Brat Pafnucy Brat Pafnucy
2811
BLOG

Czy Estonii zagraża scenariusz ukraiński?

Brat Pafnucy Brat Pafnucy Polityka Obserwuj notkę 19

Uwaga zachodniej opinii publicznej skupia się w ostatnich miesiącach na Ukrainie. Pozostałe kraje dawnego Związku Sowieckiego, takie jak Litwa, Łotwa czy Estonia z uwagi na członkostwo w Pakcie Północnoatlantyckim nie są w odczuciu ogółu traktowane jako potencjalny kolejny cel Rosji, a powtórzenie scenariusza ukraińskiego nie wydaje się realnym zagrożeniem. Szef sztabu zjednoczonych sił NATO w Brunssum, generał Hans-Lothar Domröse stwierdził w marcu, że wprawdzie NATO  jest zaniepokojone skupieniem rosyjskich sił zbrojnych przy granicy z Ukrainą, ale dla krajów bałtyckich w tej chwili zagrożenia nie widzi.

Nieco inne nastroje panują w samych krajach bałtyckich. Eskalującą sytuację na Ukrainie z narastającym niepokojem obserwuje głównie Łotwa, mająca 30-procentową mniejszość rosyjską oraz Estonia - z 26-procentowym odsetkiem ludności rosyjskojęzycznej.

W ubiegłym miesiącu w Wilnie odbyło się spotkania prezydentów Łotwy oraz Litwy z wiceprezydentem USA Joe Bidenem, które poświęcone było kwestiom bezpieczeństwa w regionie. Biden pytany o to, czy amerykański kontyngent wojskowy zostanie rozlokowany w krajach bałtyckich, podkreślił jednoznacznie, że żołnierze USA nie będą stacjonować w tych krajach. Ich działalność w państwa bałtyckich ograniczona będzie nadal do wspólnych manewrów i ćwiczeń wojskowych.

Prezydenta Estonii Toomasa Hendrika Ilvesa na spotkaniu nie było, spotkał się natomiast z Joe Bidenem w Warszawie, gdzie również uzyskał zapewnienie amerykańskiego wiceprezydenta o gotowości do wypełnienia obowiązków sojuszniczych wobec jednego z członków Sojuszu.

Chciałbym skupić się na Estonii, ponieważ właśnie w tym kraju znajdują się największe skupiska ludności rosyjskojęzycznej. Największe i najważniejsze z nich to miasto Narwa. Teoretycznie jest ono dla Rosji strategicznie bezwartościowe. Nie sposób porównywać jej wartości do Krymu, gdzie stacjonuje Flota Czarnomorska, zapewniająca zwiększenie możliwości operacyjnych Rosji w rejonie Morza Czarnego.

Tym, co z całą pewnością budzi zaniepokojenie, są dwa niekorzystne czynniki. Po pierwsze, odsetek ludności rosyjskojęzycznej wynosi w Narwie blisko 94%, po drugie, miasto leży praktycznie przy samej granicy estońsko-rosyjskiej (po drugiej stronie rzeki Narwy znajduje się rosyjskie miasto Iwangorod).

W Estonii żyje prawie 400 tysięcy osób pochodzenia rosyjskiego. Około połowa z nich posiada estoński paszport. Pozostali traktowani są jako bezpaństwowcy albo uważa się ich za cudzoziemców. Od rozpadu ZSRS mniejszość rosyjskojęzyczna czuje się szykanowana. Rosjanie narzekają głównie na politykę językową. Od 2011 roku obowiązuje wymóg prowadzenia w języku estońskim niemal wszystkich zajęć szkolnych, również w szkołach rosyjskich.

Na marcowym spotkaniu Rady Praw Człowieka ONZ w Genewie ambasador Rosji przy ONZ Witalij Czurkin wyraził zaniepokojenie krokami podjętymi w zakresie mniejszości językowych zarówno w Estonii jak i na Ukrainie, mówiąc, że język nie powinien być wykorzystywany do segregacji i izolowania.

Napięcie w Estonii podsycają rosyjscy politycy swoimi bardziej lub mniej oficjalnymi wypowiedziami. Przedstawiciel Federacji Rosyjskiej w Radzie Europy Roman Kokoriew zapowiadał niedawno

 

za pośrednictwem portalu społecznościowego, że do Rosji powrócą niebawem inne kraje byłego ZSRR.

Jeśli przyjąć za dobrą monetę zapewnienia władz Sojuszu Północnoatlantyckiego oraz przedstawicieli Stanów Zjednoczonych o gotowości do reakcji militarnej w przypadku ataku przeciwko jednemu państwu członkowskiemu, to trudno przewidzieć jaka byłaby reakcja NATO w przypadku przebiegu wypadków zbliżonego do wydarzeń na Krymie czy prób podejmowanych w ostatnich dniach w poszczególnych miastach wschodniej Ukrainy.

Niepokój budzi brzmienie art. 5 traktatu północnoatlantyckiego, który odnosi się jedynie do interwencji zbrojnej oraz jedynie do interwencji zewnętrznej. Zapis ten nie przewiduje niestety żadnej reakcji sił NATO w przypadku wewnętrznych działań zmierzających do autonomii fragmentu terytorium kraju członkowskiego.

Nietrudno zatem wyobrazić sobie scenariusz zakładający zmianę statusu miasta Narwa w ramach demokratycznego głosowania, poprzedzoną akcją propagandową oraz prowokacjami na tle językowym lub jak kto woli narodowościowym. Scenariusz ten jest o tyle prawdopodobny, że Rosja argumentowała aneksję Krymu właśnie prawem do ochrony ludności rosyjskojęzycznej poza granicami kraju.

Rezultat referendum na wzór krymski, przy miażdżącej większości rosyjskiej w Narwie, byłby oczywisty. I co bardzo ważne, możliwy do uzyskania bez konieczności fałszowania wyborów.

W tym miejscu należy przypomnieć, że Estonia jako jedno z pierwszych państw europejskich uznała niepodległość Kosowa. Stanowisko Rosji wobec precedensu niepodległości Kosowa jest jasne - jeszcze przed krymskim referendum szef rosyjskiego MSZ mówił, że jeśli Kosowo było specjalnym przypadkiem, to Krym też powinien być tak potraktowany.

Rosja realizując plan rozbicia Ukrainy zdobywa cenne doświadczenie. Zarówno w wymiarze strategicznym jak również taktycznym (a przecież aktywność prorosyjskich bojówek należy traktować jako działania o charakterze czysto militarnym), jak również dyplomatycznym, bacznie obserwując reakcje Zachodu na podejmowane działania i dostosowując do nich dalsze kroki.

Można oczywiście zastanawiać się, po co Putin miałby ryzykować tego rodzaju niebezpieczną grę - teoretycznie ingerencja w wewnętrzne sprawy kraju należącego do NATO mogłaby Rosję sporo kosztować.

Oczywiste jest, że celem Putina jest napędzana imperialnymi ambicjami rosyjska dominacja w regionie. Rosji zależeć może na destabilizacji państw bałtyckich, ponieważ są one rządzone w sposób względnie niezależny a przez to są mało podatne na zewnętrzne wpływy.

Neoimperialna Rosja potrzebuje demonstracji siły. O ile na Ukrainie istotnie obserwowaliśmy taki pokaz, to w oczach Zachodu pozostaje ona krajem w rosyjskiej strefie wpływów. Inaczej jest z państwami bałtyckimi. Estonia jest krajem któremu kulturowo bliżej do Skandynawii niż do Rosji. Jest członkiem NATO I Unii Europejskiej. Obecność ludności rosyjskiej daje pretekst, aby na Estonię (ale też I Łotwę) kierować uwagę w rozważaniach o planach Rosji wobec Zachodu.


  Być może Rosja nie odważy się podejmować zdecydowanych kroków wobec kraju NATO. Istotną rolę odgrywa z pewnością wiedza wywiadowcza. Nie jest jednak wykluczone, że sytuacja w Estonii może ulec zaognieniu. To w jakim kierunku rozwinie się sytuacja, będzie probierzem, na ile Rosja może się posunąć wobec innych krajów byłego Związku Radzieckiego, jednocześnie należących do NATO.

Reakcja państw zachodnich pokaże również, co NATO jest w stanie zrobić dla krajów dawnego bloku socjalistycznego i ile tak naprawdę jest warte członkostwo w Pakcie Północnoatlantyckim, również dla Polski.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka