Actonik Actonik
342
BLOG

L. Kaczyński na postument?

Actonik Actonik Polityka Obserwuj notkę 6

 

PiS twardo, a inni rozmaicie domagają się pomnika „ofiar katastrofy smoleńskiej”. Na dodatek PiS oczekuje monumentu (monumentów?) śp. Lecha Kaczyńskiego. O pierwszym nie będę pisał, bo to kwestia raczej psychologii społecznej – dlaczego to tragiczne wydarzenie trzeba upamiętniać pomnikiem, gdziekolwiek miałby stanąć. Z tego co wiem, to jest już pomnik na Powązkach. Czemu mają służyć kolejne?

 

Zastanawiające natomiast jest czym próbuje się uzasadnić postumenty śp. Lecha Kaczyńskiego.

 

Najpierw pytanie: czy Lech Kaczyński był politykiem wybitnym? Takim, któremu warto stawiać pomniki?

To zapytajmy dalej – jaki był jego dorobek ideowy, cóż takiego zostawił swoim współpracownikom i następnym pokoleniom? A może był wybitnym człowiekiem czynu, który tworzył wielkie projekty, z rozmachem szkicował programy, wyznaczał cele, reformował, dawał nadzieję? Miał chociaż osobowość charyzmatyczną, taką która pociąga innych i pobudza do działania? Albo przynajmniej zdołał natchnąć dobrym słowem do czynu tych, którzy już tracili nadzieję. No, dobra – więc może był osią, punktem odniesienia, stabilnym i niewzruszonym autorytetem, który dawał wsparcie i punkt odniesienia, kiedy trzeba było poruszyć bryłę świata? Nie ruszać, lecz opierać się tsunami niegodziwości i prądów niszczących naszą cywilizację?

 

Śp. Lech Kaczyński jest ofiarą obłędu – na pewno swego brata Jarosława, ale (niestety) również sporej grupy jego akolitów. Politykiem był średniego kalibru, z osiągnięciami kompletnie niewyróżniającymi. Uznajmy jednak, że jego słabą prezydenturę (nawet w porównaniu z poprzednimi) da się oceniać różnie. Jego śmierć stała się jednak pretekstem dla przeniesienia sporu politycznego na płaszczyznę symboliki, emocji i dyskursu, na której zwykle operuje religia.

 

Quasireligijne ubóstwienie wymaga wykreowania mitu. A tu mamy niemal klasyczną próbę stworzenia mitu założycielskiego. Dodajmy, że w karierze Jarosława Kaczyńskiego jest to próba kolejna (po wcześniejszych wyeksploatowanych próbach umitycznienia inwigilacji prawicy, rządu Jana Olszewskiego, czy roli PC).

 

Ileż wysiłku wkładają więc stronnicy politycznej formacji o nazwie PiS w tworzenie legendy o wielkości i wyjątkowości oraz przełomowym charakterze prezydentury Lecha Kaczyńskiego! Jak bardzo emocjonalnie i gwałtownie reagują, kiedy tylko napotkają na powątpiewanie co do epokowych zasług zmarłego prezydenta. Jak bardzo podkreślają jego rzekomo męczeńską śmierć, a przynajmniej w zbrodniczym zamachu poniesioną śmierć bohaterską. Lecz tak być musi. Bez tego wysiłku zdrowy rozum i upływ czasu zgasiłyby chorobliwą gorączkę.

 

Wieczna żałoba, coraz to nowe żądania o uczczenie pamięci bohaterskiego-męczeńskiego-epokowego męża stanu, to z jednej strony zawłaszczanie tragedii, jaką była katastrofa samolotu pod Smoleńskiem. Jakby zginął tylko on jeden, albo reszta postradała życie przypadkiem, czy też – w wersji zamachu – jako koszt konieczny, poniesiony dla zgładzenia Tego jednego. Z drugiej strony, blokuje to naturalne odruchy współczucia dla rodziny (w tym Brata), nie mówiąc o rzeczowej debacie na temat przerwanej prezydentury. Ktoś w końcu w kancelarii pracował, coś przygotowywał, a teraz - ciekawe! - dawni współpracownicy zostali wypluci z PiS, jak Paweł Kowal czy Lena Dąbkowska-Cichocka... Proszę sobie przypomnieć, jakimi obdarzono ich przy okazji epitetami. [uwaga dla zwolenników PiS - nie sympatyzuję z PJN, ani z PO - nie chce mi się tego po raz kolejny tłumaczyć].

 

Nie trzeba się specjalnie wysilać, by zauważyć do czego dążą Jarosław Kaczyński i jego partia. Uczynili z katastrofy podstawowe narzędzie walki politycznej. Eksploatują nieszczęście do granic wytrzymałości, a nawet jeszcze dalej, mimo że stało się to nieznośne i demolujące normalne życie społeczne i polityczne. Oczywiście wykorzystują przy tym standardowy arsenał politycznego marketingu, polegający na przypisywaniu przeciwnikom wszelkich błędów, uchybień i ukrytych celów, które popełnia się i realizuje samemu. Prawdziwie zabawne (choć humor to czarny) jest to, iż tak sprowadzają w ten sposób poważną debatę na beznadziejne manowce. Nie ma w tym ani sensu, ani perspektywy. Chyba, że po prostu nie potrafią inaczej, bo nie mają żadnego programu budowy, a jedyne co potrafią to niszczyć (innych).

 

Chwila namysłu nad działaniami PiS prowadzi do… konfuzji i zawstydzenia. Już sama próba opisania tego, co wyprawiają nad grobem „poległego” – jak to niektórzy mają czelność powtarzać - śp. Lecha Kaczyńskiego wprawia w zakłopotanie. Skumulowane lekceważenie dla uczuć rodzin ofiar katastrofy, z pogardą dla okazujących naturalne współczucie, a do tego zawłaszczanie żałoby, wymieszane z cyniczną grą ubraną w szaty polityki (czyli z założenia działania dla jakiegoś dobra wspólnego) – po prostu wierzyć się nie chce, że robi to brat bliźniak, ceremonialnie obnoszący się ze swym przywiązaniem do Zmarłego. Myślę o tym z zażenowaniem.

 

Niestety – zamiast opamiętania, czy choćby chwilowego powściągnięcia – amok się pogłębia. Przekraczane są kolejne granice dobrego smaku i przyzwoitości. Niedawno zmyślono aferę z wieńcem na Krakowskim Przedmieściu, aż strach, co wykombinują jutro. Bo o pomnik walczyć będą zapewne do tchu swego ostatniego.

 

Na koniec – wątpliwość natury estetyczno-symbolicznej. Bardzo jestem ciekawy, w jakiej pozie, bądź w jaki sposób postulatorzy pomnika śp. Lecha Kaczyńskiego chcieliby go widzieć. Oszczędzę kolejnych pytań, bo opis propozycji może okazać się boleśnie sarkastyczny. I jeszcze – choć bohaterowie postumentów nieporównywalni: Jak trudną materią artystyczną są pomniki, świetnie ilustrują setki potworków ku czci (?), a raczej ku zgrozie Jana Pawła II. Być może dlatego niektórzy skromnie postulują zaledwie …tablice.

Actonik
O mnie Actonik

"Granice mojego języka są granicami mojego świata". Ludwik Wittgenstein "Traktat logiczno-filozoficzny"

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka