz polityczny po władzę to marsz donikąd. Wszak tylko Jarosław Kaczyński i jego ugrupowanie są w stanie zagwarantować rządzącej Polską koalicji PO-PSL władze w naszym kraju na tysiąc lat! A przecież nie o władzę chodzi partii Prawo i Sprawiedliwość i jej liderom...
* * *
Niepublikowane na portalu Salon24 teksty mojego autorstwa znajdą Państwo na moim blogu, pod adresem:
http://www.zbigniew-stefanik.blog.pl/
oraz w serwisie informacyjnym Wiadomości24, na stronie:
http://www.wiadomosci24.pl/autor/zbigniew_stefanik,362608,an,aid.html
Zapraszam Państwa do ich lektury i merytorycznej dyskusji.