Zastanawia mnie, co musiałoby się stać w polskiej polityce, by poszczególne frakcje polskich elit przestały odgrywać przypisane im dwadzieścia lat temu role, a wzięły pod uwagę na przykład rację stanu Rzeczpospolitej. Skoro bowiem ostrzelanie polskiego prezydenta nie zmusiło Gazety Wyborczej, Lecha Wałęsy czy Bronisława Komorowskiego do porzucenia retoryki pełnej nienawistnego jadu do przeciwnika politycznego, to co może ich przekonać do odrobiny rozsądku?
Gazeta Wyborcza pisze dzisiaj, że "Kaczyński przesadził w Gruzji", a "jego niedzielna wyprawa w gruzińskie góry to awanturnictwo". Lech Wałęsa, zadumał się, iż "zachowanie prezydenta to głupota polityczna", zaś marszałek sejmu Bronisław Komorowski stwierdził z zatroskaniem, że incydent stawia nas "w niezręcznej sytuacji". Słowem, jesteśmy przekonywani, że ten cały prezydent to jeno utrapienie dla Polski. Po tym bowiem jak postanowił ociągać się z podpisaniem nieistniejącego traktatu lizbońskiego, reprezentować Polskę na szczytach UE, dał się prawie zastrzelić w Gruzji, co stawia marszałka Komorowskiego w "niezręcznej sytuacji". Więcej z tym"niezręcznym prezydentem" kłopotu aniżeli pożytku z niego.
Dla usystematyzowania wiedzy, której media nam oszczędzają w ramach rozpowszechniania retoryki utrapienia, podam kilka faktów. Po pierwsze głowa państwa polskiego przebywała na terenie niepodległego państwa z wizytą zagraniczną. Państwo to jest faktycznie w stanie wojny z Rosją. Po drugie, prezydent Polski poruszał się w towarzystwie Michaela Saakaszwilego po terytorium Gruzji, a nie Rosji. Po trzecie strzały rozległy się na terytorium Gruzji, a nie Rosji. Strzały nie padły nawet na terenie Osetii Południowej, w której Rosjanie przebywają z "misją pokojową". No właśnie, skoro mamy do czynienia z "misją pokojową" , to czy przypadkiem nie zastanawiające jest, iż żołnierze takiej"misji otwierają ogień na terenie obcego państwa do oznakowanej kolumny samochodów korpusu dyplomatycznego? Czy na tym polega działanie misji pokojowych?
A jednak według polskich mediów i polskich polityków, to nie Rosjanie (lub sprzymierzeni z nimi Osetyńczycy) są powodem skandalu, a "awanturniczość" , "przesada" i "głupota" prezydenta. Jest to pogląd cokolwiek interesujący, zwłaszcza gdy użyjemy odrobiny wyobraźni i zastanowimy się jaka byłaby reakcja elit amerykańskich czy francuskich, gdyby ostrzelany został konwój wiozący prezydenta Sarkozy'ego lub Busha. Czy obwiniłyby one za taki incydent swojego prezydenta, czy może uznałyby, że atak na niego, jest atakiem na ich państwo? Pytanie jest oczywiście retoryczne, niemniej warto je sobie zadać by choć częściowo ujrzeć skalę upodlenia (inne słowo mi w tym miejscu nie przychodzi do głowy) polskich - pożal się Boże - elitek, które zadaniowane na dyskredytowanie swojego prezydenta, posuwają się do tak absurdalnych aktów nielojalności względem własnej ojczyzny. Kuriozalności całemu zdarzeniu dodaje fakt, że znacznie większą roztropność od naszych polityków przejawił dziś... Javier Solana, który wziął w obronę Kaczyńskiego oraz stwierdził, że winni powinni być natychmiast ustaleni. Okazuje się, że wysoki urzędnik UE musi bronić polskiej racji stanu przed zamachami rosyjskimi, bo nasi politycy tego nie robią! Oczywiście był to jeno zabieg retoryczny, bo się był Solana później zreflektował i dodał, że incydent nie wpłynie na relacje UE-Rosja, niemniej zdobył się na słowa, których nie potrafili wypowiedzieć polscy politycy, ograniczeni szukaniem kolejnej szansy na przyłożenie Kaczyńskiemu.
Wspomniany wyżej marszałek Komorowski żachnął się dziś ze swadą, iż zamach był nieudany, bo "jaka wizyta, taki zamach". Logiczną konsekwencją wesołej wypowiedzi naszego miłośnika WSI, jest to, iż gdyby wizyta prezydenta była udana, to i zamach byłby... no nieważne, w każdym razie, dało się wyczuć pewną dozę rozczarowania wczorajszym wypadkiem. Niemniej jednak pan marszałek swoją rolę na odcinku propagandy odegrał znakomicie, toteż może mieć już tylko pretensje do mocodawców WSI, których ludzie wczoraj niecelnie strzelali do głowy państwa polskiego.
