Publicyści Rzeczpospolitej Publicyści Rzeczpospolitej
75
BLOG

Ziemkiewicz: kolejowy przegląd prasy

Publicyści Rzeczpospolitej Publicyści Rzeczpospolitej Polityka Obserwuj notkę 0
Akurat jadę do Bydgoszczy, więc mogę zmarnować trochę czasu na sprawdzenie, co tam się pisze na salonach. Zaczynam od ostatniej strony „Polityki” i natychmiast trafiam na piękny przekład publicystycznego mendostwa. Notka: „Doktor Marek Migalski chciałby się habilitować, ale trzy kolejne uczelnie (w tym jego macierzysta) mu odmówiły. »Pewni ludzie biorą odwet za to, co mówiłem na temat lustracji środowiska naukowego« − poskarżył się Migalski w »Dzienniku«. Przy okazji pochwalił się ofertą pracy w jednym ze szwedzkich uniwersytetów…” Po polsku pisze się „pracować na”, a nie „w uniwersytecie”, ale o to już mniejsza. Typowy czytelnik „Polityki”, a więc człowiek nie czytający niczego innego (poza może jeszcze „Wyborczą”) ma z tej notki wynieść przekonanie, że ten jakiś Migalski to groteskowa miernota, której nie chcą nawet na jego własnej uczelni, więc przechwala się jakoby chcieli go w Szwecji. Dlatego brak tu dwóch kluczowych informacji: że dorobek naukowy Migalskiego, obejmujący kilkadziesiąt publikacji naukowych na Zachodzie, w tym wysoko ocenione porównania systemów politycznych różnych krajów europejskich, przerasta dorobek większości członków sądu kapturowego, który mu w tajnym głosowaniu habilitację uniemożliwił; jak również, że procesująca jawnie komisja ekspertów UJ oceniająca ten dorobek jednogłośnie rekomendowała go do habilitacji – co jedno i drugie razem wzięte jednoznacznie dowodzi, że odmowa trzech kolejnych uniwersytetów nie ma innych przyczyn, niż wskazane przez Moigalskiego. Parę stron dalej Ryszard Marek Groński bierze się do pouczania mnie na okoliczność mego „Listu o salonowych frajerach”. Autor tego listu, zdaniem Grońskiego „chyba nie słyszał, że Antoni Słonimski organizował protest pisarzy przeciwko hańbie Brześcia; nie podpisali protestu prawicowcy… Wbrew temu co insynuuje Rafał Z. − tu cytat z mojego felietonu − »w gębie Woltery i Żeromskie, a przy stoliku Prystory i Blocie Pierackie« po Brześciu stosunki skamandrytów z sanatorami uległy oziębieniu, nawet Wieniawa został towarzysko skreślony. A to on był „blociem” (od Bolcia) a nie Bronisław Pieracki. Niby drobiazg, ale lepiej wiedzieć, o kim się pisze…” Mędrek. „Blocie Pierackie”, nie przypadkiem przeze mnie wzięte w cudzysłów, to akurat cytat z Mariana Hemara. Takie odwołanie, dla ewentualnych inteligentnych czytelników, przypominające świadectwa dane przez Hemara właśnie, jak wyglądały te „oziębione” stosunki z sanatorami. On to również jest autorem tezy, acz nie formułuje jej wprost, że właśnie wtedy przeszli Tuwim i Słonimski przydatną im w peerelu szkołę, jak się przyjaźnić z mogącą dużo załatwić władzą i jednocześnie pozorować opozycyjność salonowym dąsikiem czy protestem. Jakoś bardziej wierzę Hemarowi, który znał sprawy z autopsji, niż Grońskiemu, który nawet nie umie poznać cytatu z jednego z najgłośniejszych tekstów największego mistrza satyry, jakiego miała Polska w XX wieku. Niby drobiazg, ale jak się chce mądrzyć, to lepiej wiedzieć, o czym się pisze. Zerkam jeszcze do „Wyborczej”, a tam Mikołaj Lizut rozpływa się we współczuciu dla wyrzucanych z TVP Joanny Lichockiej i mnie. Co do mnie, wydaje mi się, że to na wyrost, ale może ma jakieś informacje, których ja jeszcze nie znam. Współczucie oczywiście służy przemyceniu tezy, że tak naprawdę winien jest naszemu nieszczęściu Kaczyński. Na tych łamach już niespecjalnie to dziwi − wiadomo, że Kaczyński winien jest wszystkiemu, że to on napisał książkę o współpracy Wałęsy z bezpieką, przez niego nie rozwiązano sprawy Olewnika, a ostatnio nieodpowiedzialnie robił panikę o rzekomym kryzysie, gdy premier spokojnie wczasował się w Dolomitach, dają społeczeństwu godny pochwały wzór nie ulegania panice... Chociaż z tym kryzysem to już się pogubiłem; jeszcze w grudniu popołudniu linia była jak powyżej, że żadnego kryzysu nie ma i nie wolno ludzi straszyć, ale od stycznia rano „Wyborcza” już bije na alarm, że kryzys, panie, kryzys jak cholera, wszyscy zwalniają, „tną do kości”, nawet najlepsi, nawet „New York Times”... No tak, ale w styczniu rano „Agora” zwolniła 50 osób, w tym kilku swych sztandarowych komentatorów, i zapowiedziała, że poleci jeszcze 250, ale którzy, na razie nie wiadomo. Powiedziałbym, słusznie, będą się bardziej starać… Tylko, że przecież Lizut, jeden ze zwolnionych, też się bardzo starał. No tak, dostał na otarcie łez agit-teatrzyk radia Tok FM, ale to jednak degradacja. I za co? Tu jest właśnie, Mikołaju, problem, którego, wzruszony Twym współczuciem, nie mogę nie zauważyć. Ja, jak mnie skądkolwiek wylewają, to zawsze wiem za co − i teraz też będę wiedział. Ale że Ciebie szurnęli, nijak pojąć nie mogę, i Ty pewnie też… Oho, już Łowicz. Dość tego marnowania czasu, wracam do pisania tekstu do sobotniego Plusa-Minusa.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka