rosemann rosemann
1998
BLOG

Pomóż opozycji, przewróć się sam czyli szorstka przyjaźń

rosemann rosemann PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 51

W czasach mocno schyłkowej, próbującej ratować swą władze za pomocą „zbrojnego ramienia” komuny dość popularne było hasło „Pomóż milicji, pobij się sam”.

Ja, broń Panie Boże, nie twierdzę, że miedzy obecną władzą i komuną istnieje jakakolwiek paralela. Nie sugeruję tym bardziej, że władza ma albo szykuje swoje „zbrojne ramię” w rozumieniu powyższego zdania. Jednak ów dość wisielczy żart przypomniał mi się na skutek obserwacji osobliwych relacji między rządem, a przynajmniej jego częścią, i Prezydentem, a przynajmniej jego otoczeniem.

Ja nie chcę wnikać kto ponosi odpowiedzialność za wyraźne ochłodzenie na linii Duży Pałac – Mały Pałac. Może to taka naturalna prawidłowość bo już wcześniej mieliśmy do czynienia z „szorstkimi przyjaźniami”  a wyjątkiem była chyba relacja poprzedniego Prezydenta z poprzednimi  szefami rządu, wynikająca  zapewne (mówiąc delikatnie) z niebanalnej osobowości ówczesnego lokatora Belwederu.

Abstrahując więc od tego czy zaczęło się na Nowogrodzkiej od „beki” z „Adriana” czy też istotą jest próba „wybicia się na niepodległość”  przez Andrzeja Dudę ważne jest, że ci, na których w 2015 r. postawiłem, chyba faktycznie postanowili wesprzeć opozycję, która, jak już nie ma o co, przewraca się o własne nogi. I bardzo mnie to martwi. Ta pomoc a nie przewracająca się opozycja oczywiście. Tym bardziej, że w tej próbie „przewrotki” obóz „Dobrej zmiany”, jak się błyskawicznie okazało, znalazł rzesze wiernych kibiców.

Wczoraj mogłem obserwować w sieci dyskusję na temat kolejnego epizodu tej nawalanki między pałacami. Chodziło oczywiście o najgorętszą linię frontu czyli relacje między MON i Pałacem Prezydenckim. Dyskusja szybko odeszła od meritum (o ile było w niej jakieś meritum) i skupiła się na argumentach w rodzaju „Ale Prezydent ma silniejszy mandat” i „Ale Antoni ma większe zasługi”. Między Bogiem a prawdą skłaniam się do tego „mandatu” ale nie omieszkam przyznać, że jeśli Andrzej Duda będzie nadal posyłał do wymachiwania nim pana Łapińskiego to sam przejdę do obozu „zasług Antoniego”. Jakkolwiek Łapińskiemu nie zapomnę zachowania w chwili gdy w czasie kampanii prezydenckiej pod budynkiem TVP w stronę Andrzeja Dudy rzucił się Hadacz to w jego kompetencje do publicznego pokazywania się i reprezentowania kogokolwiek zacząłem mocno wątpić.

Jest jednak także coś w diagnozie bodaj Ziemkiewicza, że w tej sytuacji wychodzi silne przywiązanie Prezesa i jego otoczenia do tradycji legionowej czyli zasady, że „ten więcej znaczy kto bliżej Komendanta”. Postawienie jej ponad rzecz oczywistą, jaką jest a raczej powinna być konstytucja ale także i świadomość, że do sukcesu PiS-owi tak samo potrzebny jest Kaczyński, Szydło i Duda to najprostsza droga do upadku. Może jeszcze nie teraz ale szybciej niż się niektórym wydaje. I nie ma znaczenia ani 40% poparcia ani 70% zaufania.

Stawką, o która zagrali w 2015 r. obecni zwycięzcy nie było bynajmniej pokazanie kto jest najważniejszy i czerpanie z tego przyjemność oraz ewentualnych profitów. Była nią, mam przynajmniej taką nadzieję, możliwość dokonania głębokiej przebudowy państwa. I ta możliwość istnieje ale tylko wówczas, gdy oba pałace będą współdziałać. Wzajemny szacunek jest do tego niezbędny.

Dotąd w sporze między organami władzy wykonawczej skłaniałem się ku Dużemu Pałacowi. Pan Łapiński uczynił jednak cud i ja, chyba ten najtwardszy z twardych elektoratów Prezydenta, już taki twardy  ani tak przekonany nie jestem. A to dość mocny dowód na to, że im szybciej Andrzej Duda podziękuje za bardzo wątpliwej jakości pracę obecnemu rzecznikowi tym mniejszą szkodę swemu wizerunkowi i swej popularności uczyni. Pan Łapiński to najlepiej znane mi dziś uosobienie pojęcia „nieporozumienie”. Im bardziej „reprezentuje” on swego szefa tym boleśniej odczuwam tęsknotę za tym Andrzejem Dudą, którego pamiętam z kampanii i pierwszego roku sprawowania urzędu. I powrotu tamtego Andrzeja Dudy stanowczo się domagam. Równie stanowczo jak uporządkowania sprawy wspomnianego „nieporozumienia”.

Ale, gwoli sprawiedliwości, podobnie widzę sprawę MON. Jeśli pan Antoni Macierewicz będzie robił wszystko by pokazać, że „Armia to Ja”, też powinno mu się podziękować za ofiarną służbę. Dając na odchodne jakiś stosowny order, uścisk ręki i przyzwoitą fetę. Ale jednak podziękować. Bo jeśli ktoś zapomina, że ma być gra zespołowa to powinien zostać odesłany na „ławę rezerwowych” z czasem na głębsze przemyślenia.

Po ogłoszeniu pamiętnego październikowego dnia w 20015 r. wyników wyborów napisałem w tekście „Pamiętajcie. List do zwycięzców”: „Za tym waszym sukcesem stoją też ci, którzy gardłowali za wami na forach, pisali na mniej lub bardziej poczytnych portalach […] Zawdzięczacie sukces także i tym, którzy naprzykrzali się sąsiadom i znajomym namawiając ich do poparcia was, często ryzykując towarzyskie wykluczenie. Wreszcie i tym, którzy ostatniej niedzieli nie skorzystali z pokusy pozostania w domu i poszli dać wam swój krzyżyk, największy tego dnia swój skarb. Nie zapomnijcie, że to wy jesteście dla nich a nie oni dla was!”*

Napisałem też list do przegranych ale zapomniałem właśnie o tych, o których wspominam w przywołanym fragmencie. Uzupełnię to teraz przypominając im, że największą przysługą, jaką mogą wyświadczyć rządzącym nie jest licytowanie się który z nich jest najbardziej prawy” i komu „powierzyłbym swoje oszczędności” ale patrzenie im na ręce i przypominanie, że to oni są dla nas a nie my dla nich. Oni są dla nas a nie my dla nich!

Oczywiście wątpię w siłę oddziaływania tego mojego przypomnienia. Dalej w polityce będzie dominować spojrzenie pełne miłości, wiary i chęci przywalenia każdemu kto podważa boskość tego czy innego z idoli.

* https://www.salon24.pl/u/rosemann/676549,pamietajcie-list-do-zwyciezcow


 


rosemann
O mnie rosemann

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka