Lis to bezwzględny funkcjonariusz władzy – nie dziennikarz. Facet od wchodzenia rządowi oraz Tuskowi po łokieć. To jeden z tych, którzy podczas kryzysu i pikujących na łeb na szyję wskaźników ekonomicznych powiedzą, że np. przedsiębiorstwa polskie przegoniły niemieckie i mamy największy wzrost gospodarczy – na papierze ministra finansów. Tygodniki, w których pracował zawsze były „wynagradzane” w reklamach przez spółki państwowe, co opłacaliśmy chcąc nie chcąc ze swoich pieniędzy. Dla mnie osobiście odrażający typ lansujący się na kiczowatego cherubinka.
Ale chciałbym go kiedyś zobaczyć w turbanie na okładce „URze” albo z króliczymi uszami i różowym pomponem w zadku. Dla przykładu. Byłby ubaw po pachy, prawda?
Obaj Panowie – Macierewicz oraz Lis – są osobami publicznymi i mają swoje anty-kółko różańcowe, bo o przeciwników politycznych właśnie się rozchodzi. Ci ostatni chcą oglądać krytykę ich poczynań w mediach i nic nam do tego. Zwłaszcza Antoni Macierewicz nie powinien się obrażać, bo otrzymuje pensję posła z naszych pieniędzy.
Myślę, że Macierewicz trafił kulą w płot. Okładka zbytnio mu nie zaszkodzi, bo i dlaczego miałaby? Więcej szkody zrobi szum medialny wokół procesu, który prawdopodobnie przegra. Darmowa antyreklama – czyli wtopa na całej linii. Po co, Panie Antoni, brudzić sobie ręce g... z redakcji Newsweeka? Niech się taplają we własnym brudnym sosie, sami.
O wiele groźniejsza jest publicystyka Lisa, która nakręca tego człowieka oraz anielskie chóry piejące z zachwytu. Temu bym się przyjrzał, a z żartów obrazkowych, co najwyżej pośmiał. Zawsze byłby ranking PR na kilka plusów, a tak co jest?
Awantura.