Wyobrażacie sobie rząd z premierem Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem? Fot.  PAP/Paweł Supernak/Canva
Wyobrażacie sobie rząd z premierem Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem? Fot. PAP/Paweł Supernak/Canva

Trzecia kadencja PiS… z premierem Kosiniakiem?

Rafał Woś Rafał Woś PiS Obserwuj temat Obserwuj notkę 82
Po wyborach możemy mieć przedziwną sytuację. Rodzaj trzeciej kadencji PiS-u pod rządami… antypisowskiej koalicji.

PiS wygrywa wybory, a premierem Kosiniak-Kamysz

Demokracja parlamentarna przynosi czasem dziwaczne rezultaty. Możliwe, że jeden z nich będziemy oglądać po jesiennych wyborach.

Bo możliwy jest następujący scenariusz: PiS wygrywa wybory. W takim sensie, że pozostaje największym sejmowym ugrupowaniem. Ale nie może utworzyć samodzielnego rządu. Powstaje więc rząd antypisowski. Szeroki - jak to się kiedyś mówiło - od Vancouver po Władywostok. Może składający się z trzech/czterech (KO, Lewica, PSL-Hołownia) a może nawet z pięciu (plus Konfederacja) ugrupowań? Na czele takiego rządu staje - powiedzmy - Władysław Kosiniak-Kamysz. Polska polityczna historia nie raz przećwiczyła taką funkcję ludowców.   

Nowy rząd podzieli się władzą tak, jak dawne potęgi kolonialne dzieliły się się strefami wpływów. Ja do tego i tego równoleżnika, ty od tamtej rzeki do oceanu. I tak dalej. To można sobie zupełnie spokojnie wyobrazić. Lewica bierze sprawy obyczajowe, politykę społeczną i edukację. KO resorty gospodarcze i sprawy zagraniczne, PSL z Hołownią rolnictwo i kulturę, Konfederacja obronę narodową i zdrowie. Albo jakoś inaczej. W sumie nie jest to aż takie istotne.

Oczywiście wszystko to odbywa się w ekstazie pełnej retoryki o „wielkiej zmianie”, „ocaleniu demokracji”, „powrocie Polski do Europy”. Ta zmiana będzie się dokonywać w sferze symbolicznej. Oraz kadrowej.


Im więcej wspólników, tym gorzej

Będzie więc czyszczenie kadr w administracji publicznej czy spółkach skarbu. Ale to normalne. Na dodatek to czyszczenie też ma swoje granice. Jak słusznie zauważył niedawno w gazecie.pl Grzegorz Sroczyński, poważne zmiany w mediach publicznych wymagają akceptacji ze strony Rady Mediów Narodowych. Także niezależność banku centralnego chroniona jest na poziomie konstytucyjnym. Na urzędzie jest prezydent Duda. Oczywiście anty-PiS może pójść na ostro. Stwierdzić, że „skoro PiS łamał konstytucję”, to ich także ona nie obowiązuje. Wielu wyborców anty-PiS-u pewnie by to nawet kupiło. A i unijny establiszment przymknąłby raczej oko - zachwycony, że wreszcie pozbyli się stawiających się im ciągle przebrzydłych PiS-owców. Ja jednak myślę, że to się nie wydarzy. Dlaczego? Bo do tak zdecydowanego działania potrzeba dużo spójnej politycznej woli. A tego towaru rząd czterech/pięciu ugrupowań antypisowskich będzie miał w ciągłym deficycie. To jak z popełnianiem zbrodni. W pojedynkę łatwiej to zrobić. Bierzesz spluwę, naciągasz kominiarkę, wchodzisz do banku i "ręce do góry!”. Co będzie to będzie. Wspólnik już utrudnia sprawę, bo może pęknąć i sypnąć. A pięciu to pięć razy gorzej.

Z bardzo podobnych powodów nie będzie też fundamentalnych zmian w filozofii funkcjonowania kluczowych dziedzin państwa. Takich jak PiS-onomika, polityka obronna czy stosunki do Europy. Gdyby albo KO, albo Lewica, albo Konfederacja doszli do władzy samodzielnie, to mogliby mieć pokusę robienia wszystkiego inaczej. Ale taki scenariusz im nie grozi. W praktyce - jeśli przejmą władzę - to każde z ugrupowań tworzących nową koalicję skupi się raczej na swoich mikroprojektach. Najlepiej na takich, które nie uderzają w interesy i wrażliwości współkoalicjantów. To w nich będą dłubać w nadziei zaprezentowania ich potem własnym wyborcom jako „odbudowy państwa”. Skończy się jednak zapewne na didaskaliach. Wielką rewolucją w ściśle zakreślonych granicach wytyczonych uprzednio stref wpływów. Jak jakiś Mentzen albo Zandberg wyjedzie za linię, to cała koalicja runie w jednej chwili. Więc uwaga będzie skupiona na tym, by nikt za linię nie wyjeżdżał. Dlatego będzie to rząd wielkiej inercji. Bierności i bezwładu.


Żadnych zmian Panowie

W tym sensie nie wierzę w żaden antypisowski zwrot w polityce społecznej i gospodarczej. Nie wierzę w likwidację (ani nawet większe zmiany w funkcjonowaniu) 500+ i 13. emerytury. Ani w celowe spowalnianie  wzrostu płacy minimalnej. Ani w zamach na wolne od handlu niedziele czy odwracanie obniżki wieku emerytalnego. Dlaczego w to nie wierzę?

Raz, że Polki i Polacy nie chcą tego zmieniać (poparcie dla dokonanego przez PiS zejścia z neoliberalnego kursu przewyższa zazwyczaj poparcie dla PiS). Dwa, że sami politycy anty-PiS-u też nie są ślepi. Widzą, że te rozwiązania są nie tylko popularne, ale też dobrze służą gospodarce. Wieszczone przez osiem lat bankructwo Polski PiS-owskiej się z ich powodu nie zdarzyło. A Covid, wojna i inflacja - choć były doświadczeniem trudnym - nie były dla Polaków traumą porównywalną z czasem terapii szokowej albo masowego bezrobocia przełomu wieków.

A czy zmienia się polska polityka w innych kluczowych obszarach? Na przykład w kwestii wojny na wschodzie? Chyba wykluczone. Przekonanie, że to prawica miała rację przez lata trąbiąc o imperialnych zakusach Rosji jest wszechogarniające. Teraz raczej wszyscy (z Donaldem Tuskiem czy Radkiem Sikorskim włącznie) mówili, że oni zawsze byli tego samego zdania. Nie widzę jakoś tego, by Hołownia z Kosiniakiem-Kamyszem mieli nagle zrywać kontrakty zbrojeniowe. Albo wstrzymywać rozbudowę energetyki jądrowej.


Ten pociąg odjechał...

A stosunek do Europy czy też Niemiec? Z pozoru może się zmienić. Będzie trochę więcej uśmiechów i poklepywania po plecach. Ale czy zmieni się faktycznie sedno samej polityki? Myślę, że nie. Zgadzam się z Michałem Karnowskim, który pisał niedawno, że (akurat w polityce zagranicznej - red.) opozycja powoli wychodzi z „kanałów mentalnych”, którym hołdowała przez dekady. Zaczyna dostrzegać niepokojące procesy zachodzące w Niemczech w obszarze świadomości historycznej i podejścia do przeszłości. (…) Dotąd opozycja sądziła, że napięcia na linii Berlin–Warszawa to wyłącznie wina ekipy PiS. Dziś dostrzega, że Niemcy, do których tak się tuliła, są inne, niż to sobie wyobrażała”. To z resztą nieuchronne. Często sam piszę o tym, że Polska w ciągu minionej dekady przeżyła okres szybkiego organicznego wzrostu. To musi znaleźć odzwierciedlenie w polityce europejskiej Warszawy. Nie ma powrotu do bezrefleksyjnego przyjmowania wszystkich poleceń płynących z Brukseli i brania za pewnik wszystkiego, co mówi berliński establiszment. Ten pociąg odjechał.

Tak własne będzie wyglądała Polska antypisowskiej koalicji pod wodzą Kosiniaka-Kamysza. De facto będzie to… trzecia kadencja PiS-u. Tyle, że z PiS-em w roli opozycji. Paradoksalnie może to być dla PiS-u najtrudniejsze wyzwanie w całej historii tego ugrupowania. Wyzwanie egzystencjalne. Ale to już temat na zupełnie inne rozważania.

Rafał Woś

Czytaj dalej:

Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka