Lewastronamocy Lewastronamocy
535
BLOG

Polska debata o ACTA

Lewastronamocy Lewastronamocy Polityka Obserwuj notkę 3

ACTA czyli przepisy mające rozprawić się z piractwem, podróbkami oraz fanami cudzej własności intelektualnej najprawdopodobniej zacznie obowiązywać. Poziom debaty publicznej na ten temat nie jest zadowalający. Jak to zwykle w życiu bywa wyodrębniły się dwie skrajne grupy, spośród których żadna nie ma racji, szerząc w polskiej debacie publicznej atmosferę psychozy.

Grupa najbardziej radykalnych przeciwników ACTA straszy czarnymi wizjami internetu po 26-tym stycznia. Koniec Youtube, koniec wszelkich kontrowersyjnych i niewygodnych portali, blokowanie komentarzy, totalna inwigilacja każdych ruchów nie mówiąć już o nowych możliwościach załatwiania tych "niewygodnych" i "myślących inaczej" dzięki furtce jaką stworzy ACTA.

Druga grupa, którą nazywam grupą "Hołdysową" grzmi, że każdy kto w ogóle śmie pochylić się nad koniecznością debaty na temat ACTA to złodziej. Złodziej lub ewentualnie ten, który złodziejstwo popiera. W świetle przepisów, które wchodzą przy ich nieodpowiedniej/odpowiedniej interpretacji dojdzie do sytuacji, w której na definicje złodzieja będzie mogło się załapać 99% z internautów. Kto bowiem nigdy nie ściągnął gry, filmu, programu, pliku muzycznego, bądź skanu artykułu w gazecie, który ktoś, gdzieś nie do końca legalnie w świetle prawa skopiował. Nie twierdzę, że nie ma w tym nic złego, jednak warto samemu uderzyć się w pierś, zanim podejmie się krytykę innych.

Zapewne nie dojdzie do scenariusza, gdzie każdy będzie karany za najmniejsze wykroczenie. Najważniejszym elementem debaty dotyczącej ACTA powinna być więc dyskusja nad skuteczną ochroną twórców bez jednoczesnego ograniczania praw jednostki. Gdy czytam opinie, że internauci to ludzie obłudni, bo chętnie dalej by kradli, a argument o zwiększaniu liczby instytucji mających możliwości działania opresyjnego jest głupi, bo i tak nas śledzą i inwigilują, to nie wiem czy się śmiać czy płakać.

Skoro ktoś tak łatwo oddaje każdy element swojej wolności i obojętne mu jest, czy kontroluje go 5, 10 czy 15 różnego rodzaju służb, to rzeczywiście nie ma większego pola do dyskusji. Mogę jedynie domniemywać, że osoba taka dobrze odnalazłaby się w systemie niekoniecznie demokratycznym. Ja, podobnie jak większość internautów i obywateli swoją wolność cenię i nie do końca chce, aby ktoś nawet w imię potencjalnie szczytnych celów, przy okazji mógł zbierać i magazynować informacje na mój temat, którymi w świetle Konstytucji RP nie muszę się z innymi ludźmi dzielić.

Mało kto pochyla się tutaj nad badaniami organizacji pozarządowych wskazującymi na to, że skuteczniejsza walka z piratami nijak nie wpływa na zwiększenie sprzedaży oryginalnych utworów. Mało kto zastanawia się ilu twórców swoją popularność i taką, a nie inną liczbę sprzedanych płyt bądź kontraktów reklamowych zawdzięcza ich kreowaniu przez internet.

Martwi także poziom debaty i obłudy większości polityków w tej materii. Posłowie PiS, którzy nie za bardzo kumają o co chodzi, ale wyjękują jakieś niezgrabne zdania o ograniczaniu wolności obywatelskich, chyba zapomnieli jak rządził  PiS. Zapomnieli także jak głosowali ich koledzy w Parlamencie Europejskim, gdy na temat ACTA debatowano i zastanawiano się, czy aby tryb prac nad dokumentem nie jest zbyt zamglony i kontrowersyjny. Wówczas wątpliwości zgłaszali jedynie europosłowie SLD i UP. Parlamentarzyści PiS, PSL i PO takimi wątpliwościami nie zaprzątali sobie głów. Tutajlink do głosowania.

Posłowie PiS w ogóle wykazują dość specyficzne podejście do tematu. Ubieranie się w skóry obrońców praw i wolności obywatelskich nie wychodzi im najlepiej nawet pomimo chęci. Sztandarowy przykład to poseł Jan Dziedziczak, który na swoim koncie Facebook ostrzegał, że w pierwszej kolejności nasi biedni internauci nie obejrzą pornosów. Link tutaj.

Martwi także postawa mediów. Nie skupiamy się przez całe zamieszanie na meritum. Nie ma debaty między twórcami i artystami, a prawnikami, obrońcami praw obywatelskich. Środowisko artystów spłaszcza się tylko do tych, którzy skupieni są wokół koncernów chroniących ich prawa i zrobią wszystko, aby przepisy weszły bez dyskusji, bo przecież każdy dzień opóźnienia to zmniejszenie zasobności ich portfeli. Tymczasem obywatele woleliby podyskutować. Martwi to, że Tomasz Lis w TVP zaprasza do swojego programu dwóch zwolenników przepisów - Michał Boni, który jednak ugiął się zapewne pod zdaniem Donalda Tuska i Zbigniew Hołdys - czy Panowie w poniedziałkowy wieczór będą dodawali sobie otuchy w sprawie konieczności szybkiego wprowadzenia nowych przepisów? Tego nie wiem, ale dowiem się już dziś wieczorem...

W każdym razie po raz kolejny w naszym kraju rzetelna dyskusja schodzi na dalszy plan. Media z dużym zrozumieniem przyjmują totalnie bezsensowne argumenty polityków PO. Nie pochylają się także nad tymi, którzy w partii rządzącej cichutko przebąkują, że przepisy są złe. Może źle rozumuję, ale krytykowanie tak ważnego ustawodawstwa wprowadzanego przez własną partię zalatuję hipokryzją, bądź też nakazuje politykom PO podejmującym krytykę zastanowić się, co w partii Donalda Tuska robią...

Mistrzostwem świata podsumowującym niejako ten wpis jest wypowiedź Ministra Boniego, który stwierdził, że przepisy nie niosą ze sobą żadnych zagrożeń i zmian. Skoro więc nie niosą skąd tyle wątpliwości wielu wykształconych specjalistów? Skoro nie niosą skąd pośpiech w ich wprowadzaniu, skoro powinniśmy mieć czas, aby spokojnie podyskutować? Tego zapewne się nie dowiemy.

Dobrze jednak, że mamy Platformę. Posłowie partii Tuska ciemnemu narodowi wyjaśnią i uspokoją wszystkich pseudospecjalistów od prawa i wolności obywatelskich. Ręka wszak spoczywa na pulsie.

Bezpartyjny. "Na lewo od PO"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka