MRZ MRZ
408
BLOG

Jak Rosjanie postrzegają polską politykę wschodnią.

MRZ MRZ Polityka Obserwuj notkę 3

Chłopaki! Pamiętacie jak byliście w szkole?

Pamiętacie jak naparzaliście się z kolegami po lekcjach? Pamiętacie jak spuszczaliście w kiblu łomot jakiemuś frajerowi? A pamiętacie jakie bęcki zebraliście kiedyś, na przerwie, od chłopaków ze starszej klasy?

Różnie bywało. U jednych lepiej, u innych gorzej. Tak jak w życiu.

Ale większość z nas, raczej wspomina ten okres z sympatią i rozrzewnieniem. Raczej pamiętamy kolegów jako fajnych. No, przynajmniej większość z nich.

Konflikty, które wtedy, niekiedy rozpalały nasze emocje do czerwoności, wydają się dziś śmieszne. Potrafiliśmy sobie wiele wybaczyć; polubić się; zaprzyjaźnić.

Do dziś przyjaźnię się z gościem, który kilka dekad temu, na szkolnej wycieczce, rozkwasił mi nos celnym prostym (należało się, ja go sprowokowałem – przeżywał trudne chwile a ja niemożebnie robiłem z niego jaja). Na pytanie nauczycielki dlaczego krwawię - odpowiedziałem, że potknąłem się o korzeń; i od tego czasu kumplujemy się do dziś (z przerwami).

Na pewno też mieliście takie historie.

Choć zapewne wielu z Was pamięta jakąś mendę ze szkoły, której dziś niechętnie podalibyście rękę. No cóż; c'est la vie. Może bywały jakieś typy, których nienawidziliście. Którzy w sposób podły wykorzystywali swoją przewagę fizyczną. I nie była to szlachetna walka dwóch wojowników ale znęcanie się (czasem zbiorowe) nad słabszym.

 

A teraz pytanie. Kto z Was uważał się wtedy za podłą szuję? Kto myślał o sobie jako o padalcu, który bije słabszych a tchórzliwie podlizuje się silniejszym, kto podle wyładowywał swoje frustracje związane z brakiem zdolności do nauki, biedą czy kłopotami rodzinnymi na słabszych?
Nikt? No przecież jeśli część z nas znała takich typków to muszą oni wśród nas być i dziś.
Zastanówmy się czy aby na pewno nikt nas tak nie postrzegał i czy aby na pewno nie miał po temu jakiś powodów.

Ale przecież pamiętamy, że nawet jeśli kogoś praliśmy to zapewne mieliśmy po temu jakieś ważne i sprawiedliwe powody.

 

Podobnie jest z narodami.

My uważamy Rosjan za dzikich, nieokrzesanych barbarzyńców. Ich kraj za wiecznego agresora. A ich prezydenta za wcielonego szatana, krwawego psychopatę który żywi się zapewne, jeszcze bijącymi sercami, wyrwanymi ofiarom KGB z piersi, w kazamatach pod Kremlem.

Mamy po temu liczne powody i wiele krzywd, których doznaliśmy od rosyjskich okupantów potwierdza ten obraz. Nie ma powodu by tu je przypominać.

 

Ale Rosjanie nie widzą się w ten sposób. Nie dlatego, że są tak zakłamani.

Dlatego, że tak jak w szkole, każdy ma swoje racje, swój punkt widzenia i własne odczucia tego co jest słuszne. I inaczej postrzega innych.

 

Jak zatem widzą siebie i swój kraj Rosjanie?

Przede wszystkim są dumnymi patriotami. Kochają swój kraj i są gotowi się dla niego poświęcić. Bo tak trzeba. Bo tak jest. Bo jednostka niczym a zbiorowość wszystkim. A państwo to władza. A władzy trzeba słuchać. Jak ktoś ma władzę to ma rację. Jak bije w pysk – znaczy się jego prawo. A ty ruki pa szwam. Jak władza bije w pysk, to nie jest powód by tej władzy nienawidzić i nie daj Bóg się buntować. Władza bije w pysk i władzę się kocha.

