Miły Miły
228
BLOG

Świat się kończy? Weź pigułkę "dzień po", czyli Matrix Rewolucje Part 2.

Miły Miły Polityka Obserwuj notkę 22

Prezydent Duda zawetował ustawę o dostępności pigułki "dzień po" ze względu na uwzględnienie w niej osób między 15 a 18 rokiem życia tłumacząc to m.in. troską o ich zdrowie i koniecznością zachowania kontroli rodzicielskiej, gdyż, jakby nie patrzeć, są to osoby jednak niepełnoletnie, chociaż wg prawa mogą współżyć seksualnie i tego nie może im nikt zabronić, również rodzice, gdyby taki nastolatek się bardzo w tej kwestii uparł.

Czy dostępność pigułki "dzień po" bez recepty i wiedzy rodziców czy opiekunów sprawi, że nastolatki będą częściej uprawiać seks, albo w ogóle przez to wcześniej rozpoczną życie seksualne?

Kto ma je rozpocząć, ten je rozpocznie bez względu na to czy pigułka "dzień po" będzie dostępna bez recepty, czy nie.

Czy anonimowa i łatwa dostępność do pigułki "dzień po" może jednak sprawić, że nastolatki poczują się bardziej bezpieczne i przez to bardziej skłonne do współżycia?

Nie wykluczone, a nawet bardzo prawdopodobne. Tym bardziej, że nastolatki raczej nie pytają się rodziców o zgodę na uprawianie seksu przed ukończeniem 18go roku życia. Czy jednak mamy prawo im tego zabraniać? Prawo przecież dopuszcza współżycie po 15tym roku życia. Prawo jednak nie daje jeszcze osobom między 15 a 18 rokiem życia pełnej samodzielności i praw.

Czy pełne dopuszczenie ich do pigułki "dzień po", na równi z osobami w pełni dorosłymi wg prawa, nie jest zatem pewną przesadą?

Z drugiej strony... co jest lepsze: to, że piętnastolatka zajdzie w ciążę i będzie zmuszona szukać możliwości nielegalnej aborcji, albo to dziecko urodzić i oddać do adopcji, czy też je wychowywać wbrew sobie, czy to jak nie dopuści do jej rozwoju za pomocą pigułki "dzień po"? W tej pierwszej sytuacji najczęściej rodzice znajdują dziecku ginekologa, który robi swoje. Takie wydarzenie ma jednak ogromny, raczej negatywny, często traumatyczny, wpływ na taką nastolatkę, a także jej zdrowie fizyczne i późniejszą możliwość ponownego zajścia w ciążę.

Czy to zatem mniej wpłynie na jej zdrowie fizyczne i psychiczne, będzie bardziej humanitarne wobec tego rozwijającego się już w jej łonie dziecka, niż zażycie w krytycznej sytuacji pigułki "dzień po"?

Wbrew pozorom nie to stanowi jednak tutaj największy problem, ale samo działanie pigułki "dzień po". Jak zatem ona działa?

Pigułka "dzień po" nie dopuszcza do połączenia się plemnika z komórką jajową, a jeśli już wcześniej do tego dojdzie, to nie dopuści do zagnieżdżenia się zygoty. Sama zygota to pojedyncza komórka składająca się z 46 chromosomów. Zygota przez kolejne trzy, cztery doby wędruje do macicy, w czasie którym następują pierwsze podziały komórkowe. Tutaj dopiero dochodzi (albo nie) do zagnieżdżenia się zarodka w macicy w endometrium (błonie śluzowej macicy), czyli jednocześnie ostatniego procesu zapłodnienia. Może to trwać od 7 do 12 dni.

Zwolennicy pigułki "dzień po" argumentują, że nie powoduje ona przerwania ciąży, gdyż do niej jeszcze nie dochodzi. Jeśli rozumieć początek ciąży jako moment, w którym zygota zagnieździ się w macicy, to rzeczywiście mają rację. Rzecz w tym, że sama zygota jest już tak jakby pierwszą fazą zarodka, posiada już pełny zestaw chromosomów od ojca i matki i zaczyna się dzielić już w drodze do macicy.

Z drugiej strony - jak czytam na stronie medonet.pl - "ponad 50% zapłodnionych komórek jajowych ulega samoistnemu poronieniu. Dlatego sam proces zapłodnienia nie jest jednoznaczny z ciążą i dalszym rozwojem zygoty, zarodka i płodu."

Krótko mówiąc, co druga powstała zygota - jest w sposób naturalny unicestwiana w organizmie kobiety. Nie jest to skutkiem choroby czy jakiegoś niedomagania kobiety, ale tak to zostało skonstruowane przez Boga, naturę, czy jak tam kto woli. Każda kobieta w momencie urodzenia posiada od 1 do 2 mln komórek jajowych, z czego podczas życia uwalnia w czasie owulacji ok. pół tysiąca. Podczas jednej owulacji uwalnia się ich dwie bądź więcej. W czasie jednej owulacji po stosunku zostaje zazwyczaj zapłodniona więcej niż jedna komórka jajowa. Tak to zatem zostało skonstruowane, że przeciętnie co druga zygota zanim się zagnieździ (bardzo często żadna się ostatecznie nie zagnieżdża) jest wchłaniana przez organizm kobiety.

Jak można przeczytać na tej samej stronie:

Na rynku dostępne są 2 rodzaje tabletek "dzień po":

tabletka zawierająca lewonorgestrel w dawce 1,5 mg - po jej zastosowaniu dochodzi do zmian w endometrium, zagęszczenia śluzu szyjkowego, a tym samym utrudnionej migracji plemników w drogach rodnych kobiety; co więcej tabletka "dzień po" zawierająca lewonorgestrel generuje zmiany w błonie śluzowej macicy, co uniemożliwia zagnieżdżenie się w niej potencjalnie zapłodnionej komórki jajowej, natomiast w okresie przedowulacyjnym hamuje owulację - uwalnianie komórki jajowej jest wtedy zablokowane;

tabletka zawierająca octan uliprystalu w dawce 30 mg - powoduje opóźnienie owulacji lub jej zahamowanie, co polega za zatrzymaniu uwalniania komórki jajowej, a dodatkowo na skutek zagęszczenia śluzu przemieszczanie się w drogach rodnych kobiety jest znacznie utrudnione dla plemników.

Pigułka "dzień po" ingeruje jedynie w proces wędrówki zygoty do macicy, jeśli w ogóle do jej powstania po jej zażyciu dojdzie. Tu też trzeba zauważyć, że większość, średnio 50 proc. potencjalnych ciąż kończy się na tym etapie i bez pigułki "dzień po", tj nawet jeśli dojdzie do połączenia plemnika z komórką jajową i powstania zygoty, średnio 50 proc. zygot ginie. Dzieje się to oczywiście poza świadomością kobiety, która - jeśli już - zaczyna odczuwać efekt zapłodnienia dopiero w momencie implementacji zygoty w macicy, np odczuwa mdłości, ból głowy. Większość jednak nic nie odczuwa.

Przeciwnicy pigułki "dzień po" na czele z duchowieństwem katolickim mówiąc, że jest ona środkiem wczesno poronnym, nie chcą zauważyć, iż co drugi zarodek (jeśli przyjąć, że jest nim już w pełni sama zygota przed zagnieżdżeniem się w macicy) jest w sposób naturalny eksterminowany, gdyż w czasie owulacji jest uwalnianych więcej niż jedna komórka jajowa, które mogą zostać zapłodnione. Dzięki temu rodzą się czasem tzw. bliźniaki dwujajowe, te, które rozwinęły się z dwóch osobnych komórek jajowych, które zostały zapłodnione i udało im się zagnieździć w macicy. Zdarza się to jednak dosyć rzadko. Przeważnie połowa zapłodnionych komórek jajowych po prostu ginie.

Skoro zatem pigułka "dzień po" jest niemoralna... to tym bardziej niemoralny jest sam proces prowadzący do zapłodnienia, w czasie którego zaledwie tylko 50 proc. zapłodnionych jajeczek ma szansę na zagnieżdżenie się w macicy i dalszy rozwój.

Jak się zatem komuś świat kończy z tego powodu, niech najpierw lepiej się mu przyjrzy. Może wówczas coś w końcu do niego dotrze. To samo rozumowanie odnośnie zapłodnienia in vitro, które po prostu polega na wprowadzeniu zapłodnionej komórki jajowej, czyli zygoty, do macicy kobiety. Można tu już tylko filozofować na modłę średniowiecznych scholastyków, czy mamy prawo świadomie dokonywać wyboru, która zygota ma zostać zagnieżdżona w macicy kobiety, a która nie. Można jeszcze dyskutować o tym, czy piętnastolatki powinny mieć to samo prawo do pigułki "dzień po" co osoby pełnoletnie. Nie ma sensu jednak dyskutować z naturą.


Informacje m.in. z:

https://www.medonet.pl/zdrowie,zygota--zarodek-i-embrion--rozwoj-dziecka-po-zaplodnieniu,artykul,1734255.html

https://dimedic.eu/pl/wiedza/zaplodnienie-a-owulacja-ile-trwa-zaplodnienie-i-jakie-daje-objawy

https://mamaginekolog.pl/ciaza-i-porod/ciaza-podstawy/jak-powstaja-bliznieta/

Miły
O mnie Miły

Miło to już było.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka