Jednomandatowe Okręgi Wyborcze - JOW-y. Zdaniem ich obrońców i zwolenników mają one stanowić remedium na deficyt demokratyczny. Obrońcy i zwolennicy JOW-ów twierdzą, iż jednomandatowe okręgi wyborcze umożliwią polskim obywatelom i wyborcom większy wpływ na parlamentarzystów. Albowiem, zgodnie z takim tokiem rozumowania, poseł czy senator musiałby bardziej liczyć się z opinią mieszkańców swojego okręgu (czyli wyborców, którzy mogą na niego zagłosować albo nie zagłosować), niż z opinią liderów ugrupowania politycznego, do którego należy. A więc JOW-y miałyby być taką metodą wyborczą, która doprowadzi do tego, iż to wyłącznie wyborcy i obywatele (a nie liderzy partyjni) będą decydowali kto zostanie parlamentarzystą, a kto nie; z kolei parlamentarzyści będą musieli słuchać obywateli swoich okręgów, co umożliwi obywatelom RP i wyborcom pełną kontrolę nad pracą Sejmu i nad procesem decyzyjnym w Polsce.
Jestem przeciwnikiem wprowadzenia okręgów jednomandatowych w Polsce. Albowiem, w mojej opinii, JOW-y nie są remedium na deficyt demokratyczny, a być może wręcz przeciwnie. Zaś uniezależnienie posłów od swoich liderów partyjnych, czy też odpartyjnienie wyborów parlamentarnych w systemie jednomandatowych okręgów wyborczych to mit, nie mający pokrycia w rzeczywistości (co zresztą da się zaobserwować w krajach, gdzie jednomandatowe okręgi wyborcze zostały przyjęte).
Zwolennicy JOW-ów twierdzą, że jednomandatowe okręgi wyborcze otworzą drogę do parlamentu każdemu, kto przekona do siebie wyborców. Czy można więc w przypadku wprowadzenia JOW-ów w Polsce wyobrazić sobie niezależnych, czy po prostu obywatelskich kandydatów na posłów i senatorów? Absolutnie nie.
W systemie JOW-oskim swą kandydaturę może przedstawić każdy - to fakt. Jednak pozostają jeszcze tzw. realia, wynikające z wymogów związanych z prowadzeniem kampanii wyborczej. Mówiąc wprost, wypromowanie kandydata wiąże się z wysokimi kosztami, zwłaszcza jeśli ów kandydat chce sprostać logistycznym wymogom działań promocyjnych. Spoty telewizyjne i radiowe, bilbordy, plakaty, ulotki, wynajem lokalu wyborczego, wynajem sal na spotkania wyborcze, catering itd. - to wszystko niesie za sobą wysokie koszty i bez wątpienia wymaga wysokich nakładów finansowych. A więc trudno sobie wyobrazić, iż przeciętny obywatel zarabiający średnią krajową będzie w stanie ponieść finansowe koszty związane z autopromocją i kampanią wyborczą. JOW-y nie otworzą drogi do parlamentu każdemu, lecz tylko temu, kogo będzie stać na zapłacenie sobie za kampanię wyborczą albo temu, komu ktoś (czy też jakaś partia) zapłaci za kampanię wyborczą.
Jednomandatowe okręgi wyborcze w żaden sposób nie doprowadzą do uniezależnienia kandydatów na parlamentarzystów od partii politycznych. Kandydat będzie zabiegał o głos wyborców w swoim okręgu wyborczym, ale o środki na kampanię wyborczą kandydat będzie już musiał zabiegać u lidera, czy liderów partii politycznej, której będzie kandydatem. Z kolei jako parlamentarzysta, w przypadku chęci wzięcia udziału w kolejnym wyścigu wyborczym, poseł czy senator będzie musiał starać się, aby partia, która mu zorganizowała kampanię wyborczą i za nią zapłaciła, była z niego zadowolona. Tak więc nie może być mowy o niezależności parlamentarzystów od politycznych ugrupowań. Albowiem posłem czy senatorem będzie ten, któremu ktoś za kampanię wyborczą zapłaci i kampanię wyborczą zorganizuje.
Warto również zauważyć, iż logo partyjne ma tutaj swe bardzo istotne znaczenie. Ostatnie wybory do Senatu RP z października 2011 roku, które odbyły się w systemie JOW-owskim pokazały, że zdecydowana większość wyborców zagłosowała na partyjne logo, a kandydaci niezależni w zdecydowanej większości ponieśli w tych wyborach klęskę.
Kto zostanie posłem, kto senatorem, a kto nie - w systemie JOW-owskim będą o tym decydowały partie polityczne. Zresztą tak, jak ma to miejsce teraz, z jedną wszak różnicą. O tym kto zostanie posłem czy senatorem, bardziej niż teraz, będzie mógł zadecydować duży kapitał, a parlamentarzysta będzie uzależniony od tego, kto mu za kampanię wyborczą zapłacił. Można więc spodziewać się, iż w przypadku wprowadzenia w Polsce jednomandatowych okręgów wyborczych w Sejmie i Senacie znajdzie się parę osób, których będzie można uznać bardziej za lobbystów, niż za parlamentarzystów…
Jeśli zostaną wprowadzone w Polsce jednomandatowe okręgi wyborcze, to można się spodziewać, że ogromne rzesze wyborców i obywateli nie będą miały swojej reprezentacji w Sejmie i Senacie. Albowiem w systemie wyborczym JOW, zwycięzca wyborów w okręgu - mówiąc kolokwialnie - zgarnia wszystko. Zaś wyborcy, którzy na niego nie głosowali, nie są w parlamencie reprezentowani. Warto tutaj przytoczyć dwa przykłady. W Wielkiej Brytanii, pomimo czternastoprocentowego wyborczego wyniku Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, wyborcy tego ugrupowania mają tylko jednego przedstawiciela w nowo wybranym brytyjskim parlamencie. Zaś we Francji, pomimo uzyskanego dwudziestoprocentowego wyniku w ostatnich wyborach parlamentarnych, Front Narodowy uzyskał tylko dwa mandaty do krajowego parlamentu.
Warto również wspomnieć o mniejszych ugrupowaniach politycznych, które w systemie wyborczym JOW de facto nie mają żadnej szansy na uzyskanie mandatu poselskiego czy senatorskiego. Dlaczego? Dlatego, iż jednomandatowe okręgi wyborcze nieuchronnie prowadzą do zabetonowania sceny politycznej, na której najczęściej dwie, a czasem (choć rzadko) tylko trzy partie mogą liczyć na parlamentarną reprezentację.
Wprowadzenie w Polsce jednomandatowych okręgów wyborczych może doprowadzić do pogłębienia podziałów pomiędzy umownie nazywaną ścianą zachodnią i umownie nazywaną ścianą wschodnią. Można przewidzieć, iż w systemie wyborczym JOW Polska zachodnia będzie wysyłała do Sejmu i Senatu przedstawicieli Platformy Obywatelskiej, a ściana wschodnia - przedstawicieli partii Prawo i Sprawiedliwość. Wtedy Wisła stanie się swego rodzaju granicą pomiędzy dwoma grupami, pomiędzy dwoma społeczeństwami, pomiędzy dwoma Polskami, które będzie dzieliło coraz więcej. JOW-y mogą więc przypieczętować na lata (a być może na stałe) społeczne i polityczne pęknięcie spowodowane przez polityczny konflikt i samonakręcającą się spiralę Platforma-PiS. W przypadku ich wprowadzenia, JOW-y mogą spowodować, że samonakręcająca się spirala Platforma-PiS będzie nakręcała się jeszcze bardziej…
We Francji czy w Wielkiej Brytanii rozpoczęła się debata dotycząca zniesienia w tych krajach jednomandatowych okręgów wyborczych. Dlaczego? Dlatego, iż coraz więcej obywateli francuskich czy brytyjskich uznaje, że JOW-y są przyczyną deficytu demokratycznego w ich kraju. Na jakiej więc podstawie zwolennicy jednomandatowych okręgów wyborczych twierdzą, że są one remedium na deficyt demokratyczny występujący ich zdaniem w Polsce?
* * *
Niepublikowane na portalu Salon24 teksty mojego autorstwa znajdą Państwo na moim blogu, pod adresem:
http://www.zbigniew-stefanik.blog.pl/
oraz w serwisie informacyjnym Wiadomości24, na stronie:
http://www.wiadomosci24.pl/autor/zbigniew_stefanik,362608,an,aid.html