Rosyjska i białoruska armia ćwiczyły atomowy atak na Warszawę, co szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego skwitował słowami: „Nie bardzo mi się wydaje, by był sens trenowania takich scenariuszy, aczkolwiek każdy planista strategiczny musi zajmować się nawet bardzo mało prawdopodobnym wariantem, aby nie być zupełnie zaskoczonym” po czym dodał: „Jeżeli ktoś ma wojsko, to to wojsko musi ćwiczyć. Każde wojsko po prostu musi swoje mechanizmy trenować. Rosjanie ćwiczą, nie można się oburzać, że ćwiczą, bo inaczej byśmy się oburzali, że w ogóle mają wojsko. My powinniśmy również ćwiczyć”. Proponuję panu generałowi, by zorganizował manewry pod kryptonimem „Dymitriada III” i poczekał na reakcję Moskwian, stawiam kamienie przeciwko carskim świnkom, że nie będą podważali sensu takich manewrów a raczej podniosą stopień gotowości swoich wojsk by być przygotowanymi na ewentualną powtórkę z roku 1610-go.
No tak, ale generał Stanisław Koziej to nie hetman Żółkiewski, a jego pryncypał zajmujący Pałac Namiestnikowski do ma się do Króla Zygmunta III jak Tusk do Bismarcka. Posiadam uzasadnioną obawę, że nawet gdyby Ruskim jakaś rakieta się wypsnęła i faktycznie gruchnęła w stolicę, pan Koziej (zwany generałem chyba tylko przez pomyłkę) wyskoczyłby z tłumaczeniem, że to drobny błąd, za który nie można winić naszych przyjaciół ze wschodu i rozwalać dobrosąsiedzkich stosunków. Nad możliwą reakcją prezydenta pochylał się nie będę pomny losu założyciela strony „antykomor.pl”. Ja tam rano lubię pospać, wstawanie bladym świtem by przywitać smutnych panów z ABWery mnie absolutnie nie rajcuje.
Jeżeli takich mamy speców od bezpieczeństwa to ja proponuję by starym zwyczajem „imperatorowa i państwa ościenne przywróciły spokojność obywatelom naszym”. Putin i Merkel w gotowości czekają a i u nas polityczna wola zastosowania takiego wariantu jest nader widoczna.
