Jarosław Kaczyński i Tobiasz Bocheński Fot. PAP/Paweł Supernak
Jarosław Kaczyński i Tobiasz Bocheński Fot. PAP/Paweł Supernak

Bocheński wystartuje w Warszawie. Ekspert: "Wielkich szans nie będzie miał"

Redakcja Redakcja Na weekend Obserwuj temat Obserwuj notkę 75
- Kandydaci PiS mają w miastach pod górkę. Skoro tak, partia powinna dostosowywać do tego odpowiednią strategię. A nie wystawiać kandydata, który rezygnując z funkcji wojewody, stwierdził, że każdy dzień na stanowisku przy premierze Donaldzie Tusku były dla niego dyshonorem. Zaiste, świetny pomysł na kampanię wyborczą w mieście, w którym Donald Tusk uzyskał ponad pół miliona głosów. Raczej wypadałoby w takim miejscu spory łagodzić, a nie je podsycać – mówi Salonowi 24 prof. Jarosław Flis, socjolog, Uniwersytet Jagielloński.

Spekulacje były od dawna, w sobotę prezes PiS Jarosław Kaczyński ogłosił oficjalną decyzję o tym, że były wojewoda łódzki i później mazowiecki będzie kandydatem Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Warszawy. Gra o to, żeby doprowadzić do drugiej tury, czy może sztabowcy PiS faktycznie liczą na sensację i pokonanie Rafał Trzaskowskiego?

Prof. Jarosław Flis:
Moim zdaniem te wybory są bez znaczenia. Są podobno jakieś pomysły, żeby Tobiasza Bocheńskiego teraz wystawić „na przetarcie”, ale po dobrym wyniku w starciu z Rafałem Trzaskowskim, niewielkiej porażce potem wystawić na prezydenta kraju. Wydaje się jednak, że i w wyborach ogólnopolskich były wojewoda nie będzie miał wielkich szans.  



Zwolennicy tego rozwiązania argumentują, że Bocheński to nowa, nieopatrzona twarz. Może mieć potencjał do tego, by być drugim Andrzejem Dudą, który w 2015 roku sensacyjnie wygrał wybory prezydenckie?

Tak, o Andrzeju Dudzie też mówiono, że jest wystawiony proforma, a został prezydentem. Jednak przez 9 lat bardzo wiele się zmieniło. Dziś powtórzenie tamtego scenariusza jest praktycznie niemożliwe. Wystawienie Bocheńskiego są to raczej pewne podchody w obrębie samego Prawa i Sprawiedliwości, gra wokół przywództwa partii. Być może są tu realizowane nadzieje tych, którzy by chcieli zablokować mającego szansę na schedę po Jarosławie Kaczyńskim Przemysława Czarnka. Po utracie władzy wewnątrz partii jest totalny kocioł. Trudno się w tym zorientować.

Czy jednak wystawianie młodego kandydata na prezydenta dużego miasta nie jest też próbą zmiany wizerunku partii, szansą na odwrócenie tendencji w dużych miastach, gdzie PiS zazwyczaj wybory samorządowe przegrywa z kretesem?

Nie da się w 5 minut wyjść z kłopotów, w które się ładowało przez prawie 20 lat. Bo problem PiS i niewybieralność tej formacji w dużych miastach zaczął się mniej więcej w przededniu wyborów parlamentarnych i prezydenckich 2005 roku. Pamiętajmy, że trzy lata wcześniej, w 2002 roku kandydat PiS był w stanie wygrać wybory na prezydenta Warszawy. Lech Kaczyński wygrał zdecydowanie. Jednak przez kolejne dwie dekady sporo się zmieniło, dziś partia ta jest w Warszawie niewybieralna. I nie ma wielkich szans na szybkie odwrócenie tego trendu. 



A może sukcesem kandydata PiS nie ma być wygrana, tylko doprowadzenie do drugiej tury i ogólnie osłabienie Rafała Trzaskowskiego w kontekście wyborów prezydenckich?

Tylko że jeśli po słabszym wyniku w Warszawie Trzaskowski faktycznie osłabnie, prezydentem RP może zostać nie prezydent stolicy, ale obecny Marszałek Sejmu, Szymon Hołownia. Pytanie, czy z punktu widzenia PiS-u będzie to sukces, czy może raczej śmiertelne zagrożenie? Jeżeli chodzi o to, żeby pogrążyć Platformę Obywatelską, ale przy okazji dzięki samobójczej misji samemu się wykończyć, to tak, ten ruch może mieć sens. Nie sądzę jednak, żeby Prawo i Sprawiedliwość definiowało swoje cele w ten sposób, że najważniejsza jest równowaga, osłabienie PO i wzmocnienie Trzeciej Drogi, nawet kosztem PiS-u.

Tak naprawdę problem największej partii opozycyjnej w wyborach samorządowych jest inny. Otóż obecny obóz rządzący – Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica – jest w stanie wygrywać wybory nawet w tych gminach, w których Andrzej Duda miał ponad 50 proc. poparcia. Natomiast kandydaci PiS praktycznie nie mają szans wygrywać tam, gdzie wygrywał Rafał Trzaskowski.

Z badań wynika, że partie Bloku Senackiego mają szansę na wygranie wyborów samorządowych w 26 proc. gmin, w których Duda miał ponad 50 proc. poparcia. PiS ma szansę na przejęcie władzy w zaledwie 3 proc. gmin, w których ponad połowa wyborców głosowała na Trzaskowskiego. Kandydaci PiS mają więc w miastach pod górkę.

Skoro tak, partia powinna dostosowywać do tego odpowiednią strategię. A nie wystawiać kandydata, który rezygnując z funkcji wojewody, stwierdził, że każdy dzień na stanowisku przy premierze Tusku były dla niego dyshonorem. Zaiste świetny pomysł na kampanię wyborczą w mieście, w którym Donald Tusk uzyskał ponad pół miliona głosów (dokładnie 538 tysięcy 634 – red.). Raczej wypadałoby w takim miejscu spory łagodzić, a nie je podsycać. 


Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo