Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990
3660
BLOG

Nie da się obronić abp Wielgusa

Grzegorz Wszołek - gw1990 Grzegorz Wszołek - gw1990 Polityka Obserwuj notkę 130

Ojciec Tadeusz Rydzyk broni, gdzie tylko może arcybiskupa Stanisława Wielgusa, zarzucając dziennikarzom, którzy ujawnili jego kontakty z PRL-owską bezpieką, że zniszczyli człowieka. Powrót do sprawy sprzed sześciu lat służy do spotęgowania konfliktu Telewizji Trwam z „Gazetą Polską” i Telewizją Republika. Konfliktu, dodajmy, nikomu niepotrzebnego, a zapewne przez wielu obserwatorów i po prawej stronie  - niezrozumiałego.

Redemptorysta broni życiorysu, który jest nie do obrony. Wykazuje przy tym – piszę to z ubolewaniem – taktykę „kalego”, retorykę, znaną z łamów „Gazety Wyborczej”. Otóż w jego przekonaniu, arcybiskup Wielgus nie był agentem SB, bo...tak mu wyznał w rozmowie. I już, koniec tematu. Dokumenty, zbadane przez historyków IPN, komisję Rzecznika Praw Obywatelskich, śp. Janusza Kochanowskiego, ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego i komisję kościelną. Pozostało zobowiązanie do współpracy księdza Wielgusa, w którym deklarował wykonywać działania, zlecone w państwach - „przeciwnikach” PRL przez wywiad SB. Pozostało wiele innych dokumentów, które omawiała „Gazeta Polska” i ks. Isakowicz-Zaleski w książce „Księża wobec bezpieki”. To nie tylko „lojalka”, o jakiej wspominał arcybiskup w pierwszych wywiadach po wybuchu afery lustracyjnej. Potem zresztą, niedoszły metropolita warszawski, przeprosił opinię publiczną za nie przyznanie się do współpracy z organami aparatu represji i prosił o wybaczenie.

Według obrońców arcybiskupa, służby specjalne, wespół ze środowiskami lewackimi, postanowiły dopaść autorytet moralny i wykorzystać użyteczne w całym procesie media. Nie można tego oczywiście wykluczyć. Każdy, kto posiadł jakiekolwiek materiały kompromitujące na danego człowieka, zrobił to w konkretnym celu. I na pewno, odpalając w pewnym momencie bombę, nie ma czystych intencji. Nie twierdzę, że takie rzeczy się nie zdarzają, bo to przypadłość znana w tej części Europy. Jednak fakt pozostaje faktem – arcybiskup Wielgus był wieloletnim, świadomym konfidentem bezpieki o ps. „Grey”. Gdyby przyznał się do tego od razu, najlepiej kilka lat przed 2007 r., nie byłoby całego zamieszania, które dotknęło również Stolicę Apostolską. I to jest nauczka, płynąca z teczkowych afer w Polsce. Winni są nie ci, którzy ujawniają zapisy źródłowe, znajdujące się w archiwach, ale kaci i ich użyteczne w czasie trwania PRL narzędzia.
 
Ojciec Tadeusz Rydzyk, broniąc w ten sposób arcybiskupa Wielgusa, stwarza niebezpieczny precedens. Trudno wiarygodnie krytykować postawę chociażby Lecha Wałęsy i jego obrońców, bowiem mówią oni dokładnie to, co redemptorysta w sprawie, która w jakiś sposób, ze względu na przyjacielskie więzi z arcybiskupem Wielgusem, go dotknęła. Przecież argumenty w stylu: „nie, bo nie” lub „to propaganda”, tudzież „odgórne zlecenie”, „on mi wyznał, że nie współpracował”, to creme de la creme postawy środowiska „Gazety Wyborczej”, która zwalcza na swoich łamach jakiekolwiek próby lustracji i pisanie o agentach komunistycznej bezpieki, określając nie raz brutalnie tych, którzy się tego podejmują. 

Wszystkie zamieszczone teksty na tym blogu należą do mnie i mogą być kopiowane do użytku publicznego tylko za moją zgodą. Grzegorz Wszołek Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka