Afera wokół tekstu „Wyborczej” o uchodźcach na granicy polsko-białoruskiej. Fot. PAP/Wojtek Jargiło
Afera wokół tekstu „Wyborczej” o uchodźcach na granicy polsko-białoruskiej. Fot. PAP/Wojtek Jargiło

„Mała Eileen nie istniała”. Afera wokół tekstu „Wyborczej” o uchodźcach na granicy

Redakcja Redakcja Media Obserwuj temat Obserwuj notkę 192
Od wielu dni trwa burza dotycząca tekstu Małgorzaty Tomczak „Rodziny z dziećmi, wykształcona Afganka, ciężarna kobieta - osoby takie, jak w filmie Holland, są na granicy wyjątkami”. Autorce opublikowanego w „Gazecie Wyborczej” artykułu grozi środowiskowe wykluczenie, gdyż napisała wprost, że dziennikarze i aktywiści przez długi czas „wytwarzali fałszywą wiedzę” dotyczącą kryzysu na granicy polsko-białoruskiej. Oliwy do ognia dolał Jan Rokita mocnym tekstem w „Dzienniku Polskim”. Były polityk PO napisał: Tomczak „opowiada o fałszowaniu reportaży dziennikarskich na temat polskich strażników granicznych, o wycinaniu faktów prawdziwych i dopisywaniu fikcyjnych. A wszystko dla dwóch celów: aby zaszkodzić prawicowemu rządowi i aby mieć mocny, poruszający ludzkie serca materiał marketingowy dla zbiórek pieniędzy”.

"Rodziny z dziećmi, wykształcona Afganka, ciężarna kobieta - osoby takie, jak w filmie Holland, są na granicy wyjątkami"

Na początku grudnia 2021 roku aktywiści i znaczna część mediów żyły rzekomym dramatem 4-letniej Eileen, której rodzice mieli zostać deportowani na Białoruś, zaś dziewczynka miała błąkać się po lesie w kilkunastostopniowym mrozie. 

Dziennikarka i publicystka „Gazety Wyborczej” Małgorzata Tomczak w obszernym artykule w „Gazecie Wyborczej” napisała, że to postać fikcyjna. Tymczasem o Eileen rozpisywały się media, lał nad jej losem łzy anty-PiS-owski komentariat, a interwencję w tej sprawie podjął Rzecznik Praw Obywatelskich.


Tomczak w swoim głośnym tekście pisze: „Wróciłam do postów i dziesiątek artykułów z tamtych dni: gigantyczne wzburzenie na polskie służby – „morderców"; na ich bierność i niedostateczne poszukiwania dziecka; grafiki porównujące Eileen do »Dziewczynki w czerwonym płaszczyku«. A także nieliczne wątpliwości: dlaczego jedynym dowodem na istnienie dziewczynki jest zdjęcie fragmentu płaszczyka i buta i zbywanie ich równie oburzonymi głosami: »Człowieku, czepiasz się szczegółów? Przecież dziecko może już nie żyć!«”.

Małgorzata Tomczak wprost przyznaje:


Po dwóch latach pisania o migracji i kryzysie na granicy nie mam wątpliwości, że wytwarzamy fałszywą wiedzę.


Tomczak: Dziś wiemy, że Eileen nie istniała

Szokująco brzmią kolejne słowa dziennikarki „GW”:


Dziś wiemy, że Eileen nie istniała. Była to jedna z opowieści, którą usłyszeli aktywiści i przekazali dalej. Odbiła się szerokim echem i stanowiła ważną część narracji o „dzieciach umierających na granicy", którą utrwala teraz „Zielona Granica"; na przykład podczas wyborczej debaty o dzieciach umierających na granicy mówiła Joanna Scheuring-Wielgus. Wydaje mi się, że nie wiemy o żadnym udokumentowanym przypadku śmierci dziecka na polskiej granicy. Nie oznacza to oczywiście, że takich nie było, chociażby po drugiej stronie granicy i że nie powinniśmy mówić o takim ryzyku – ale póki co dyskutowaliśmy z wielkim oburzeniem o dziecku, które nie istniało.


Następnie konkluduje: „Po dwóch latach pisania o migracji i kryzysie na granicy nie mam wątpliwości, że jesteśmy w procesie wytwarzania fałszywej wiedzy. Jej elementami są zwykłe fake newsy, jak historia Eileen; liczne przeinaczenia na poziomie samych faktów, ich przyczyn czy interpretacji; uparte pokazywanie wybranych fragmentów rzeczywistości i zupełne pomijanie innych”.


Jan Rokita: Dziennikarka pisze o fałszowaniu reportaży na temat polskich strażników granicznych

Tekst Tomczak bardzo mocno podsumował na łamach „Dziennika Polskiego” Jan Rokita, konserwatywny publicysta, niegdyś polityk Platformy Obywatelskiej:

„Małgorzata Tomczak dokonuje tym tekstem czegoś unikalnego i niezwykłego. Ze spokojem i chirurgiczną precyzją faktów opowiada o historii jakiegoś niewyobrażalnego, wielowarstwowego kłamstwa, jakie na użytek politycznej propagandy wytworzono wokół granicznego dramatu. Opowiada o wymyśleniu (łącznie z nadaniem imienia) nieistniejącego dziecka, które umarło z wycieńczenia na granicy”.

Rokita dodaje:


Tomczak pisze „O dostarczaniu na granicę dziecięcych ubranek i zabawek dla fikcyjnych dzieci, po to by media mogły epatować potem ludzi wymyślonymi dziecięcymi tragediami, bo przecież tylko na takie tragedie ludzie chcą dawać pieniądze. Opowiada o fałszowaniu reportaży dziennikarskich na temat polskich strażników granicznych, o wycinaniu faktów prawdziwych i dopisywaniu fikcyjnych. A wszystko dla dwóch celów: aby zaszkodzić prawicowemu rządowi i aby mieć mocny, poruszający ludzkie serca materiał marketingowy dla zbiórek pieniędzy”.


Piotr Czaban: Nie przyznałaś się, że dopiero teraz - po wyborach - "GW" pozwoliła na taki artykuł

Tekst Tomczak i kolejne głosy w dyskusji doprowadziły do znacznego podgrzania atmosfery w środowisku dziennikarzy sprzyjających antyrządowej narracji ws. uchodźców na granicy polsko-białoruskiej. Doszło do tego, że dziennikarz i reportażysta Piotr Czaban, związany z TVN, na Facebooku napisał pod adresem Tomczak mocną polemikę.

Wpis opublikował na swoim fejsbukowym profilu profilu "Czaban robi raban":


Nie przyznałaś się, że dopiero teraz - po wyborach - "GW" pozwoliła na taki artykuł. Wcześniej by nie przeszedł. Bo słusznie przewidzieliby wydawcy, że rządowa szczujnia wykorzystałaby to, by PiS znowu wygrał wybory. A tego nikt w GW by nie chciał. Ty też. Ja również, o czym sam głośno mówiłem.


"Zniuansowanie obrazu" było możliwe dopiero po wyborach

Tomczak wielokrotnie przyznaje, że jej celem nie jest zaszkodzenie uchodźcom, ale „zniuansowanie obrazu”. Jasna już wydaje się być odpowiedź na pytanie, dlaczego jest to możliwe dopiero kilka tygodni po wyborach.

Co ważne, dziennikarka „GW” nie ogranicza się do sprawy wymyślonej na potrzeby określonej narracji Eileen. Pisze również:

„Nikt syryjskich dzieci, kobiet w ciąży i wykształconych Afganek nie wymyślił – oni też tam byli, widzieli ich bohaterowie [powieści Mikołaja] Grynberga i [filmu „Zielona granica” Agnieszki] Holland, pomagały im mieszkanki Podlasia. Takie właśnie osoby częściej się do aktywistów zgłaszają po pomoc. Nie ma tu przekłamania”.

Tomczak zauważa jednak:


Ale jest wielka niereprezentatywność, bo zdecydowana większość ludzi na szlakach do Europy to młodzi mężczyźni. W ostatnim roku kobiety stanowiły jedynie 10 proc., a dzieci – 17 proc., z czego wiele to 16-17-latkowie. Mówimy, że prawicowa propaganda wypacza obraz migracji, nie pokazując dzieci i kobiet, a robimy to samo – z tym, że statystyka stoi po ich stronie.


I dodaje: „Aktywiści, a więc i opierający się tylko na ich relacjach dziennikarze i twórcy, mówią o tym niechętnie”.

Tomczak: Przesuwamy obiektyw w poszukiwaniu bezbronnej matki z dzieckiem

Wyjaśnia też jakimi technikami medialnymi jest to robione:

„Taką narrację o kryzysie migracyjnym budujemy w Polsce od ponad dwóch lat (a w Europie od prawie dekady) w opozycji do dyskursu prawicy. Obrazy grup mężczyzn na łodzi i młodych chłopców przecinających płot graniczny przerażają; przesuwamy więc obiektyw w poszukiwaniu bezbronnej matki z dzieckiem”.

Wskazuje na jeszcze jeden element:

„Od początku kryzysu słyszymy, że służby niszczą uchodźcom w lesie dokumenty. W „Zielonej Granicy" polska Straż Graniczna pushbackuje Marokańczyka, a aktywiści znajdują jego podarty paszport. Oczywiście – każda sytuacja mogła się zdarzyć. Ale systemową praktyką na szlakach migracyjnych jest pozbywanie się lub niszczenie dokumentów przez samych migrantów. Ci, którzy o tym nie wiedzą, są instruowani przez przemytników”.

Rokita: Ten tekst powinien wstrząsnąć polskim dziennikarstwem

Z dyskusji w mediach społecznościowych widać, że Małgorzatę Tomczak za jej tekst spotkał ostracyzm środowiskowy i hejt.

Jan Rokita tak podsumowuje całą sytuację:

„Tym wyznaniem Małgorzata Tomczak daje świadectwo, że jest przyzwoitym człowiekiem, ale zarazem raz na zawsze kasuje się jako dziennikarka. Dziennikarz, który otwarcie mówi: kłamałem, żeby zaszkodzić PiS-owi i żeby płynęły pieniądze na zaprzyjaźnione fundacje, powinien w następnym zdaniu powiedzieć: i dlatego wycofuję się z dziennikarstwa”.

Publicysta kontynuuje: „Ten tekst powinien wstrząsnąć polskim dziennikarstwem, które żywi się propagandowym kłamstwem na skalę, jakiej jeszcze parę lat temu nawet nie mogliśmy przypuścić. Ale ten tekst powinien także wstrząsnąć polską polityką, skoro każda zakłamana bańka informacyjna może pewnego dnia prysnąć za sprawą jednego człowieka, który nie zabił do końca swego dziennikarskiego sumienia”.

KW

Źródło zdjęcia: Afera wokół tekstu „Wyborczej” o uchodźcach na granicy polsko-białoruskiej. Fot. PAP/Wojtek Jargiło

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura