Julia M.Jaskólska Julia M.Jaskólska
655
BLOG

"Futbol jest prosty..."

Julia M.Jaskólska Julia M.Jaskólska Polityka Obserwuj notkę 0

 „Ze wszystkich nieważnych rzeczy futbol jest zdecydowanie najważniejszą”. Te słowa Jana Pawła II, zapalonego kibica piłkarskiego oddają to, czym we współczesnym świecie jest futbol.

Wiemy doskonale, że Papież-Polak otworzył spiżową bramę jeśli chodzi o nową ewangelizację świata. Często natomiast umyka pamięci, że jako pierwszy papież docenił rolę ewangelizacyjną sportu w życiu współczesnego człowieka i Kościoła. W sierpniu 2004 r. utworzył przecież w Watykanie departament sportu, w uznaniu znaczenia, jakie ta dziedzina życia odgrywa w dzisiejszym świecie. Wyraził wówczas nadzieję, że nowy departament będzie pracował na rzecz „promocji sportu jako części kultury i nieodłącznego elementu rozwoju człowieka w służbie pokoju i braterstwa". Spotkania z ludźmi sportu były stałym elementem tego pontyfikatu.
 
Czy może więc dziwić, że prezes Włoskiego Komitetu Olimpijskiego Gianni Patrucci często podkreślał, że Karol Wojtyła jest papieżem sportowców? A w grudniu 2000 roku Franco Sensi - prezes i największy akcjonariusz włoskiego klubu piłkarskiego AS Roma - określił Jana Pawła II mianem „Batistuty historii XX wieku", porównując go do najlepszego napastnika swej drużyny. „To nie tylko gracz ataku, który dzięki swym zdolnościom i intuicji rozwiązał wiele trudnych problemów, ale także prezydent klubu, prowadzący swą drużynę - Kościół i, kiedy trzeba, rozmawiający z nią za zamkniętymi drzwiami" - mówił wówczas Sensi.
 
Te porównania nie były na wyrost. Karol Wojtyła był bowiem zapalonym sportowcem. Jako pierwszy biskup Rzymu zasiadł na stadionie piłkarskim jako kibic, gdy w 2000 roku zmienił wcześniej ustalony program i zamiast pierwszej połowy obejrzał całe spotkanie Włochy – reszta świata. Zresztą o związkach Jana Pawła II z piłką nożną możnaby napisać całe tomy. Był np. sympatykiem krakowskiej Cracovii, z której delegacją spotkał się w Watykanie dwukrotnie, w 1996 i 2005 roku. Papież był też m.in. honorowym członkiem Barcelony, zresztą mojego ulubionego klubu, i każdego roku otrzymywał sezonowy karnet na mecze katalońskiego klubu.
 
W młodości również grał. Najchętniej na bramce, nazywano go wówczas „Martyna” na cześć znanego przedwojennego obrońcy Henryka Martyny, olimpijczyka z igrzysk w Berlinie, który rozpoczynał karierę w krakowskim Orle, a potem był współtwórcą sukcesów Legii Warszawa, w której rozegrał ponad 150 spotkań w ekstraklasie. Jak wspominali kibice Martyna strzelał tak mocno, że pękały poprzeczki.
 
Nie aspiruję do roli specjalistki od futbolu – lubić coś nie znaczy jeszcze się na tym znać. Jest to jednak jedna z niewielu dyscyplin sportowych, które cenię. Piłka jest porywająca, nieprzewidywalna, nieszablonowa. W nią – jak mawiała legenda holenderskiego i światowego piłkarstwa Johan Cruyff – „gra się umysłem”. Święta prawda.
 
Futbol potrafi doprowadzić do zgody międzynarodowej, ale i z jego powodu wybuchają konflikty zbrojne, tak jak wojna futbolowa pomiędzy Salwadorem i Hondurasem z 1969 roku. W piłce coś się dzieje, nie tak jak chociażby w narciarstwie klasycznym. Nie ujmując sukcesów Justynie Kowalczyk, cóż tam jest ciekawego? Wystartuje, biegnie, dobiega i pada ledwo żywa ze zmęczenia na śnieg. I tyle. A piłka? Toż to crème de la crème współczesnego sportu! Czy może być coś piękniejszego niż nieprzewidywalność i geniusz Lionela Messiego, którego sam wielki Diego Armando Maradona określił jako piłkarza „z innej planety”. Ronaldo niech się schowa!
 
Piłka to rozum, chłodna kalkulacja,  ale także improwizacja i żywiołowość. Z jednej strony żelazna konsekwencja niemiecka, włoska, z drugiej strony chorwacki ogień. Widzimy to na obecnym etapie Euro 2012 stojącego, jak na razie, na bardzo wysokim poziomie. Mecze (a piszę tekst jeszcze przed zakończeniem spotkań grupy „D” na Ukrainie) to z paroma wyjątkami, do których zalicza się gra polskiej reprezentacji, uczta dla kibiców.
 
Pierwsza kolejka przyniosła w grupach parę niespodzianek, słabiej niż się spodziewano wypadły np. Hiszpania i Niemcy, za to Dania sprawiła niespodziankę wygrywając z Holandią, rewelacją zaś na pewno są Rosja i Chorwacja. To jednak dopiero początek pięknej fiesty zwanej futbolem przez duże „F”. I może mistrzostwa skończą się zgodnie z sentencją znakomitego piłkarza angielskiego Gary’ego Linekera: „Futbol to prosta gra: 22 mężczyzn biega za piłką przez 90 minut, a na końcu wygrywają Niemcy”? Na razie Klose, Podolski i ich koledzy nie zabłysnęli, podobnie jak obrońcy tytułu z Półwyspu Iberyjskiego. Jednak to dopiero początek.
 
Jak skończy się ten piękny spektakl? Przekonamy się 1 lipca w Kijowie, przyznam jednak, że gdyby w finale mieliby wystąpić nasi zachodni sąsiedzi i Hiszpanie, to miałabym poważny problem komu kibicować.
 
 
tekst opublikowany na portalu stefczyk.info

Zapraszam na moją stronę autorską jakuccy.pl

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka