Z niesmakiem obserwuję, jak po raz enty polityk PiS nie daje sobie rady z Moniką Olejnik. Tym razem była to Beata Kempa.
Rzecz dotyczyła wystąpienia Zbigniewa Ziobro w Parlamencie Europejskim oraz tzw. białej księgi w sprawie katastrofy smoleńskiej. Była więc okazja, by przypomnieć funkcjonariuszce TVN, jak w czasach "kaczyzmu" konkurencyjni wobec PiS politycy (np. śp. Bronisław Geremek) czy dziennikarze (np. Adam Michnik) ośmieszali Polskę skarżąc się na arenie międzynarodowej na rzekome zagrożenie demokracji przez PiS. Była okazja wypomnieć kłamstwa smoleńske propagowane przez TVN i GW, czy kompromitację Polski poprzez zasadniczy brak szybkiej reakcji na raport Tatiany Anodiny i fałszywe oskarżenia nieżyjących.
Niestety, po raz kolejny polityk PiS udowodnił, że nie potrafi dać sobie rady z Moniką Olejnik, a jest ona do pokonania w łatwy sposób. Ten sposób pokazał niedawno Paweł Kowal, który wręcz zabił Olejnikową merytoryczną argumentacją i błyskotliwością. W zeszłym roku było inaczej. Paweł Kowal przerżnął z Olejnikową, czemu poświęciłem nawet specjalną notkę. Paweł Kowal odezwał się u mnie w blogu i był nieco zdziwiony surową oceną. Widać jednak potrafi wyciągać wnioski, skoro kilka tygodni temu dosłownie rozjechał Olejnikową, która bezradnie mówiła: "A może dałby mi Pan dojść do głosu!".
Beata Kempa wybrała inną metodę. Po prostu, Olejnikowa swoje, Kempa swoje. Jeden jazgot kontra drugi jazgot. Kempa jest pewnie teraz dumna z siebie, że nie dała się Olejnikowej. Na koniec audycji Olejnikowa powiedziała jednak, że nie będzie więcej zapraszała Kempy, bo nie odpowiada na zadane pytania. Niestety, to prawda. Kempa, po prostu, nie zważając na nic, wypowiadała swoje kwestie. Występ obu pań mogę co najwyżej oceniać przez pryzmat żenady.