Twój wpis nasuwa mi na myśl okolice początku 'Demokracji - boga, który zawiódł' Hoppego.
Podaje on tam przykład Robinsona na bezludnej wyspie i optymalnej metody połowu ryb. Oczywiście najoptymalniejszą metodą połowu ryb jest zbudowanie trawlera, ale zanim Robinson by go zbudował scyzorykiem, to by z głodu zdechł, więc zważywszy na okoliczności zaczyna przeżywanie od łapania ryb byle odłamany i zaostrzonym badylem.
Dziecinność wolnościowców polega na 'modelastwie, w czym się do lewaków upodabniają na marginesie. Mianowicie model - liczby, czystość wizji tak do nich przemawiają - te oczyma wyobraźni widziane sieci uginające się od ciężaru złapanych przez trawler ryb sprawiają, że wszystko poza natychmiastowym rzuceniem się do budowania trawlera uważają oni za działanie nieracjonalne.
A tu nie ma niewyczerpanych zasobów czasu, materiałów, narzędzi i komfortu niezakłóconej pracy, tylko - jak najsłuszniej podsuwa Karlin - Robinson musi się liczyć z realnie polującymi dzikimi zwierzętami, musi zadbać najpierw o codzienne przetrwanie, o ogrzanie się, o dach nad głową, do dyspozycji jako możliwe materiały ma zaś jakieś korzenie, pnącza, muszelki, a nie tarczówkę Boscha, udar Black and Deckera, bańkę PVC, sizalowy sznurek, wagony nierdzewnej blachy; i to z muszelkami i pnączami przyjdzie mu realizować swoje dzieła.
Dopóki 'wolnościowcy' nie zejdą na plażę z bujania po wyimaginowanym trawlerze, dopóty pozostają niewarci zainteresowania.
Acha - oczywiście to, co napisałem ani odrobinę nie znaczy, iż ja sam nie uważam trawlera za najoptymalniejszą metodę połowu ryb.
Pozdrówka,
Piotr Słowiński