Magda Figurska Magda Figurska
499
BLOG

PAN KTOŚ

Magda Figurska Magda Figurska Polityka Obserwuj notkę 4

 

QCHNIA POLITYCZNA
 
 
PAN KTOŚ
 
 
Bohater tekstu-dialogu Rolexa, (poprzedni numer WG), tajemniczy Iks, wtopiony w tłum podobnych mu wypreparowanych mentalnie trupów, żyjących poza prawdą i transcendencją,  bez ciężaru właściwego ludzkiemu gatunkowi, jest dla nas Panem NIKT.  Choć jest osobą prawną lub fizyczną, konsumentem, petentem, ajentem, klientem, najemcą lub właścicielem, zmaterializowanym przez PESEL, dowód ubezpieczenia i adres zameldowania, rodzi się, żyje, rozmnaża, podlega fizjologii i czasowi, jest charakterologicznie popychadłem bez moralności, politycznym Frankensteinem, ulepionym z przezroczystej, plastycznej masy.
 
W rzeczywistości  jednak jest KIMŚ. Ma takie przeświadczenie, oparte na poglądach o szczególnej roli każdego, najmniejszego nawet trybiku w wielkiej machinie społeczno-gospodarczej i choć kokieteryjnie i cokolwiek przewrotnie umniejsza swoją w niej rolę,  jest typem ludzkim, który odnalazł swoje miejsce w hierarchii społecznej, poprzez jej akceptację i pogardę,  będąc jednocześnie klakierem i outsiderem, nihilistą i cwaniakiem.
 
Jakkolwiek odczytywać by konstrukcję bohatera tekstu Rolexa, czy to w kategorii pookrągłostołowych awansów części tzw. koncesjonowanej opozycji, naturalnego spadku po peerelu, konformizmu, prostactwa, wygodnictwa, czy wręcz ograniczoności umysłowej, sam tekst jest ważny, bo pojemny semantycznie, otwierający różne pola konkretyzacji,  z widocznym uniwersalizmem,  jednakowo smutnym i przygnębiającym, który wiele mówi o kondycji przysłowiowego Der Mann ohne Eigenschaften.
 
Pan NIKT jest ponadczasowy, choć jego odrażająca konkretyzacja ujawniła się w XX wieku a wraz z polską transformacją i tzw. III RP, obarczoną całkiem sporym bagażem doświadczeń poprzedniej epoki, która próbując budować, burzyła ludzkie losy,  miała też swój udział w licznych kreacjach konstruowania czegoś z niczego, tej czasami nagłej i przypadkowej  lub raczej korzystnej śmierci i równie korzystnych narodzin, jakby trochę w konwencji Mickiewiczowskiej:
 
Umarł NIKT, narodził się KTOŚ.
 
Wcześniej ta śmierć nie wymagała poświęceń, wyrzeczeń i wielkich idei; wystarczył awans w centrali, zjednoczeniu, spółdzielni czy innym hierarchicznym molochu; ten jeden jedyny szczebelek wyżej, który od razu narzucał zakup skóropodobnej teczki-aktówki czy nowej koszuli Wólczanki, w pakiecie ze stonowanym jedwabiopodobnym krawatem, bo władzy nie wypada się wywyższać. Wyglądem. W odróżnieniu od tej z wysokiego szczebla, która mogła pochwalić się zegarkiem Poljot made in USSR, zakupionym z diet na Krymie lub w Bułgarii, podczas przyjacielskiej, pracowitej, a więc owocnej delegacji w zaprzyjaźnionych krajach.
 
Ludowa władza, w rewanżu za całkowitą lojalność odwdzięczała się pozorami niezależności i współrządzenia. Choć ta zdobyta często fuksem, mimo całej podległości, nie całkiem była pozorna. Dobre układy z rozbudowaną do granic kafkowskich kadrą kierowniczą na wszystkich szczeblach, dawała możliwości ulokowania rodziny i pociotków na liście płac a także, co było istotne w państwie wiecznych deficytów, zdobycia talonów i towarów niedostępnych lub reglamentowanych, a więc luksusowych, przynależnych władzy, o których zwykły NIKT, najczęściej tzw. „inteligencja pracująca”, mogła li tylko pomarzyć.
 
Budowanie iluzji władzy i lepszego życia „KTOSIA”, wyposażonego wcześniej jako NIKT w pakiet podstawowy służalczości i niskiego poczucia wartości, rozpoczynało się zwykle od mentalnych kalek stanów umysłowych i zachowań swych mocodawców, podpatrywania ich nawyków zawodowych i prywatnych oraz budowania i noszenia ich masek w kontaktach z personelem podległym. Czyli zarządzanie zasobami ludzkimi i przejmowanie tych samych ról, które kiedyś były powodem ośmiogodzinnej traumy, od 8 do 16.
 
Odtąd, rozpierająca radość życia z nowego statusu zawodowego, ten dumny wzrok „KTOSIA” i jego sprężysty krok, z jakim co rano, owiany zapachem Brutal - eau de Cologne, składał swój autograf na liście obecności w kantorku personalnej,  prowokowały do nierealnych marzeń - o daczy pod miastem, zakazanych - o nowej, młodszej żonie i niewykonalnych - z powodów czysto technicznych, łukach w M-3 z wielkiej płyty. Podwyższyła samoocenę i wykształciła, na wypadek starcia z przysłowiowym Panem NIKT, mechanizm obronny w postaci często ćwiczonej frazy: „Pan nie wie, kim ja jestem”, podobnie do wyuczonych, pokrętnych lub wymijających odpowiedzi na tematy trudne i drażliwe.
 
Nowonarodzony KTOŚ wiedział, że w podziale na cwaniaków i frajerów przypadła mu rola tych pierwszych i jakkolwiek epitet „karierowicz” brzmiał mu obrzydliwie, za to do „nomenklatury”, która przeciwnie - cokolwiek obco i tajemniczo, czuł niewytłumaczalny respekt. I to dla niej, zmaterializowanej w osobach kolejnych naczelnych, nie dla ojczyzny, maszerował z okazji świąt państwowych; dla niej najgłośniej, jak tylko umiał, skandował jednoczące hasła, dla niej wreszcie najwyżej trzymał szturmówkę,  by być zauważonym. Dać dowód swego posłuszeństwa i wiary w jedynie słuszną linię. Na wszelkie głosy krytyki, najprawdopodobniej, jak mu wmawiali,  elementu wywrotowego, pan KTOŚ włączał zakodowany mechanizm obronny, w słowniczku którego nie było miejsca na inteligenckie, narodowe fanaberie. Jego postawa wobec świata była iście apolityczna, którą traktował jako misję, realizowaną na swoim wąskim odcinku jednakowo w temacie śrubek jak i tego, czym przyszło mu zarządzać, zgodnie z wytycznymi zwierzchników, od których uzależniał własny, względny dobrobyt. Z wrodzonego lenistwa nie zgłębiał tajników własnej hodowli i podobnych mu „KTOSIÓW”; udomowiony czuł wyróżnienie, a bunt jawił mu się jak symbol dawnych, chudych lat.
 
Ale te chude lata miały dopiero przyjść. Gdy opadł pomagdalenkowy kurz, KTOŚ zrozumiał, że służalczość to zbyt mało, by utrzymać się na drabinie kariery, oblepionej przefarbowaną  na  opozycjonistów, budzącą jego wcześniejszy podziw tajemniczą nomenklaturą, która zaczęła rozdawać karty bez tasowania. To była gra w informacje. Kto miał informacje, miał władzę.
 
„KTOSIA” do gry nawet nie dopuszczono. Jeśli dostatecznie zgłębił marketing dilując kooperantom przysłowiowe śrubki, miał jedno wyjście. Mógł postawić na drobny biznes. Do tego był za cienki; całe życie myśleli za niego inni, a on wykonywał tylko zadania. Gen niewolnictwa zaprogramował jego umysł tak, że pozostawała mu tylko fucha strażnika parkingu lub innego mienia dziko rodzącego się kapitalizmu. Nadal jednak wierzył, że i tym razem na nim się poznają, że posiada te cechy przydatne, nawet gdyby zaprzeczały teorii Darwina i poezji Herberta. Bo przecież, jakby nie patrzeć, był humanistą. W swym pierwotnym idealizmie i  naiwności wierzył, że schowano już drabinę, że drogi są tylko proste a drzwi tylko otwarte. Nie potrafił zrozumieć, że ten świat był już CLOSED.
Nie ma już castingu na „KTOSIA”.
Bo „KTOSIEM” trzeba się urodzić, wyssać z mlekiem matki, odziedziczyć w spadku po ojcu ten najważniejszy kapitał, którego próżno szukać na duchowym cmentarzysku. Więc on, PAN NIKT, który chciałby być PANEM „KTOSIEM” nie wart jest naszej uwagi. To człowiek wydrążony, mieszkaniec Ziemi Jałowej, jak pisał T.S.Eliot w swym doskonałym poemacie.

Tekst opublikowany w nr.4/2012 Warszawskiej Gazety

Proponuję oryginalne danie: SŁOWA W SOSIE OSTRO-GORZKIM,produkt ciężko strawny i kaloryczny, okraszony szczyptą humoru i odrobiną ironii. ================================================= Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6 lok 227, Tel. 502 202 900

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka