Piotr Piętak Piotr Piętak
1358
BLOG

Piewca przymierza ukraińsko - polskiego : ministrowi Waszczykowskiemu dedykuje

Piotr Piętak Piotr Piętak Polityka zagraniczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 18

W wydawnictwie „Spotkania” ukazały się „Żywot człowieka gwałtownego” wspomnienia Józefa Łobodowskiego ostatniego przedstawiciela nurtu ukraińskiego w literaturze polskiej.  Lirycznym źródłem wspomnień poety jest Ukraina lat 30 –tych, kraj rozdarty na strzępy. Kraj unicestwiany przez bolszewików. Do Łobodowskiego dochodziły informacje o głodzie na sowieckiej Ukrainie, chociaż nikt wtedy – oprócz Stepana Bandery i jego przyjaciół z OUN -  nie zdawał sobie sprawy ze skali ludobójstwa jakiego dokonali na Ukraińcach wychowankowie Lenina i Trockiego. Wiemy, że w proteście przeciwko tej zbrodni i obojętności świata Bandera i jego współtowarzysze zorganizowali nieudany zamach w 1933 roku - na konsula sowieckiego we Lwowie. Wiemy, że Bandera wydał rozkaz, zamachowcowi,  młodemu 18 letniemu studentowi, wykonanie wyroku na sowieckim konsulu i jednocześnie kategorycznie zabronił mu strzelać do polskich policjantów. Wiemy, że w trakcie procesu zamachowca, który odbył się we Lwowie dochodzi do licznych manifestacji Ukraińców przeciwko zagładzaniu swoich rodaków przez komunistów. Łobodowski,  jak każdy, inteligent szczególnie lewicowy nie wierzy w informacje o głodzie na sowieckiej Ukrainie, które są upowszechniane przez nacjonalistów z OUN.  


Dopiero w marcu 1935 roku przyjeżdża do niego do Lublina, znajomy komunista, który potwierdza wszystko to co o organizowaniu głodu przez komunistów mówił Bandera i jego współtowarzysze. Łobodowski postanawia przejść wraz przemytnikami polsko-sowiecką granice i na własne oczy zobaczyć rezultaty bolszewickich rządów. Z parodniowej, pieszej wędrówki po sowieckiej Ukrainie, do Polski wraca zdeklarowany antykomunista i poeta, który cały swój talent, pasję i miłość oddaje na usługi Ojczyzny Tarasa Szewczenki. Łobodowski staje się piewcą Ukrainy. Przez następnych 20 lat ona jest jego najważniejsza muzą, więcej staje się jego przybraną Ojczyzną. Czym dla Łobodowskiego była Ukraina? Bo pytania dlaczego ten temat  jest dzisiaj tak ważny – nie trzeba zadawać. Wspomnienia Łobodowskiego ukazują się w momencie  gdy, Polacy zaczynają zdawać sobie sprawę, że los tego kraju jest nierozdzielny od losu ich ojczyzny, że jeżeli Ukraina zostanie przez Rosję ubezwłasnowolniona, to wtedy - prędzej czy później – status obywateli III Rzeczpospolitej zmieni się nieodwołalnie. Czy ktoś mógłby przypuszczać, że poemat J. Łobodowskiego pt. „Pieśń o Ukrainie” wydany przez Kulturę Paryską w 1959 roku   będzie z jednej strony polsko-ukraińskim programem politycznym XXI wieku z drugiej zaś, profetyczną zapowiedzią tego co dziś widzimy i czujemy obserwując wydarzenia w Kijowie i Doniecku?

Zapomnieć, co mi gorzkie serce struło,

Znów Dniepr i Wisłę związać pieśni stułą

Wyprostować ścieżki młodym dziejom;

Twardo w ziemię wbić zwycięską stopę

pod Kłuszynem i pod Konotopem

i sztandary rozpostrzec….

                     Niech wieją!

 

Co, jakie elementy jego programu poetyckiego, jakie doświadczenia intelektualne i życiowe umożliwiły Łobodowskiemu zawarcie w strofach poematu pisanego pół wieku temu, nadzieje i pragnienia Ukraińców i Polaków z roku 2014? Komunizujący i skandalizujący poeta debiutuje w 1932 roku tomikiem pt. „W przeddzień”;  jest on - zgodnie z trafną formułą S. Napierskiego - romantycznym obrazoburcą, zdesperowanym anarchistą z nożem w zębach, wzywającym „towarzysza Piłsudskiego” do przeprowadzenia w Polsce drugiej rewolucji. Nie tylko społecznej, także narodowej, która raz na zawsze zrówna w Rzeczpospolitej status Polaków i Ukraińców. Jest radykałem z krwi i kości, który całe życie będzie szukać: „osinowego koła, takiej sprawnej myśli i takich celnych słów, które by raz na zawsze przygwoździły do ziemi krwawego upiora nienawiści i bratobójczej walki.”. Łobodowski  tak jak Mackiewicz, uważa się nie za obywatela Polski lecz za mieszkańca stepów Rzeczpospolitej. Jego praktyka poetycka tworzy unikalny stop, dumek ukraińskich z  twórczością Malczewskiego i Goszczyńskiego, w jego systemie wartości to nie Naród czy Państwo jest wartością absolutną, tylko ziemia, a raczej bezkresny step, którego nieogarnięte przestrzenie rozmywają przedmioty do tego stopnia, że gdy na horyzoncie widzimy podnoszący się kurz, to nie wiemy czy to wiatr unoszący źdźbła trawy czy  burza czy tatarski tuman zapowiadający, bitwę, krew i niewolę?


Być może to właśnie dlatego - ukochany poeta J. Łobodowskiego - Słowacki – jak pisze Miłosz w „Historii Literatury Polskiej”: „każdy przedmiot rozmywa w coś w rodzaju płynnej gmatwaniny obrazów i dźwięków.”. Ukraina jest bezkresną przestrzenią na której wszystko ginie w migocącym od nadmiaru światła, powietrzu, a realny jest tylko mord, grabież, przemoc i śmierć, realny jest także widok galopujących na spienionych koniach, kozaków symbolizujących pęd do zniszczenia i samozniszczenia. Wydawałoby się, że step to dom rodzinny, prawdziwa Ojczyzna, jednak nie; dla Łobodowskiego jest on czymś o wiele więcej, bowiem poeta w jednym z wierszy pisze: „Na początku był step i Duch Boży krążył nad stepem”. Step jest początkiem i źródłem wszystkiego, jak Słowo  w Księdze Rodzaju i Ewangelii św. Jana. Władcą stepu, królem przestrzeni nie jest człowiek, tylko koń. W teologii Łobodowskiego koroną Stworzenia jest koń, a nie człowiek:

„Aż spojrzał Bóg przychylnie ku tęsknotom koni

i postanowił im stworzyć człowieka”

Poeta uniwersalizuje do tego stopnia geograficzno-przestrzenne pojęcie stepu, że nie waha się używać poetyckich formuł, przypominających do złudzenia herezje chrześcjańskie z pierwszych wieków naszej ery. Na początku lat 30 –tych XX wieku – wtedy kiedy kształtuje się poezja J. Łobodowskiego - dochodzi do rozpętania spirali przemocy pomiędzy dwoma bratnimi narodami. Politycy sanacji –  ale także młodzi ukraińscy nacjonaliści - zdradzili układ między Petlurą i Piłsudskim zawarty w 1920 roku. I z jednej i z drugiej strony dochodzi do manifestacji siły, do starcia dwóch wynaturzonych nacjonalizmów symbolizowanych ze strony polskiej pacyfikacjami  wsi ukraińskich, z drugiej zaś rozwojem terroryzmu frakcji OUN, związanej ze Stepanem Banderą. Dla Łobodowskiego było jasne, że spirala wzajemnej nienawiści musi doprowadzić do tragedii i najprawdopodobniej do utraty wolności przez oba narody. I dlatego poeta przestrzega:



A gdy krzyk buchnie krajem, gdy się spiętrzą kurhany,

kiedy w próchnie mogilnym pęknie trumna Tarasa,

tylko czarny watażka na taczance pijanej,

tylko rotmistrz w ułańskich lampasach.



 „Czarny watażka na taczance pijanej” jest obrazem rzezi wołyńskiej. W odpowiedzi na zagrożenie nacjonalistycznego obłędu, poeta tworzy mit Stepu-Ukrainy ciągnącego się od Doniecka do Lublina w którym niknie endeckie pojecie Narodu i Ojczyzny. W jego wierszach i poematach, pisanych już na emigracji, dokonuje się kompletne przewartościowanie historii Rzeczpospolitej, która utożsamiona jest z bezkresnym, bezczasowym stepem. Do kogo – w czasach PRL - ta twórczość, będąca radykalnym zaprzeczeniem całej filozofii współczesnej poezji mogła trafić?  Kto mógł – oprócz Giedroycia – ją zrozumieć? We wstępie do „Złotej Hramoty” wydanej w 1954 roku, poeta traktuje swoje wiersze jak butelkę z rękopisami, wrzuconą do oceanu: „Hramota to Księga, „uniwersał i odezwa”, depozyt, testament, pismo bez czytelników i śpiew bez słuchaczy.”, rękopis włożony do dziupli, jak pisał  o wierszach emigrantów, Miłosz.


Czy ktoś jeszcze pamięta, ze tytuł tomiku Łobodowskiego – wydanego w języku polskim i ukraińskim - odwołuje się do manifestu powstańców z 1863 roku, którzy właśnie w słynnej „Złotej Hramocie”, napisanej po rusku i po polsku, obiecywali chłopom ukraińskim ziemię, równouprawnienie miejscowego języka, wolność wyznania i przywileje dla księży prawosławnych? Jednak polityka państwa sanacyjnego wobec narodowych aspiracji Ukraińców przypomina poecie samobójcze stanowisko szlachty i magnaterii wobec wolnościowych dążeń kozaków. I w pierwszym i w drugim przypadku klasy rządzące Rzeczpospolitej reprezentują skrajnie polocentryczny i klasowy punkt widzenia, którego bezpośrednim skutkiem były rozbiory. Nikt nie wyraził tego jaśniej od Stanisława Tarnowskiego autora monumentalnej „Historii Literatury Polskiej”. Wobec takiego samobójczego stanowiska klas rządzących Polski, Łobodowski przechodzi na drugą stronę barykady i utożsamia się z krwawą historią Ukrainy, tworzy mit swego przodka atamana Łobody, który jest buntownikiem z urodzenia, kochankiem wolności, mordercą z przymusu:



Nie wiem jak zwał się ów dziedzic, któremuś

poderżnął gardło -

i, podpaliwszy dworzyszcze,

na koniu umknąłeś w step -

(Koń atamana Łobody)



Ten wiersz jest manifestacją ukraińskości jego autora. W tekście zwróconym do atamana, którego Łobodowski nazywa swoim dziadem, poeta  wręcz nawołuje kozaków do walki z wszelka władzą i przymusem. Jest jednym z nich.  Kozacy, szerzej Ukraina, są dla poety synonimem  swobody i wolności. A poeta za wolność osobistą, społeczna i narodową dałby sobie łeb ukręcić. Nie sposób analizując poglądy polityczne i praktykę poetycką  poety, nie pomyśleć o renegacie naszego narodu i jednocześnie jednym z twórców ukraińskiej kultury Włodzimierzu Antonowiczu, który w młodości uważał się za Polaka, potem uznał się za Ukraińca o polskich korzeniach. W drugiej połowie XIX wieku powstaje na Ukrainie Związek Trójnicki w skład którego wchodzą młodzi Polacy – Tadeusz Rylski, Paulin Święcicki i właśnie Włodzimierz Antonowicz -, którzy uważają, że lud ruski należy pozyskać dla „sprawy narodowej”, uświadamiać go i przekonywać, że odrodzenie Polski oraz wypędzenie „Moskali” leży w jego interesie. Polaków zaś należało nakłaniać, by w przyszłej Polsce, mającej być prawdziwą Rzeczpospolitą Trojga Narodów, zagwarantowano autonomię kulturalną ludności ruskiej.


Jednak Antonowicz, pod wpływem pieszych wędrówek po wsiach ukraińskich przekonał się, że na ziemiach ruskich dawnej Rzeczypospolitej interesy szlachty i ludu są sprzeczne. Dlaczego? Bowiem w jego mniemaniu odrodzone państwo polskie będzie zdominowane przez szlachtę, przez jej sposób myślenia i kulturę, która Ukraińcom jest obca. Pisze  artykuł pt. „Moja spowiedź”, w którym rozlicza się z własnej metamorfozy narodowej:


Zrozumiałem, że Polacy – szlachcice zamieszkujący kraj południoworuski, mają przed sądem własnego sumienia jedynie dwa wyjścia: albo pokochać lud, wśród którego żyją, utożsamić się z jego interesami, wrócić do swojej narodowości, kiedyś porzuconej przez przodków, i nieustanną pracą oraz miłością, w miarę sił zadośćuczynić zło wyrządzone przez nich ludowi, co wykarmił wiele pokoleń wielmożnych kolonistów, a któremu ci ostatni za pot i krew odpłacali pogardą, wyzwiskami, brakiem szacunku wobec jego religii, obyczajów, zasad moralnych, godności osobistej, albo też, jeśli ku temu nie wystarczy siły ducha, przenieść się na ziemię polską, zamieszkaną przez polski lud.”.


Pomiędzy skrajnym egoizmem klasowym hr. Tarnowskiego, egoizmem narodowym endecji i rodzącym się egoizmem narodowym Ukraińców , Łobodowski wybiera opcję,  kulturowego utożsamienia się z historią walki o wolność kozaków, która jest – przynajmniej w części - zgodna z odczuciami W. Antonowicza. Poeta w wierszu „Testament mój” wyciąga ostateczne konsekwencje z swojego „narodowego zaprzaństwa”, pisząc: „Dawna ojczyzno nasza, matko Ukraino!”. Czy Łobodowski może o sobie powiedzieć: „Gente Polonus, Natione Ruthenus”? I tak i nie. Towarzysze Antonowicza oskarżali go o zdradę interesów narodowych, nie zdając sobie sprawy, że ta „zdrada” dowiodła, raz jeszcze, do jakiego stopnia wielonarodowa kultura Rzeczpospolitej Polski jest wartością uniwersalną, skarbem cywilizacji europejskiej. Włodzimierz Antonowicz zmieniając narodowość zostaje jednym z pierwszych Europejczyków.


Łobodowski utożsamiając swoją poetycką wrażliwość z pragnieniami kozaków, stając się jednym z nich, kładzie fundament pod przyszłe zjednoczenie Europy. Czy to nie dziwne, czy to nie wspaniałe – nie bójmy się w tym momencie wzniosłych słów -,że korzenie Europy wyrosły w jej zapadłym kącie? Bowiem historia Polski jest pierwowzorem zasad ideowych według których budowana jest UE. Feliks Konieczny w „Dziejach Polski za Jagiellonów” podsumował w następujący sposób Unie Polski i Litwy zawarta pod koniec XIV wieku :  „Nasz naród  pierwszy doszedł do poczucia narodowego i pierwszy uznał i uszanował to w innych narodach. Jagiellonowie krocząc na czele społeczeństwa jako przodownicy i wykonawcy jego idei dziejowej, dokazali tego dziejowego cudu wobec Europy, że łączyli narody pod hasłem braterstwa, a nie podboju. Unia jest najwyższym objawem polskich dziejów i najpiękniejszym przykładem dla innych ludów europejskich”. Unia między Litwa i Polską jest korzeniem ideowym i instytucjonalnym Unii Europejskiej. Poezja Łobodowskiego jest jedną z najpiękniejszych zapowiedzi dzisiejszego cudu politycznego jakim jest Unia Europejska. Nie zapominajmy o naszej wspólnej historii.

 

Piotr Piętak

 

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka