Harley Porter Harley Porter
306
BLOG

O pederastii, Mai Bohosiewicz i innych takich, czyli rozważania niewielkanocne

Harley Porter Harley Porter Rozmaitości Obserwuj notkę 5

W chwili, kiedy radio i telewizję przejęła uśmiechnięta hunta, przestałem słuchać Polskiego Radia 24 i przerzuciłem się na wraży Tok FM. Wolę bowiem słuchać jawnie wrogiej radiostacji, niż jej piątokolumnowego duplikatu. No i zaczęło się! Najpierw wieczorne czytanie autobiografii Bogusława Kaczyńskiego z co chwilę werbalizowanym żalem, że ten nie wyszedł z sodomskiej szafy i nieskrywaną afirmacją owego stanu moralnej dewiacji. W przerwach między poszczególnymi aktami homoseksualnego wzmożenia puszczane są zaangażowane pieśni jakiegoś barda pederasty "umilającego" czas słuchaczom pieśniami o dwóch tańczących ze sobą panach i różnych, tym podobnych, "cudach na kiju".

O innej porze dnia, w tej samej stacji radiowej, słucham Dominiki Wielowieyskiej, biczując się w duch, że jak ostatni naiwny dałem się nabrać na domniemany symetryzm tej pani i na elementarną przyzwoitość, której się w związku z nim po niej spodziewałem. Owo biczowanie ma miejsce podczas słuchania jej zachwytów nad tym jak to bodnarowskie służby sprawnie i prawnie włamały się do domu Zbigniewa Ziobry. Słucham więc i przeraża mnie jak szybko i łatwo przyszło jej oślepnąć na deptanie prawa przez partię uśmiechniętych ludzi i na tuskowy autorytaryzm. I wtedy przychodzi zrozumienie, że przecież ona wcale nie oślepła, tylko zawsze w tej materii była ślepą...

Później, chyba nawet na Salonie, czytam o Mai Bohosiewicz rozgrzanej faktem, że małolatom nie będzie można sprzedawać tabletek "dzień po", bo prawo do mordowania nienarodzonych dzieci, tak jak i do kopulacji, jest przecież niezbywalnym prawem nieletnich nimfetek, a "rżnięcie" to przecież sól życia, której to z zacięciem godnym lepszej sprawy, zabrania kościół i ci zdewociali czarni!

Wszystko to, przy Wielkanocy, wchodzi mi na głowę i bardziej wstrząsa niż śmigus dyngus lodowatą wodą ze studni. Owe medialne klimaty stają się nagle, czy chcę tego, czy nie, wykładnią obecnej polskiej rzeczywistości i choć w owych przytoczonych przykładach bezpośrednio nie ma nawet grama Tuska, to przytłaczają mnie one, tworzą jakąś zgniłą, dekadencką atmosferę tuskowych czasów, w których wszystko staje się coraz bardziej koślawe i wypaczane, jak w sennych koszmarach. Zupełnie jakbym przez jakąś metafizyczną okoliczność znalazł się nagle w filmowym "Silence Hill" w którym zmusza się mnie do lubienia sodomii, ludzie bez twarzy włamują się do mojego domu, a nieletnie nimfomanki łykają tabletki wczesnoporonne jak cytrynowe drażetki. Tych odczuć wcale nie łagodzi nadciągająca wiosna, bowiem gdzieś, w samym tyle głowy, noszę obawę, że owa wiosenna zieleń to tylko zasłona, za którą ukrywa się, tak jak w filmie, spotworniały rudy kosiarz - pan koszmarów!




Gniewny i staram się być sprawiedliwym.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości