Ortodoks Ortodoks
370
BLOG

Amerykanie między Scyllą i Charybdą

Ortodoks Ortodoks Polityka Obserwuj notkę 1

 

Amerykanie dokonają jutro wyboru prezydenta. Podobno ma to być wybór o znaczeniu historycznym. Wybór między strategicznymi kierunkami działania. Wskazuje się na wiele różnic między głównymi kandydatami. Niestety sprowadzają się one do spraw, które w żaden sposób nie zadecydują o roli USA jako mocarstwa. Stany Zjednoczone nada są mocarstwem, ale przypominają bardziej bokserskiego mistrza świata, który przed chwilą wyskoczył z dachu. Leci prosto w dół ku nieuchronnej śmierci, ale wciąż wygląda zdrowo, jest muskularny i teoretycznie może każdemu dać po mordzie. Problem tylko w tym, że jednak leci. I jak doleci to zginie. Żywy trup.
 
Różnice między wizją Obamy i wizją Romneya sprowadzają się do dwóch aspektów. Oba nakreślę w sporym uogólnieniu, bo i sami kandydaci bardziej przypominają swoimi osobami zlepek sentymentów wyrażanych przez ich wyborców, sentymentów czasami sprzecznych, ale generalnie znajdujących pewien wspólny mianownik.
 
Aspekt pierwszy to status ustrojowy USA. Romney - w uproszczeniu - oddaje sentymenty decentralistyczne, najczęściej spotykane z oczywistych względów historycznych w Teksasie, ale nie tylko. Obama reprezentuje - nazwijmy to umownie - unionistów. To spór stary jak same Stany Zjednoczone. Trzeba mieć jednak świadomość, że konsekwentnie realizowane orzecznictwo amerykańskiego Sądu Najwyższego ogranicza coraz bardziej suwerenność Stanów. Przykład najbardziej ostry - na skutek jednego z orzeczeń SN secesja Stanu z Unii jest nielegalna. Kiedyś - de iure - tak nie było, choć de facto nie było tak nigdy. Ale jednak formalne wyłącznie możliwości secesji nastąpiło. Suwerenność Stanów ograniczana jest także na wielu innych, mniej istotnych polach. I w wielu miejscach aż roi się od oponentów tego procesu. Kiedy doda się do tego faktu tradycyjną chęć szukania winnych u "obcych" gdy tylko nadchodzi dekoniunktura, to możemy spodziewać się, że liczba oponentów będzie rosła. Zwłaszcza, że presja centralistyczna rośnie. Dotyczy ona choćby ograniczania roli elektorów co jest kluczowe dla wyborów jako takich. I te argumenty podnosi lobby Romneya, podczas gdy lobby Obamy właśnie w unifikacji państwa widzi zbawienie.
 
Powyższy aspekt to jednak spór pozorny. Znane są bowiem mocarstwa zarówno zdecentralizowane (choćby same USA sprzed IIWŚ) jak i zcentralizowane (najświeższy przykład - Chiny). Co więcej centralizacja USA postępowała także podczas "rządów" republikańskich w składzie SN. Można się więc spodziewać, że deklaracje anty-centralistyczne Romneya pozostałyby tylko deklaracjami nawet jeśli wygra.
 
Aspekt drugi, ważniejszy i jeszcze bardziej pozorny, to kwestia polityki gospodarczej. Niestety (dla Amerykanów) obaj kandydaci prezentują wizję bardzo podobną. Ale najpierw czym się różnią. Obama chce kontynuować rozwój programów socjalistycznych. Ekspansja tzw. ubezpieczeń społecznych, państwowej służby zdrowia etc. Silnie wspiera go w tym nie tylko populistycznie i roszczeniowo nastawiona część elektoratu, ale także np lobby farmaceutyczne skuszone wizjami europejskiego modelu dystrybucji leków i ochrony zdrowia. Producentom leków jest znacznie wygodniej sprzedać masowo pakiet swojej produkcji państwu niż każdemu odbiorcy z osobna. Większy zysk, mniejszy zachód. Obama chce to oczywiście finansować długiem, bo innej opcji nie ma.
Romney z kolei mówi tym pomysłom "nie". Niestety mówi też, że on nie chce wydawać pieniędzy podatników na leki, ale chce je wydawać na rakiety, samoloty itd. Lobby zbrojeniowe jest niezwykle silne, a posiada też duże potrzeby. Zapełniwszy magazyny wojskowe bronią bardzo zależy im na opróżnieniu tychże. Po to naturalnie, by produkować kolejne rakiety. Wszystko to, również naturalnie, na kredyt.
 
Z punktu widzenia strategicznego nie ma większego znaczenia czy pożyczone pieniądze Amerykanie przeputają na "służbę zdrowia", czy też na kolejną wojenkę. Ważne jest, że dług rośnie. A tak się składa, że rośnie za kadencji każdego prezydenta od kilku długich dekad. Wszystko jedno skąd ten prezydent przyszedł. Deklaracje Romneya o obniżaniu deficytu są oczywiście tylko pustymi deklaracjami. Dlaczego? Ano dlatego, że USA od kilkudziesięciu lat mają ujemny bilans handlowy. Pogłębia się on zresztą regularnie.
 
Moment, w którym bilans te zszedł poniżej zera był właśnie momentem, w którym ów wspomniany bokser wyskoczył z dachu. Jasne jest, że dotyczy to głównie relacji z Chinami i dopóki Amerykanie nie pojmą, że ujemny bilans zmusza ich do zadłużania się, to zadłużać się będą. Aż zbankrutują. A bilansu handlowego nie zmieni ani Obama, ani Romney. Dlaczego? Ano dlatego, że za dużo wydatków obiecali, to po pierwsze, i że ujemny bilans handlowy z Chinami leży w najlepszym interesie... lobby korporacyjnego. Tego samego, które wspiera (w sposób decydujący)a to Obamę, a to Romneya.
 
Amerykanie mają więc problem. Wybiorą Scyllę lub Charybdę. I wybiorą ją na własne życzenie. Niemal żadnego Amerykanina nie interesują bowiem "trzeci kandydaci".
Ortodoks
O mnie Ortodoks

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka