Był czas, w którym szczerze współczułem Andrzejowi Masselowi. Było to chwilę po tym, jak z posadą pożegnał się Grzegorz Mędza. Czyli rozmowy o obszarach problemowych, dotyczących przyszłości kolei pasażerskiej, której zapaść była (oficjalnym) powodem zmiany wiceministra, powinny odbywać się w składzie:
- Maria Wasiak (p.o. prezes, PKP S.A.)
- Lucyna Krawczyk (p.o. prezes, PKP Intercity)
- Małgorzata Kuczewska-Łaska (prezes, Przewozy Regionalne)
- Anna Patalong (prezes, Koleje Śląskie)
- Genowefa Ładniak (prezes, Koleje Dolnośląskie)
- Jadwiga Stachowska (dyrektor departamentu, MI)
- Andrzej Massel (wiceminister, MI)
Czyli prawie jak w Sekmisji. Zwłaszcza, że im częściej widzę Massela, tym bardziej Michnikowski mi się kojarzy. Ups.
Ani nażelowany Grabarczyk, ani upudrowany Piechociński, ani pomawiany o używanie botoksu Furgalski sytuacji nie zmieniali. Okoliczność, że od tamtego czasu dobrano do składu trochę samców – również. Bądźmy szczerzy: nijacy tacy mocno są.
A ponieważ nic nie wskazuje na to, żeby nagle znalazło się na kolej jeszcze więcej pieniędzy – nic nie zrobi lepiej kolejowemu półświatkowi z ewidentnym kobiecym nadparytetem niż facet z krwi i kości. Facet z wyglądu i myślenia. Znaczy z wyglądu słodki, a z działania brutal.
Dlatego Polokoktowcy w pełni popierają Sławomira Nowaka jako kandydata na Ministra Infrastruktury. Ponieważ coraz bardziej prawdopodobna jest teza, że baby sfiksowały, bo prawdziwego chłopa dawno nie miały.
W zawodowo/profesjonalnych relacjach oczywiście. Może i Zakopower będzie miał mniej chałtur, ale kolejarzom na złe to nie wyjdzie.