Że co? Że to głupie? Że niemożliwe. U nas niemożliwe. Bo my jesteśmy narodem skrajnych indywidualistów, gdzie władza to nam może ...

Ale przypomnijcie sobie zjawisko syndromu sztokholmskiego. Albo lepiej przypadki kobiet zakochanych czy raczej uzależnionych od facetów, którzy je poniżają i biją. To jest psychologicznie zupełnie zrozumiałe. Dziecko od ojca czasem dostaje w skórę. I to dziecko trgo ojca kocha. Bo ten ojciec też czasem pochwali, da jakiś prezent. A że dał klapsa... Widać się należało. Dziecko się ojca boi (matka: „Bo powiem ojcu”) i za to go kocha. Bo to jest mój ojciec. I on jest groźny ale mój; i mnie kocha. A jako taki, może mnie obronić przed zewnętrznym zagrożeniem. Da radę - bo jest groźny i będzie chciał - bo mnie kocha. „A mój ojciec jest większy od twojego i twojego pobije” – kojarzycie ten tekst? No cóż, dla takiego kilkulatka cały świat jest wielki i przerażający. Pod łóżkiem siedzą potwory a czarownica w szafie.

Dla Rosjanina władza jest groźna; ale to dobrze. Bo to moja władza. I moja władza mnie obroni. A moja władza jest silniejsza niż twoja władza. Bo moja władza ma więcej czołgów. I rakiet nuklearnych. I co prawda żyje mi się ciężko; ale wszyscy się mnie boją bo jestem Rosjaninem.

I wiecie co. To naprawdę musi być bardzo przyjemne uczucie. Tak kogoś (złego oczywiście – bo my przecież jesteśmy dobrzy) sprać. My tego w Polsce już nie pamiętamy, bo ostatnio tak się czuliśmy gdzieś w XVII w. No udało się w 1920 ale w zasadzie to tylko obronić i to na krótko. Nam muszą wystarczać jakieś ersatze. A bardzo tego potrzebujemy. Jak Adam Małysz zaczął wygrywać to nagle skoki narciarskie z dyscypliny niszowej stały się w Polsce sportem narodowym.

A oni to mają. Dlatego nienawidzą okresu jelcynowskiego. W kraju była bieda i Rosja straciła imperium. Byli nikim. Aż przyszedł zbawca Putin. I dlatego go kochają.

Powiecie, że u dziecka – to zrozumiałe bo świat jest wielki. ale czego niby boją się Rosjanie.

Ano tego samego. Rosjanie mają lepszą pamięć historyczną. Mają ciągłość państwa i ciągłość narracji historycznej. I wiedzą, że z zachodu zawsze nadciągają hordy wrogów depczących świętą Ruś. Do dziś pamiętają jak Polacy zajęli Kreml. Jak Napoleon zajął Moskwę i jak odparli z pod tejże Moskwy Hitlera z koalicjantami w WIELKIEJ WOJNIE OJCZYŹNIANEJ. Tak, Zachód wiecznie czyha na Matkę Rosję.

Rosjanie znają tylko dwa rodzaje państw z którymi sąsiadują: państwa podbite i/lub zwasalizowane oraz państwa wrogie i niebezpieczne, które chcą Rosję zniszczyć. Jeśli państwo nie uznaje zwierzchności Moskwy – trzeciego Rzymu to znaczy, że prędzej czy później na Rosję spróbuje napaść. I tylko taki mocny człowiek jak Włodzimierz Putin może Rosjan obronić.

 

Jak w takim razie postrzegają Polskę?

Po pierwsze nie bardzo dociera do nich, że takie państwo istnieje.

Polska to oderwana prowincja Rosji. W dodatku niesympatycznie zdradziecka. Rosjanie to wszak starsi bracia wszystkich Słowian. Rozumieli to (do niedawna) Ukraińcy, rozumieją Białorusini i Serbowie i Bułgarzy. A starszy brat przecież kocha swych młodszych braci. Oczywiście ich racji nie wysłucha bo i po co. Oczywiście, że wydaje im polecenia a oni go mają słuchać boć takie jest prawo boże. Oczywiście, że może takiemu smarkaczowi dać parę kuksańców. To są rzeczy zrozumiałe same przez się. A ten młodszy nie ma prawa się o to obruszać, słyszane to rzeczy.

A ci Polacy to mało, że ciągle się buntowali przeciw swej dobrodziejce Rosji to w ogóle są jacyś heretycy i zdrajcy świętej wiary prawosławnej, moskiewskiej – Słowianom przynależnej; i się z łacinnikami skumali co jest grzechem straszliwym.
No ale przecież taka Polska, jako państwo to nie za bardzo może istnieć. To musi być jakieś oszustwo. Niby to jest państwo bo tak się nazywa, ale przecież ta Polska nie może mieć swojej polityki zagranicznej. Polska to taka marionetka Zachodu (czyli imperium zła). Rządzą tam, co oczywiste Amerykanie – największy wróg Rosji. No i Niemcy – stary przeciwnik.

 

(Tak na marginesie. Ci Rosjanie to nie są jacyś głupi ludzie – widzą co widzą to i myślą co myślą.)

 

A Polacy, podli zdrajcy, co to od starszych braci, którzy Polskę od faszyzmu uwolnili, uciekli, by obcym mocarstwom się wysługiwać, by u Niemców za lokai robić a u Amerykanów za mięso armatnie, jeszcze będą swej podłości żałować.

Polskie pretensje? A o co? Niezwyciężona Armia Czerwona wyzwoliła Polskę. Że zaprowadziła komunizm. No i dobrze. Po pierwsze to Polską rządzili polscy komuniści – czyli dla wielu Polaków komunizm był dobry. Po drugie u nas (w Rosji) do dziś wielu tęskni do komunizmu. Który oczywiście, jak teraz wiemy, miał pewne wady, ale było też dużo dobrego. Że mordy? No jak była wojna to polskich kolaborantów i faszystów Armia Czerwona biła. Że Katyń? No przecież daliśmy wam papiery i wyraziliśmy ubolewanie. Ale co tam taki Katyń. Myśmy wtedy swoich oficerów też rozstrzelali i nikt się nie czepia. A Rosjan z rąk NKWD zginęło znacznie więcej niż Polaków. A w ogóle to Stalin był Gruzinem. I w zasadzie to mordował głównie Rosjan. I go nadal kochamy.

(Przypominam: władza leje po pysku – widać ma prawo.)

No nie dojdziesz: o co tym Polakom chodzi?

Czy Rosjanie się Polski boją jako państwa wrogiego?

No bez żartów. Polski to się mogą bać co najwyżej jacyś zakompleksieni Litwini.

 

Z Polską chodzi o coś innego.

Rosjanie mają problem, że jak jeszcze było imperium, to jego granica była w Niemczech. W NRD i Polsce stacjonowała Armia Czerwona a wojska NATO (czyli Amerykanie – imperium zła) w RFN.

Rosjanie zgodzili się oddać (Amerykanom – bo niby komu) NRD ale w zamian za zapewnienie, że Polska pozostanie strefą buforową i nie wejdzie do NATO.

Amerykanie te ustalenia złamali. Włączyli do NATO Polskę i Pribałtykę (choć trzymają się jak dotychczas tych ustaleń i nie zainstalowali tu swych baz ani zaawansowanych systemów militarnych). Z punktu widzenia Rosjan jest to jawna agresja. Wrogie siły zbliżają się do granic Świętej Rusi.

Próba przejęcia przez Zachód terytorium Ukrainy i włączenia jej w Amerykańską strefę wpływów to już początek marszu na Moskwę. Na to ojczulek Putin pozwolić nie mógł. Ojciec musi bronić swoje dzieci.

Rosjanie czują, że znów jak w 1941 r., do skoku na nich szykuje się podstępny wróg. Wróg który chce rzucić Matkę Rosję na kolana. Wróg, który dysponuje olbrzymią przewagą militarną, technologiczną i ekonomiczną. I Rosjanie się bronią. Bronią Rosji na Ukrainie przeciw Ameryce i Niemcom.

 

Niemcy to stary wróg. Z Niemcami już Rosja walczyła nie raz i nie raz wchodziła w taktyczne sojusze. Tak i teraz być może.

Mentalność niemiecka jest bliższa rosyjskiej niż mentalność polska, w takich zagadnieniach jak stosunek do władzy i państwa. Rosjanie się Niemiec obawiają – jak każdego kogo uważają za wroga, ale nie boją w sensie strachu przed okupacją bo ich doświadczenie mówi im o zwycięstwach nad Niemcami. Jednocześnie Niemców szanują. Mogą stanąć z nimi do walki jak na dwóch wojowników przystało.

 

Wracając do szkolnych analogii z początku moich rozważań, Niemcy jawią się Rosjanom jako taki kolega z klasy, który choć był liderem drugiej bandy i często zażarcie się z nim tłukliśmy, odnosząc bolesne obrażenia, to nigdy nie dopuścił się wobec nas żadnej niesprawiedliwej podłości i koniec końców to my go bardziej spraliśmy niż on nas. A że było ciężko, tym bardziej odczuwaliśmy słodycz tryumfu. I gdy go spotkamy to w zasadzie chętnie razem wypijemy piwo. Choć gdyby tylko zdarzył się jakiś powód, to nasza rywalizacja zapewne wybuchła by od nowa.

 

Kimże zatem jest w tej metaforze dla Rosjan Polska?

No cóż; różnie to bywało. Kiedyś była zapewne niezrozumiałym wariatem. Chuderlawcem, który nie umie się skutecznie bić ale, z niezrozumiałych przyczyn, rzuca od czasu do czasu wyzwanie silniejszemu i choć zawsze boleśnie przegra, to jednak potrafi w swej zażartości zadać również wiele bólu i przez to budzi pewien respekt.

A dziś?

Niektórzy z nas być może pamiętają taką postać ze szkoły: mały, rudy pokurcz z pryszczatą gębą i wrednymi oczkami. Sam się bić nie umie ani odwagi nie ma. Żadnych muskułów, żadnego treningu. Ale gdy inni o jego „zdolności bojowej” swoje miejsce w hierarchii klasowej znają i kłopotów z nimi nie ma; ten sam ciągle „atakuje”. Ale nie wprost. Tylko jakieś numery złośliwe wycina. Jak go chcieć złapać to ucieka i się chowa za plecy innych osiłków, którym się wysługuje, więc nie można mu dać w ucho bez wywołania totalnej bijatyki, na którą nikt akurat nie ma ochoty. A ten mały: a to w tornister ziemi z doniczki nasypie, a to w tenisówkach zwiąże sznurowadła, a to próbuje pozbawić nas prawa veta w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. A przede wszystkim strasznie nas obmawia i woła na nas różne obelżywe rzeczy. Mało, że podjudza naszych stronników przeciw nam to jeszcze cały czas namawia innych silnych by się skrzyknęli i na nas napadli. Jest przy tym całkowicie nieskuteczny i jego złośliwości drażnią ale dokuczliwe de facto nie są. Sprać go to żaden honor. Ale strasznie mu się zbiera.

 

No cóż, może jednak uda nam się jakoś przejść przez ten okres szczenięcy bez doprowadzania osiłka do ostatecznej wściekłości. Może uda nam się wydorośleć. Zostać mężczyznami i w pewnym sensie zakolegować. Nie musimy się przyjaźnić ani kochać. Ale powinniśmy umieć, siedząc w jednym lokalu, skinąć sobie głową (jak w kościele - przekazując znak pokoju) i spokojnie wypić piwo. Każdy swoje.

MRZ
O mnie MRZ

Liberalny konserwatysta, rzymski katolik. Filozof przyrody, cyniczny sceptyk rzeczywistości rozdarty między chłodną logiką a ironicznym warcholstwem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka