Actonik Actonik
78
BLOG

Homoseksualizm - co komu do tego?

Actonik Actonik Polityka Obserwuj notkę 20

Nieco na marginesie sporów o homoseksualizm zastanawiam się czy z faktu, iż akt seksualny ma skutki społeczne, wynika realcja odwrotna: iż społeczeństwo jest uprawnione do wpływania na życie seksualne jednostek? Jak daleko sięgają uprawnienia społeczeństwa w tej kwestii w odniesieniu do dojrzałych (w tym płciowo i psychicznie), wolnych i świadomych osób?

Dotykam tu oczywiście relacji jednostka-ogół. Opowiadam się - intuicyjnie - po stronie jednostki. Uprawnienia człowieka są uprzednie, wynikają z natury, z faktu istnienia, z przyrodznej godności, czy jakkolwiek to nazwiemy. To nie znaczy, że człowiek żyje w oderwaniu od innych ludzi. Jednak relacje z innymi osobami - konieczne (od momentu poczęcia, aż do śmierci człowiek na rożne sposoby jest zależny od innych) oraz naturalne (człowiek bez innych ludzi nie byłby tym, kim się staje) - nie dają zwierzchnich uprawnień zbiorowości, zwłaszcza takich, które ingerowałyby w wolność jednostki. Na wszelki wypadek zaznaczę, iż nie chodzi tu o bariery chroniące jednostki przed nadużyciami ze strony innych jednostek, które wynikają wprost z prawa jednostki do niezależności.

Nawet jeżeli uznamy zachowania homoseksualne za "naturalnie nienaturalne", bo nijak nie służy zachowaniu gatunku, to pozostaje kwestia zachowań "z wyboru". Spoglądając na zachowania seksualne w sensie ogólnym, możemy uznać, że teoretycznie wszystkie one w jakiś sposób prowadzą do prokreacji. Z drugiej strony, równie wiele argumentów da się sformułować na uzasadnienie tezy, iż człowiek (a być może i inne gatunki) uczynił seks celem samym w sobie (albo niezależnym). Czymś w rodzaju sztuki, zabawy, gry. Można to lubić, w określonej formie, ale nie trzeba od razu być nałogowcem, sybarytą, ani zboczeńcem. Homo ludens przecież nie myśli wyłącznie o zabawie - to określenie opisuje tkwiącą w naturze ludzkiej skłonność do zabawy; zabawa w tym sensie konstytuuje człowieka.

Być może są ludzie, którzy potrafią żyć bez seksu. Erotyzm może być dla niektórych sferą obojętną,  obcą, albo wręcz wrogą. Wątpliwość pośrednio dotyczy zatem rozróżnienia - w jakim kształcie erotyka jest dobra bądź zła, akceptowalna, bądź niedopuszczalna? To ma ścisły zwiazek z normami kulturowymi, zmiennymi, podlegającymi rozmaitym uwarunkowaniom itd.

Homoerotyzm może budzić wstręt. Może być zachowaniem kompletnie niepojętym - zwłaszcza dla osób jednoznacznie heteroseksualnych. Jako skrajny heteryk nie potrafię wyobrazić sobie nawet aktu homoseksualnego. To znaczy, ogólnie - jakoś sobie wyobrażam, ale konkretnie - nie. Tyle, że podobnie nie wyobrażam sobie aktów heteroseksualnych moich znajomych. Bo to ich osobista sprawa. Jego i jej.

To, co wynika z szacunku dla drugiego człowieka (a co nazywane bywa taktem), pozwala dostrzec nieoczywiste bariery własnej ciekawości, pryncypialności, bezkompromisowości. Jak dalece mam prawo (osobiście, lub też w imię społeczności) domagać się od innych podzielania mego stanowiska - w tym wypadku - w sprawach dotyczących seksualności? Kiedy muszę reagować (gwałt, pedofilia - są chyba poza dyskusją; to przecież głębokie i rujnujące naruszenie praw jednostki), a kiedy powinienem rozważyć czy nie przekraczam pewnych granic... przyzwoitości?

Actonik
O mnie Actonik

"Granice mojego języka są granicami mojego świata". Ludwik Wittgenstein "Traktat logiczno-filozoficzny"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka