AlexanderDegrejt AlexanderDegrejt
426
BLOG

Boni ma dość, czyli czas do Brukseli

AlexanderDegrejt AlexanderDegrejt Polityka Obserwuj notkę 6

Michał Boni, Wielki Cyfryzator Kraju, ogłosił na antenie radia TOK.FM, że ma dość ministrowania i tekę w rządzie Tuska chętnie zamieni na europarlamentarny mandat. Przyznam, że wcale się chłopu nie dziwię – kasa dużo większa, odpowiedzialność żadna, a i świat można zwiedzić, samolotami sobie polatać... No i prestiż, europoseł to jednak coś więcej niż jakiś tam minister w zaściankowym kraju, którego obywatele nie są w stanie pojąć tak prostej rzeczy jak szkodliwość istnienia szkolnych bibliotek a mowa nienawiści to ich język ojczysty. Zniechęcił się biedaczyna i nawet pretensji mieć nie można do niego o tę chęć rejterady czy też (by być poprawnym politycznie i nie używać słów mogących swoim dyskryminującym znaczeniem sprawić komuś przykrość) wycofania się na z góry upatrzone pozycje.

 

Mam szczerą nadzieję, że minister Boni po przetarciu szlaku zabierze ze sobą wszystkich swoich rządowych kolegów wraz z panem premierem, którzy niedocenieni i szkalowani na każdym kroku, opluwani, obrzucani krytyką niewspółmierną do ich szlachetnych postaci muszą się męczyć w tej zapyziałej dziurze, czasem tylko mając szansę rozprostowania kości na szerokich wodach Nigru czy jeziora Titicaca. Tę straszną, dziejową wręcz niesprawiedliwość trzeba jak najszybciej ukrócić a brukselski mandat wydaje się być tutaj jedynym słusznym zadośćuczynieniem krzywd, jakie z pokorą znosili. Żeby owo zadośćuczynienie było kompletne powinniśmy też, natychmiast po wprowadzeniu naszych umiłowanych przywódców do Europarlamentu, posypać sobie głowy popiołem i wystąpić z Unii Europejskiej jako niegodni światłego, postępowego i wielce dostojnego towarzystwa Niemców, Francuzów, Belgów czy Holendrów.

 

A kiedy już nastanie ta wiekopomna chwila, kiedy wszyscy członkowie rządu miłościwie nam panującego „Słońca Peru” zwanego przez złośliwych „Nigeryjską Bryzą” zasiądą na należnych im z urodzenia stołkach, kiedy Unia pozbędzie się balastu w postaci Przywiślańskiego Kraju, pozostanie nam do zrobienia tylko jedno: zamknięcie granic, by kierowani szlachetnymi pobudkami niedawni nasi włodarze nie zechcieli wrócić do siermiężnej, polaczkowatej rzeczywistości i za włosy, za łeb, za szyję wyciągnąć nas z tego ciemnogrodzkiego bagienka. Na takie poświęceni z ich strony godzić się nie możemy, nasze sumienia – choć toporne i zaściankowe – mogłyby nie wytrzymać takiego obciążenia.

 

A po wszystkim będziemy sobie mogli usiąść na krytym strzechą lub gontem ganku, zapalić niezgodnego z europejskimi normami papierosa i wznieść toast niezgodnym z brukselskim rozporządzeniem bimbrem za piękny rozwój kariery, do którego się tak walnie przyczyniliśmy...

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka