Zbyszek Zbyszek
305
BLOG

Potopu (w wersji biblijnej) jednak nie było i co z tego wynika?

Zbyszek Zbyszek Społeczeństwo Obserwuj notkę 25
"Do tej pory wydawało się, Biblia przedstawia jedyną, prawdziwą, najstarszą wersję opowiadania o Potopie... Ogromnym przełomem w nauce było odkrycie sumeryjskich, później akadyjskich, a później babilońskich eposów - opowiada o tym, co wiemy na temat historii Potopu dzisiaj, dr hab. nauk teologicznych Marcin Majewski wykładowca na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie.

Historia Potopu znajduje się w następujących, eposach:

  1.  Eridu Genesis. Epos sumeryjski. Powstanie: ok. 3 000 lat BCE. 
  2. Atra-Hasis. Epos akadyjski. Powstanie: około:.... 1 649 lat BCE
  3. Gilgamesh. Epos babiloński. Powstanie około:..... 1 100 lat BCE
  4. Deucalion. Min grecki. Powstanie ok. 700 BCE.
  5. Biblia. Zapisy odnośnie potopu pomiędzy 500 a 1 000 BCE, ale bliżej 500 BCE.

Wszystkie te historie mają części wspólne i rozłączne. Wspólne są następujące:

  1. Potop miał miejsce.
  2. Nastąpił z woli bogów lub Boga.
  3. Bohater został ostrzeżony.
  4. Bohater buduje statek-arkę, do którego zabiera "całe nasienie życia".
  5. Potop niszczy ziemię i życie na niej, tylko bohater oraz wszystko na jego statku przeżywa i odnawia ludzkość.

Dr Majewski konkluduje, że musiał mieć miejsce kataklizm, jakaś ogromna powódź, która zalała najprawdopodobniej miasta Mezopotamii - kraju Sumerów. Historia ta była przekazywana ustnie, potem pismem klinowym na kamiennych czy glinianych tabliczkach. Wreszcie stała się częścią Biblii, prawdopodobnie zapisaną, po okresie niewoli babilońskiej.

Różnią się te historie imieniem bohatera, który na statek zabiera "wszystko co żyje". W eposie sumeryjskim jest to Ziusudra, w akadyjskim Atrahasis, w Biblii Noe. Różnią się ilością dni, przez które wzbierały wody zatapiające ziemię. Zwykle jednak jest to liczba symboliczna. W eposach bliskowschodnich jest to 7 dni. U Greków 9 dni. W Biblii 40.

Największa różnica jest pomiędzy historią biblijną a tym wcześniejszymi w interpretacji powodu Potopu. Gdy wcześniejsi autorzy wskazują jako powód irytację Boga, którego denerwuje hałas jaki ludzie robią na Ziemi oraz ich nadmierna po prostu ilość. Tak w monoteistycznym ujęciu biblijnym, przyczyną są grzechy ludzi. To z tego powodu, Bóg zsyła Potop na Ziemię. Winni są grzeszący ludzie.

Historia biblijna zatem ma wymiar pedagogiczny. Po pierwsze wskazuje, że mamy wpływ na bieg zdarzeń w świecie. Po drugie, wskazuje na moralne życie jako właściwy sposób życia.

A jednak konkluzja biblisty wcale nie jest taka, jak ją wypowiedział, że Potop jednak był. Otóż, on był, ale nie taki, jak - czego teraz się dowiadujemy - w starszych do Biblii eposach czy w samej Biblii. Miała miejsce ogromna, niszcząca powódź, jednak z tego nie wynika, że "wody zatopiły CAŁĄ ZIEMIĘ. Nie wynika, że był bohater, co zbudował statek, na który zabrał ludzi, zwierzęta i nasiona i dlatego życie na Ziemi przetrwało.

Rolą i celem mitów i eposów, nie było dokumentowanie historii, ale do niej nawiązywanie. Ale sprawy zaczynają wyglądać inaczej, gdy ta historia w swojej dosłowności, staje się przedmiotem wiary religijnej. Bo... "Bóg powiedział..." - i mamy zacytowane w Biblii słowa Boga, zapowiadające zatopienie całej ziemi przez deszcz padający 40 dni. Jeśli zatem taki deszcz padający 40 dni i zatapiający w ten sposób wszystkie lądy i niszczący całe życie, nie miał miejsca, to znaczy... że Bóg tego... nie powiedział. Że to zdanie, "Bóg powiedział" zostało wymyślone przez jakiegoś autora, który zapisywał te słowa.

Być może jest tak, że prawda w postaci takiej, jak ją rozumiemy dzisiaj, to znaczy w postaci pełnej zgodności słów z faktami, w ogóle nie była przedmiotem oglądu, zajęcia, czy namysłu ówczesnych ludzi. Oni mieli znacznie poważniejsze "problemy na głowie". Zazwyczaj chodziło o przetrwanie, przetrwanie i rozwój, narodu, państwa, może rodu, może religii. Na co komu "prawda" jeśli nie będzie przydatna ludziom, by się rozwijali, by nie zginęli, by przetrwali? Taka "prawda" w ogóle nie jest wówczas kryterium branym pod uwagę przy tworzeniu historii. Historia ma uczyć. Owszem upamiętniać. Owszem nawiązywać, nawiązywać po to, żeby robić wrażenie, żeby tym bardziej uczyć, tym bardziej wychowywać, tym lepiej służyć ludziom, do których jest kierowana.

Jednak przyjęcie powyższego punktu widzenia rodzić może, szczególnie u dzisiejszego człowieka, pytania. No bo jeśli w Piśmie Świętym o Potopie i o słowach Boga w tym kontekście ponoć przez Niego wypowiedzianych, nie jest napisana - prawda. To znaczy takie słowa nie padły. Takiego Potopu, który wszystkich wygubił nie było. To... może to wszystko lipa? Albo przynajmniej część? To jak wierzyć pozostałym częściom? Ile z tego jest zmyślone? Może nie zmyślone, ale wymyślone po to, aby motywować, kształtować postawy, konkretnych ludzi. Ale jeśli tak, to kto zna wolę Boga? Ksiądz ze śmiertelnie poważną miną nakazujący w trakcie dzisiejszego kazania "Radujcie się!"? Papież, któremu szybkiej śmierci, jeśli się nie nawróci, życzy publicznie polski teolog? Kto wyraża i zna wolę i zamiary Boga w takim razie? Pismo Święte, w którym czytamy "Nikogo nie nazywajcie swoim ojcem" czy "Biskup niech to będzie mąż jednej żony"?

Jeśli zgodzimy się na wniosek, że Potopu w takiej wersji, jak w Biblii nie było, to wszystko zaczyna się rozłazić, to tracimy jakby fundamenty. Co więcej, jeśli przyjmiemy choćby możliwość, że historia zapisana w Biblii wzięła się jako powtórzenie, kolejna wersja, zasłyszanych przez Hebrajczyków podań sumeryjskich, akadyjskich, babilońskich, to... znów pytania.

W końcu czy jest Bóg? Ale sama twierdząca odpowiedź to o wiele za mało. Bo drugie pytanie: Jaka jest Jego wola i kto ją wyraża oraz zna - jest pytaniem fundamentalnym. Czym jest Biblia? Zapisem słów Boga? Przynajmniej tam, gdzie to właśnie oznajmia, bo czytamy "Bóg powiedział...". Czy może jest zapisem pewnych odkryć rodzących się w sferze rozumu ale i intuicji. Może doświadczeń mistycznych. A może narracją umożliwiającą ludziom w nią wierzącym przetrwanie w świecie i swoisty sukces?

A może wreszcie jest tak, że przegięliśmy w jedną stronę. W stronę jedyniesłusznej dosłowności albo w stronę jedyniesłusznej interpretacji, która - jak to zwykle bywa - najwygodniejsza była dla interpretujących? Choć... korzystna być musiała i dla nas. Bo ludzie, bo my, potrzebujemy "narracji", wyjaśnienia świata, opowiedzenia o wartościach, o strukturze tych wartości, napisania i namalowania nam sensu życia, zwłaszcza, gdy stajemy wobec świadomości śmierci jak Gilgamesh, który rusza - uwaga, uwaga - po życie wieczne.

Więc "narracja" nie jest z samej natury fałszywa ani mylna. Ona jest opowiadaniem niewypowiadalnego. Bo "nie samym chlebem żyje człowiek". Serio. Każdy szuka sensu. Najlepiej takiego, który opisuje wszystko. Czy taki sens jest poznawalny? Chyba po części jednak tak, bo inaczej ludzie, by go nie szukali. Czy możemy się dzisiaj bezpiecznie zdać na "specjalistów", że oni nam sensowny sens dostarczają? Oto jest pytanie. Gdyby komuś przyszła do głowy odpowiedź powątpiewająca, to niech wie, że wtedy to na jego barki spada. Co? Wszytko... I taki jest właśnie morał, ze studiów bliblistyki nad zagadnieniem Potopu.


Ja myślę... damy radę. Ale... mogę się mylić.

Zbyszek
O mnie Zbyszek

http://camino.zbyszeks.pl/  Kopia twoich tekstów: http://blog.zbyszeks.pl/2068/kopia-bezpieczenstwa-salon24-pl/

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo